Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2016, 18:23   #114
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



Frank nie przypominał sobie tak stresujących wakacji. I tak pełnie niespodziewanych niespodziewajek. No prawie na kazdym kroku odkąd coś z lasu zapewniło im nagłą pobudkę tej nocy. Teraz też jakby wszystko się uparło by być odmienne niż powinno. Nawet ten facet ze strzelbą.

Jackson spodziewał się różnych rzeczy. No ale jakichś takich "normalnych". No na ile normalną rzeczą można nazwać faceta łażąecego tuż przed burzą po nocy w lesie celującym ze strzelby do spacerujących turystów. No przecie spoko. Standardowe wyposażenie parków narodowych tak samo jak drzewa, kleszcze, strumienie czy inna sierściuchowo - pierzasta florofauna. Standard.

Ale nie. Nie mogło byc tak prosto. Frank spodziewał się, że facet strzeli. No trafi kogoś w obozie albo nie. Chyba, że właśnie wrzaski i ten rzucony przez baltimorczyka lighstick by go jakoś zniechęcił do tego. Przestraszyłby się, że zostałz demaskowany albo co. No nawet jakby się wkurzył na przeszkadzajke i jego obrał za cel no to wcale z tego powodu nieuzbrojony technik telewizyjny by szczęśliwy nie był ale jeszcze mieściło mu się w standardzie reakcji przyczynowo - skutkowych. No ale nie to co zobaczył jak się w końcu podniósł z ziemi.

Bo się podniósł. Ten huk czy błysk zdziwiły go trochę bo chyba trochę przesadzona było to jak wystrzał z broni palnej. Tak go oslepić jakby tuż przed oczami błysnął mu jakis flasz czy co. Nie pasowało mu to do wystrzału z broni która powinna byc sporo od niego. Choć doznał ulgi, gdy ołów nie przeszył mu trzewi. Irytujace ściskanie mięśni brzucha jakby to miało zatrzymać kulę wreszcie ustapiło.

No ale jak się podniół to nie widział ani tego facia ze strzelbą ani nikogo innego. Znikli. Z facetem główkował, że może się jeszcze ukrył. W sumie też mógł się schować za drzewo czy co tak jak i Frank. Ale to by pasowało do racjonalnego świata z jakiego pochodził Frank. A tu i teraz... Coś mu mówiło, że ten błysk i huk jest jakoś powiązany ze zniknięciem tego obcego mysliwego a nie z wystrzałem jego broni. No ale kajakarze?

Bear wyglądał na obytego z lasem no może by umiał tak zniknąć. Ale reszta? No i po co? No fakt, darł się by padli na ziemię ale to by ich widział na ziemi, jak się wczołgują za pniaki czy do namiotów. A nie tak, że pusty obóz jakby ich nigdy nie było.

Położył sobie dłoń na powiekach i pokręcił głową. Przerastało go to. Nie był stworzony do takich rzeczy. Ani genialnych teorii w mig wyjasniających te niestworzone rzeczy ani nie miał supergadżetów pomagających sie wykaraskać z tej sytuacji. Coś mu mówiło, że standardowe sprzety z ich cywilizacji mało się tu sprawdzały.

To było... Jak film. Jakby się znalazł na jakimś planie filmowym. Jakby widział jakieś rzeczy co tu się zdarzyły czy co. Nie przyjrzał się temu facetowi ale jakoś sprawiał dosć współczesne wrażenie. No i kajakarze. Czyli to co się działo teraz. Ale te znikanie? To nie było normalne. Zupełnie jakby ktoś puścił taśmę z filmem a potem nałozył nastepną. Dwa obrazy się zlały w jeden a potem z jakiegoś powodu urwały. Ale kto by tak robił. Ten szaman którego widział przez chwile jak go zamroczyło? I po co? Co chciał osiągnąć? Miało to Frank'owi coś wyjasnić? Ale co? Że jego znajomi wrócili do obozu? Że jest czy był tu jakiś facet który strzela czy strzelał... No do kogo? Do czego? Jeśli był z "innego filmu" to nałozony obraz znajomych Frank'a skutecznie przesłonił to do czego tamten celował.

~ No super stary... To żeś pomógł z tymi wskazówkami... Jakies machanie chorągiewkami czy światełkami jak trafić do tej supertajnej jaskini? Bardzo bym prosił to by mi na pewno pomogło bardziej... ~ jeknął w myslach. Był zmęczony i zniechęcony. No i zagubiony. Nie tylko fizycznie. Ba! Nie tylko psychicznie! Także... Metafizycznie? Czy jak to nazwać. Nie był pewny gdzie jest i co widzi. W sumie jakby miał jakieś haluny to by było najporstsze rozwiązanie. Bo wtedy sprawa dotyczyłaby tylko jego samego. Choć ta obiektywna prawda subiektywnie nie była w ogóle ani pocieszająca ani jakoś zmieniajaca te rozważania. I jeszcze te... Te coś w obozie. No ładnie...

Bo gdy już wstał i upewnił się, że nikt nie celuje mu w głowę okazało się, że grupka turystów z jakimi podróżował znikła. Nie, ze ciała postrzelane ołowiem czy poszarpane przez stwora ale znikli jakby nigdy nie było albo nigdy tam nie wracali. Ale za to Frank widział... No jakieś cosie... Całkiem sporo. Poruszały się... Bez sensu. Bez ładu i składu i właśnie bez sensu cechującym jakoś ruch itot żywych. Do tego te raczej nie są półprzezroczyste. A te były. Jak duchy. Znaczy ich standardowe wyobrażenie bo żadnego wcześniej Frank przecież nie widział.

Co to było?! Co tu się działo?! Gdzie się znajdował?! Ze złości zwinął dłoń w pięść i chciał uderzyć w drzewo. Wziął już zamach ale zrezygnował. Najwyżej ręka by go rozbolała a nieczego by to nie zmieniło. W zamian za to pokręcił głową i oparł się ramieniem o drzewo obserwujac ich stary obóz. Chwilę przygladał mu się by się upewnić no ale wszystko się zgadzało. To był ich obóz gdzie przycumowali przed wieczorem a on z John'em łaził po drewno nim się nie zaczął cały ten syf. A teraz coś tam było. Za to nie było żadnych ludzi.

Widział w ogóle całą grupkę kajakarzy? Jeśli tak to czemu teraz ich nie dostrzegał? Czmu oni go nie dostrzegli? Wiatr może i mógł zagłuszyć krzyk. Ale światło które w ciemności lasu powinni dostrzec? Wystrzał broni tego faceta? To też zgapili? Jakim cudem?! Przecież dzieliło ich z kilkadziesiąt kroków a nie kilka kilometrów. Chyba, że...

~ Może mnie tu nie ma? ~ zastanowił się nad tą opcją. Była pochodną tej teorii "wielofilmowości". Może ten jad jakim poczestował go ten chyba wendigo... Zmieniała go w kolejnego wendigo. To już zakładał i wcześniej choć dopiero teraz dotarło do niego nieco inny aspekt tego założenia. Może skoro ten wendigo czy inny leśny duch zmienia go w ducha to i zaczyna mieć "duchowe widzenie"? Jakieś inne rzeczywistości czy co. Poczuł, że robi mu się gorąco i przęłknął slinę.

Te postrzeganie pondaludzkie czy podludzkie jakoś specjalnie szału nie robiło na nim. Tak na dziko nie był nawet pewny co widzi ani jak ani jakto interpretować. Nawet nie był pewny czy dostrzega tą rzeczywistość z jakiej pochodził. Pewnie z czasem rozkminił by to czy owo. O ile duch wendigo czy inna "ciemna strona mocy" nie pochłonęłaby go prędzej. Ale strasznie chujowe było to, że jak prawilny duch przestawał mieć wpływ i kontrolę nad rzeczywistością. Co będzie dalej? Będzie szał jak porószy jakąś gównianą monetą w realu? Nie... Musiał być jakiś sposób... sposób by się z tego wykaraskać. Sposób by zatrzymać tą przemianę. I by wrócić do domu. Jako Frank Jackson z Baltimore a nie... Coś... Coś przyobleczone w jego ciało...

Zamknął na chwile oczy. Stał oparty o drzewo. Musiał się skupić. Musiał byc jakiś sposób. Jakiś wzór czy schemat. Chodziło o indian i ich wierzenia i tradycje. Tego był prawie pewny na ile czegoś można było być pewnym w takiej sytuacji. A oni sie tu wpieprzyli w złe miejsce i czas. Idnianie coś kminili dlatego tyle tych łpaczy na rozwieszali. I ten szaman co go widział w wizji przez moment. On coś wiedział. Jeśli nie kontrolował tego to chyba miał jakiś wpływ. Może był strażnikiem? Nie chciał by to coś wydostało się stąd. Może chciał to coś ściągnąć z powrotem do tej starej jaskini? Chyba był zdziebko zajęty. Tym czymś co tu się działo i panoszyło. Dlatego tak słabo reagował by ściągnąć Jackson'a do siebie. Może chodziło o tą ranę? Jad krązył już w żyłach Frank'a więc ten się stał jakoś bardziej podatny na kontakt czy inaczej wykrywalny dla tamtego starca? Chuk z tym... I tak musiał go odnaleźć i tą jego jaskinię. A nie miał pojęcia gdzie ich szukać.

Otworzył oczy i nadal widział ich obóz i te "cosie". Wahał się. Podejść? Obejść obóz? Coś krzyknąć? Wydawało mu się, że prócz wiatru i burzy od strony obozu dochodzą go chyba jakieś odgłosy rozmowy. Ale co z tego? Nawet jak pod filtrem "z duchami" jaki widział byli tam jacyś ludzie nie reagowali na jego poczynania. Nie widzieli ani nie słyszeli go tak samo jak on ich. Nie miał pomysłu jak się z nimi skomunikować. Te sylwetki mogły być właściwie jego niedawnymi towarzyszami. Ale to jeszcze bardziej zniechecało do komunikacji. Ani coś powiedzieć, ani dotknąć ani wysłuchać... Jakby byli obok siebie oddzieleni przez jakaś grubą błonę. Niby coś widać ale bez konkretów powidzieć też nic nie da się z sensem. Frank był już od nich prawie odcięty. I zgadywał, że jak ma farto to to tylko przejsciowe stadium.

Wzruszył ramionami. Poszedł w miejsce gdzie rzucił lighstick. Może po mysliwym został jakis bardziej namacalny slad? Może on był jakoś "bardziej" w nowej czasoprzestrzeni Jacksona? Potem właściwie nie miał pomysłu co ze sobą zrobić w takiej sytuacji. Właściwie mógł pójść w stronę obozu. Może z bliska te kilkadziesiąt kroków bliżej cos się wyklaruje czy zmieni? Ale jeśli sytuacja się jakoś diametralnie nie zmieni to zostanie mu opuszczenie obozu i zagłębienie się w las licząc, że jakoś odnajdzie tą tajemniczą jaskinię. Mogła być ratunkiem i dla niego i kto wie, może także dla reszty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline