Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2016, 11:12   #22
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Stali spokojnie. Niemalże bez ruchu jak posągi. Tylko jedno oko wampira świdrowało wszystkich zebranych. Wiedział już wiele o różnych zależnościach. Kiedyś nie uwierzyłby, że tak dużą wiedzę o innych można uzyskać nie zamieniając z nimi słowa. Od tamtych czasów stracił nie tylko oko, ale i życie.

W końcu przyszły książe zakończył krzątanie się między wampirzą szlachtą a swoimi oddziałami. Rzucił rozkaz do wymarszu. Oddział Bożogrobców miał zabezpieczać tyły. Jaksa się podporządkował. Nie mógł sobie wyobrazić lepszej pozycji. Mógł nadal obserwować cały orszak.


- Mistrzu, wszak to ruchome siedlisko grzechu. Ta cycata na wozie już każdemu z nas proponowała chędożenie, a jeszcze nawet księzyc nie wzniósł się w swój zenit.
- Gerard, wiesz, że Jezus na pustyni wytrzymał czterdzieści dni bez jedzenia i wody? Myślisz, że był kuszony tylko tym?
- Wszak znam historię o trzech kuszeniach.
- Trzech? - wampir uniósł brew - W Piśmie jest wiele alegorii. Nie możesz ich traktować jak prawdy objawionej. Musisz samemy wyciągać wnioski. Wszak szatan mając do dyspozycji czterdzieści dni nie kusiłby jeno trzy razy.
Rycerz zwany Gerardem zdjął hełm, odsłaniając ogoloną na łyso głowę.
- A ta co z lasu wyszła jeno jeden półdupek osłaniając? Czyż ona jest taka jak ty, mistrzu?
Jaksa uśmiechął się pod nosem.
- A czy mój półdupek też chcesz obaczyć dla porównania?
Najbliżej jadący rycerze parsknęli smiechem. Gerard stracił ochotę na dalsze dyskusje.


Droga nie była uczęszczana od wielu lat. Dlatego niczym dziwnym nie był fakt, że wozy utknęły.
Jaksa wraz ze swoim chorązym zajęli miejsce na pobliskim wzgórzu.
- Mistrzu, dlaczego nasi rycerze przepychają wozy w błocie? Wszak mogliby się tym zająć inni.
- Rochu, Rochu, Rochu.
Młody rycerz milczał, wiedząc, że czeka go nauka. Wiele rzeczy można było mówić o Jaksie. Nie mówił dużo. Ale gdy już mówił, to nauczał. Niestety bardzo niewielu dane było te nauki pobierać.
- Młody Rochu, widzisz Koenitz chce ruszyć na nowe ziemie z mieczem. Póki co, ma bryłę metalu.
Roch zacisnął pięść i uniósł ją.
- Wszak wykujemy z naszych oddziałów ostrze w ogniu walki!
Wampir poruszył przecząco głową.
- Najpierw potrzeba nieco pracy kowala. Cięzkiej pracy. Widzisz, taki miecz wykuwa się codzienną ciężką pracą. Oni nam nie ufają. My nie ufamy im. Ale gdy zobaczą, że szlachetni rycerze nie boją się wdepnąć w błoto, żeby przepchać wóz z jedzeniem, to zyskają odrobinkę zaufania. Dosłownie kropelkę. Zwróć uwagę, że rycerze Koenitza poszli za naszym przykładem. A przecież w dużej mierze posiadają tytuły szlacheckie. Może kiedyś te kropelki pozwolą ugasić pragnienie jedności w naszej grupie.
- Mistrzu, opowiedz mi o tych wampirach - dociekał Roch.
Jaksa się zaśmiał.
- To bardziej skomplikowane niż myślisz. W karecie jadą najbliźsi przyjacele Koenitza. Jego doradcy. Jeden jest magiem i okultystą. Drugi pastorem.
- Dobro i zło? Anioł i diabeł?
- Nie daj się zwieść. Wszak ten którego przyrównałeś do anioła wypił krew z jednego z nas. Wchłonął jego duszę. Jego esencję.
- To grzech? - Chorąży nie miał pojęcia jak takie zachowanie jest traktowane przez wampiry.
- Wszystko zależy od okoliczności. Wiesz przecież. Piąte - nie zabijaj. A jednak wiele razy odbierałeś życie w imieniu zakonu. Nie ma na to jasnej odpowiedzi.
- A kim jest ten Koenitz?
- Szlachcic. Żądny sławy. Zwycięstw w bitwach. Oby jego doświadczenie nie było nam nigdy potrzebne.
- Ta panienka, która się do niego cały czas uśmiecha i nie zna swoich sług? - dopytywał chorąży.
- To zagadka. Młoda. Niedoświadczona na dworze. Albo…
- Albo co?
- Albo intrygantka, która chce zapewnić sobie miejsce najbliżej przyszłego księcia. W tej chwili prawdopodobnie z jej pomocą najszybciej przyjdzie nam przekonać szlachcica do naszych racji. Pytanie, czegóż zażąda w zamian.
- A ta dziwna, co to przewodzi tym moczymordom?
- Nie lekceważ ich.
Chorąży zaskoczony spojrzał na wampira.
- Moczymordy, czy nie, ale zauważyłeś, że gdy wszyscy stali na polanie, to oni zajęli najwyżej osadzona pozycję? Idealną do obrony. Wierzysz, że w walce honor daje zwycięstwo? Wojna to nie turniej rycerski. Nie chodzi o kruszenie kopii na tarczy herbowej przeciwnika. W bitwie, gdy twój koń wdepnie na okulawiacz, ty z niego spadniesz. Jeżeli nie skręcisz karku, to pierwszy leprzy moczymorda rozbije twoją głowę buzdyanem. Albo drewnianą pałką, z rdzawym gwoździem. To drugie nawet groźniejsze, bo choćby nie trafił, to rana jątrzyć się będzie miesiacam, aż umrzeszi. Zapewniam cię, że moje oko widziało już bardzo wiele. Nie ma różnicy, czy ginie moczymorda, czy rycerz. Obaj zdychają zasrani zastanawiając się co sie właściwie stało. A jeżeli do walki stajesz mysłąc, że w przewadze jesteś dlatego tylko, że przeciwnik ma rozdarty kaftan i wali od niego wińskiem, to tak naprawdę jesteś z góry przegranym.
Roch zdawał się przyjąć naukę.
- A ta ich przywódczyni? Groźna?
- Może być najgroźniejsza. Coś utraciła w przeszłosci. Coś jej odebrano. Nie wiem jeszcze co, ale jest niekompletna. Krząta się wkoło, jakby szukając sobie miejsca, ale miejsce ma już upatrzone. Nie wiem tylko, czy jej działania są nastawione na odzyskanie tego co utraciła, czy raczej na nową egzystencję bez tego. Potrzebuję nieco czasu. Ona sama z Węgrem ma zaszłości.
- Jakież to? - młodzieńca ewidentnie zaciekawił ten fakt.
- Ciężko mi to określić. Nie znam jego, ni jej. On sam zdaje się Koenitzowi podobny. Szuka sławy i posłuchu. To typowe dla jego linii krwi. Ona zaś… wydaje się, że w Zachu szuka kogoś związanego z jej stratą. On za to jakoby nie dostrzegał tego. Albo gra w swoja grę, żeby ją podporządkować, albo nie wie jak istotny jest dla niej. Kto jeszcze został?
- Przewodniczka o gołym półdupku.
- Na razie nie istotna. Stworzenie lasu zobowiązane pomóc Arcybiskupowi Szafrańcowi. Na wodzy trzyma instynkty, bo związana jest obietnicą. Tymczasowy towarzysz podróży, nie odegra roli w Smoleńsku. A co myślisz o Tatarach?
- Innowiercy? Odwrócą się od nas gdy będzie okazja?
- Dlaczego tak myślisz? - W głosie Jaksy dało się słyszeć zaskoczenie.
- Bo to Tatarzy! Skośnoocy. Ich dowódca wygląda groźnie. Obserwował nas jakby myślał co zrobi z naszymi końmi po naszej śmierci.
- Nie pozwól, aby ślepe przekonanie o wyższości twojej rasy zatruło twój pogląd. Przede wszystkim powinieneś zastanowić się kto jest ich dowódcą. Bo ten człowiek, którego tak oceniłeś jest jeno sługą. Dowódczynią jest kobieta trzymająca się najbliżej niego. Jest wierna Szafrańcowi. To rzadka cecha wśród naszych towarzyszy. Nie odwrócą się od misji. Co nie znaczy, że będą uznawać zwierzchność Koenitza. W jej postawie jest pewne zwątpienie w niego jako dowódcę.
- Czyli to jednak zdrajcy? Bo już się gubię.
- Są jak węgiel w naszym mieczu. Najtwardsi. Ale jeżeli będzie ich za dużo, to ostrze pęknie. Skośnooka będzie chciała doprowadzić misję do końca, bez względu na Koenitza i jego zagranicznych towarzyszy. Nie wiem jeszcze co ją motywuje, ale to kwestia czasu.

Wtedy na wzgórze wjechał Lech, rycerz w barwach zakonu.
- Mistrzu, wozy przepchnięte. Kolumna rusza dalej.
Jednooki wraz z chorążym bez dalszych słów zjechali ze wzgórza i dołączyli do korowodu.


Zofia


Wampirzyca po kolei witała się ze szlachcicami, i dla okolicznych wampirów jasne stało się, że „swoich” ludzi widzi po raz pierwszy.
Jadący obok wozu jeźdźcy zmieniali się raz za razem, i w pewnym momencie zamiast jednego ze szlachciców obok niej zaczął jechać templariusz Jaksy. Zofia zamrugała, i zanim zdążyli się znów zmienić zagadnęła Bożogrobowca.
– H-hej, jesteś krzyżakiem, prawda? – zapytała z niewinnym uśmiechem – Cieszę się że nam towarzyszycie. Dobrze mieć u boku ludzi wiary. Jestem Zofia, a ty?
Krzyżowiec spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Krzyżowcami panienko. Nie jesteśmy krzyżakami. Tak po prawdzie to nam nie po drodze ze szpitalnikami.
Mężczyzna nie wyglądał tak groźnie jak Jaksa, wypowiedź zakończył przemiłym uśmiechem spod gęstych wąsów. Po chwili zreflektował się, że nie odpowiedział na zadane pytanie.
- Moje imię Konrad. Konrad Ceber. Z tych Ceberów jeśli panienka pyta
- E? - odparła mało inteligentnie Zofia, nie mając zielonego pojęcia o czym mężczyzna mówił.
- Ceberów, z ziemi lubelskiej - podpowiedział kobiecie, po czym machnął ręką - zresztą to nie jest ważne, wszak teraz jako Miechowici mamy nowe życie. Szlacheckie gierki to już nie nasza domena. Miło zerkać na tak piękne lico w tym towarzystwie. - rzekł raczej jako komplement, gdyż nie widział zbyt dobrze oblicza kobiety.
– E? – powtórzyła raz jeszcze Zofia, wywołujący parsknięcie śmiechu u jadącego nieopodal blondyna. Jeszcze bardziej zbita tropu, wysiliła się na uśmiech. – Ah-h, dziękuje… Przepraszam, ale… Miechowici? Szpitalnicy?
- Miechowici, bo siedzibę mamy w Miechowie. Tu pod Krakowem. Zakon nasz przez gawiedź zwą Bożogrobcami. Ordo Equestris Sancti Sepulcri Hierosolymitani. Zakon Grobu Pańskiego w Jerozolimie. Tam powstał, założony przez Gotfryda Bouillon. W czasie pierwszej krucjaty. Znakiem naszym czerwony krzyż jerozolimski. - Konrad pociągnął płaszcz, tak żeby krzyż był dobrze widoczny. - Szpitalnicy zaś, - kontynuował już z nieco skrzywioną miną - Ordo fratrum domus hospitalis Sanctae Mariae Theutonicorum in Jerusalem, Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, nie mają z nami nic wspólnego ponad białe płaczsze. Zdobione zresztą krzyżami czarnemi. Jako ta noc najciemniejsza - rycerzowi zebrało się na porównania.
Wampirzyca przytaknęła powoli.
– A-aha… Rozumiem.
Nic nie zrozumiała.
Rycerz skłonił się i widząc, że pani pytań więcej nie ma do niego powoli wrócił do formacji oddalając się nieco od wozu.


- Co Konrad tam robi? Przychędożyć chce? - Gerard kontynuował swoim tubalnym głosem dobiegającym ze stalowego hełmu.
- Niedługo zaczyna się Wielki Post, a ty całą drogę o chędożeniu. Nudny sie robisz Zakuty Łbie. - rzekł rycerz zwany Lechem.
- Kiedy ten Wielki Post się zaczyna? Wszak zima jeszcze nie puściła dobrze.
Jaksa jechał obok przekładając w prawej dłoni kolejne paciorki koronki różańca.
- Czterdzieści dni przed świętem Wielkiej Nocy, jak co roku - rzekł wampir nie przerywając “modlitwy”
- A kiedy wypada Wielkanoc tego roku? - Gerard udowadniał skąd zasłużył sobie na swe miano.
- Tak samo jak co roku. W pierwszą niedzielę, po pierwszej pełni księżyca przypadającej po wiosennym przesileniu. Na szczęście mieczem robisz dobrze, bo inaczej pożytku nie byłoby z ciebie żadnego.
Tubalny śmiech świadczył, o tym, że Gerard odebrał słowa wampira jako komplement. To z kolei wywołało śmiechy pozostałych rycerzy.


Dojechali na miejsce.
Ruiny twierdzy wyglądały obiecująco. Jaksa skończył obracać paciorki różańca. Ich konwój poruszał się według jego obliczeń za wolno. Zanim dotrą do celu minie wiele dni i nocy. Cóż, pozostawało mieć nadzieję, że wykorzystają ten czas na wykucie odpowiednio trwałego miecza. Tymczasem jednooki krzyżowiec rozłożył swój koc w piwnicy fortecy. Przed położeniem się klęknął i nie przejmując się hałasami dochodzącymi zza ściany zaczął odmawiać litanię:


Sanguis Christi, Unigeniti Patris aeterni, salva nos.
Sanguis Christi, Verbi Dei incarnati, salva nos.
Sanguis Christi, Novi et Aeterni Testamenti, salva nos.
Sanguis Christi, in agonia decurrens in terram,salva nos.
Sanguis Christi, in flagellatione profluens, salva nos.
Sanguis Christi, in coronatione spinarum emanans, salva nos.
Sanguis Christi, in Cruce effusus, salva nos.
Sanguis Christi, pretium nostrae salutis, salva nos.
Sanguis Christi, sine quo non fit remissio,salva nos.
Sanguis Christi, in Eucharistia potus et lavacrum animarum, salva nos.
Sanguis Christi, flumen misericordiae, salva nos.
Sanguis Christi, victor daemonum, salva nos.
Sanguis Christi, fortitudo martyrum, salva nos.
Sanguis Christi, virtus confessorum, salva nos.
Sanguis Christi, germinans virgines,salva nos.
Sanguis Christi, robur periclitantium, salva nos.
Sanguis Christi, levamen laborantium, salva nos.
Sanguis Christi, in fletu solatium, salva nos.
Sanguis Christi, spes paenitentium, salva nos.
Sanguis Christi, solamen morientium, salva nos.
Sanguis Christi, pax et dulcedo cordium, salva nos.
Sanguis Christi, pignus vitae aeternae, salva nos.
Sanguis Christi, animas liberans de lacu Purgatorii, salva nos.
Sanguis Christi, omni gloria et honore dignissimus, salva nos.
Agnus Dei, qui tollis peccata mundi, parce nobis, Domine.
Agnus Dei, qui tollis peccata mundi, exaudi nos, Domine.
Agnus Dei, qui tollis peccata mundi, miserere nobis, Domine.
Redemisti nos, Domine, in sanguine tuo.
Et fecisti nos Deo nostro regnum.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline