Na początku szło dobrze. Cicho na tyle, aby nie usłyszeli podeszłyście do plecaków. Kiedy wstałaś poczułaś zawroty głowy, a ból nasilił się. Adrenalina niwelowała te niedogodności na tyle ile mogła, wiedziałaś jednak dobrze, że nie nadajesz się na długodystansowy bieg z zawrotną szybkością. Nie zatrzymało to ani ciebie, ani Beth - wcale nie wydającej się być w lepszym stanie. Ona nie straciła przytomności, ją pobili dotkliwiej.
Krok po kroku, znalazłyście się przy krzakach za budynkiem, w którym Marcus ciągle co chwilę wrzeszczał z bólu i strachu. Zostawał tam sam, jego los wydawał się przypieczętowany. Świat stał się aż tak zły i brutalny?
Rzuciłyście się do biegu. Dokładnie w momencie, w którym za plecami dał się słyszeć okrzyk.
- Uciekają!
Teraz już nie było czasu. Pędem przedarłyście się przez coś, co kiedyś mogło być pasem nieźle utrzymanej zieleni i wybiegłyście na niedużą osiedlową drogę. Asfalt popękał w wielu miejscach, a umiejscowione wzdłuż niej budynki zarosły zielenią i popadały w ruinę w błyskawicznym tempie. Oprócz tych budynków, oddzielonych od siebie głównie żywopłotami, nie było innych przeszkód terenowych mogących oddzielić was od ścigających, dlatego też Malkins rzuciła się ku najbliższemu z nich. Trzydzieści metrów biegu wyglądała jak niekończąca się, przerażająca podróż.
Dobiegałyście już, kiedy i oni przebiegli przez krzaki. Obejrzałaś się, dostrzegając sylwetki dwóch mężczyzn.
- Stać! Bo pozabijamy do cholery!
Jeden z nich wycelował i wystrzelił. Słyszałaś świst kuli. Dotarłaś do rogu domu, kiedy padł kolejny strzał.
Beth krzyknęła i upadła. Trzymała się za nogę.
- Biegnij! Ostrzeż wszystkich!
Przed tobą rozciągała się kolejna uliczka i kolejne budynki stojące z obu jej stron. Cała okolica to było osiedle niskich, jednorodzinnych domów. Jak na zdjęciach, choć tu roślinność była wysoka i niezadbana, z trudem ukrywająca postępujący rozkład dzieł człowieka. |