Upił kilka dużych łyków piwa, wystarczająco aby ugasić niedźwiedzie pragnienie. Nie był miłośnikiem alkoholowych trunków, jednak pustynia w gardle nakazała łapczywie sączyć złoty napój. Otarł potężną dłonią czarne jak smoła brodzisko i uśmiechnął się do dowodzącego. - Porządny człowiek jesteś dobrodzieju. Cięty masz język i ludziom ubliżać lubisz, ale szanuję, szanuję. - upił jeszcze dwa łyki, gęsto mocząc piwem bujny zarost. - Głupi jesteś, ale szanuję. Bowiem na siłę wciskasz mi wiadomość o mojej całkowitej bezradności w obecnej sytuacji. - beknął zdrowo i przeciągle, przepraszając obecnych nazbyt uprzejmie. - Może i do najmłodszych nie należę, ale do ślepoty mi daleko. Byłbym kompletnym idiotą, aby w tym momencie dać się rozszarpać burakom, którzy nas eskortują. Jestem w pełni świadomy tego, że nie mam żadnego, pieprzonego wyjścia. Ro-zu-miesz? Uwielbiam droczyć się z ludźmi, większość jest cudownie naiwna, a nerwy mają ulotne niczym kaczy puch. Zresztą, Twój tileański przydupas nie spudłuje, jest to bardziej pewnie niźli słoneczko o poranku. - przeciągnął się niebezpiecznie, pozwalając zdrętwiałym kończynom rozprostować się. Przybrał humorystyczną postawę króla siedzącego na drewnianym zydelku. - A teraz wypieprzać z mojego wozu, audiencja zakończona. Hue hue hue! - Zaśmiał się potężnie ze swojego żałosnego żartu. Humor nigdy nie opuszczał Ragnwalda Indriadssona. |