Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2016, 22:32   #23
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
W końcu ruszyli, w końcu znajomy, przyjazny dźwięk galopujących koni i wszystkie swary i polityka zostawione z tyłu. Jechali za Swartką przedzierając się przez leśne odstępy i Sarnai radość z tego czerpała wielką. Uśmiechem radosnym częstowała Tsogta, którego oblicze również ulgę i zadowolenie wyrażało. Ashok zaś korzystając ze spokoju panującego wokół, na krotochwile chrapkę mieć zaczął i z boku konia księżniczki popędzał. Przez krótką chwilę, gdy nikt nie widział jak niebożęta się szamotali, w ciszy wzajemnie nieme wyzwania do swawoli sobie rzucając. Krótkie chrząknięcie Tsogta przywiodło dwójkę do przystojności, gdy arban ponownie białą plamę pośladka Swartki zoczył przed nimi.


Co czas jakiś przystawać musieli, by cała karawana tocząca się za nimi nadążyć mogła.
*- Długa to wyprawa będzie.* - mruknął Tsogt.
*- A długa.* - zgodził się Ashok a Sarnai głową pokiwała, gdy w końcu zatrzymali się a wozów wciąż widać jeszcze nie było. Choć harmider czyniony przez jezdnych, wozy i ludzi gadających niósł się gromko przez las.
Tsogt zarządził rozkładanie się obozem popod linią drzew, tak by oko mieć na wartownię – staruszkę i miejsce co je sobie Sarnai upatrzyła do spania. Mongołowie zaczęli ognisk rozpalanie, strawy przyrządzanie, końmi się zajęli by na popas pójść mogły.
Już wkrótce ich zwarta grupka wesoło pogadując między sobą zaczęła obozować z braku innych rozkazów odgórnych.
Sarnai siedziała blisko Tsogta, gdy jeden z podwładnych, chcący rozweselić swą panią zaczął Sygyt
Ciepły uśmiech rozjaśnił twarz Tatarki na te gardłowe nuty. Melodia jak zawsze przenosiła ją na chwilę we wspomnieniach do ostatniego spokojnego wieczoru na dworze matki. Gdy w swej dłoni czuła małą dłoń, w którą niby cudem powróciło ciepło.
Przed oczami stanęła jej twarz osoby, której zawdzięcza więcej niż swe nieżycie…
Melodia się urwała, przenosząc Sarnai z powrotem do chwili obecnej.


Dziewczyna przycupnięta między swymi ghulami obserwowała krzątaninę ludzi Marty i raban czyniony przez wszystkich na widok nieprzytomnego mężczyzny pachnącego krwią i powracającego tyłkiem wypiętym do góry na grzbiecie konia. Przyglądała się też poczynaniom Jaksowych ludzi i rubasznego, głośnego przywódcy Zofii. Pokręciła głową na Koenitza i ludzi jego:
*- Kiedyż on rozkazy jakoweś wyda?*
*- Może czeka, aż się wszyscy wyśpią?*
*- Przy takiej wrzawie to i o sen wam trudno będzie.*
– Tatarka uśmiechnęła się lekko. – *W dzień oko miejcie na naszych kompanów i konie. Lasu pilnujcie i dajcie znak pozostałym jeśli by co niespodziewanego się zjawić chciało. Pamiętajcie, jesteście na służbie u Szafrańca.*
Tsogt i Ashok zgodnie kiwnęli głowami.
*-Zaraz wracam.* - mruknęła Sarnai podirytowana panującym wokół chaosem.


Gangrelka podreptała bokiem do Koenitza, gdy wszyscy zajęci obozowiskiem byli.
Stanęła obok jak cień czekając aż mości Ventrue wyczuje jej obecność.

- Sarnai… w czym mogę pomóc?- zapytał uprzejmie rycerz przyglądając się niziutkiej Kainitce.
- Moszesz… zaplanowanie… kto, dzie ma obozowacz, roskazy jakie? My nie jedność - Sarnai zacisnęła piąstkę prawie pod nosem Wilhelma - pal licho, że pięść to wielkości dzikiego jabłka może to była - i nagłym gestem pięść otworzyła - my ciurafe? - zmarszczyła brwi - Przodek za daleko, śród rozwleczon, tyły jeno szyk czymajo. Dowocicz czas. - spojrzała w oczy Ventrusowi oczekując jego działań.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale ta Swartka wyprowadziła nas w głąb lasu. To pierwsza noc i dzień dla całej wyprawy. I bezpieczna z pewnością. Należy dać całej wyprawie oswoić się z sytuacją…- Ventrue nie zdołał dokończyć, bo...
- Nie! - Tatarka twardo wpadła mu w słowo - jak nie okażesz żesz wóc od razu… nie będziesz nikty. - zmrużyła skośne oczy - Bojisz sie? To wszystko wojowie… bez organizacyji … nie armia. - wzruszyła ramionami - Ja z moimi z dala. Wystawiam po leszie oczy. Nas jeno troche. Tu moc luci, co z reszto? Walki? Swary? My śpim, co tedy?
- Moi ludzie… dopilnują spokoju, a i rycerze Jaksy znają dyscyplinę.
- stwierdził spokojnie Wilhelm.
Sarnai wzruszyła ramionami ponownie:
- Tfoja głowa w tem. - odwróciła się by odejść, kręcąc lekko głową.
W drodze powrotnej z Martą się minęła. Rzuciwszy jej jeno spojrzenie, przeszła mimo, wracając do swoich.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 14-03-2016 o 22:44.
corax jest offline