Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2016, 21:03   #118
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Chwycenie go za dłoń przez Ange skwitował jedynie uniesioną brwią. Już na wcześniejszych spływach zdarzały mu się sytuacje, że różne kobiety (młode i starsze od Mayfielda) próbowały go podrywać subtelnymi, niby nic nieznaczącymi gestami, więc się do tego przyzwyczaił. Nie oznaczało to jednak, że zamierzał jakoś na to reagować. Wiedział, że podoba się płci przeciwnej, bo choć jego oblicza Michał Anioł dłutem nie wybijał, to strażak miał charakter, który wabił do niego kobiety, pomimo iż on zupełnie nic nie robił, by się im przypodobać. Cóż, taki los. Na szczęście miał już tę jedyną, przy której był szczęśliwy i nie zamierzał tego zmieniać. Co zamierzal zrobić, to wrócić do niej najszybciej jak się da i następnym razem mocno się zastanowić nad tego typu rozrywką w czasie urlopu. Na razie jednak musieli działać, więc Connor postanowił ruszyć za Bruce'em, w razie, gdyby ten potrzebował jakiejś pomocy, czy innego wsparcia.


Ledwo Bruce wszedł do namiotu, a zebrani najbliżej zostali zabryzgani jego krwią. To był moment. Connor nawet nie zdążył się osłonić i czerwona posoka trysnęła mu na twarz i bluzę. Paquet wpadł w pułapkę... pułapkę, za którą zapłacił najwyższą cenę. Mayfield przez chwilę trwał w szoku, analizując, co się zdarzyło. Próbując zebrać się do kupy. Nie mógł uwierzyć, że żyjąca, myśląca osoba, w moment stała się jedynie wspomnieniem. Chmurą krwi. Przez ostatnie kilkanaście minut miał nadzieję, że jednak wyjdą stąd bez większych strat, ale po tym, co się stało z Paquet'em, wiedział, że nie będzie happy endu. Nie wrócą do domu, żeby powiedzieć, że to był najbardziej porąbany kemp w ich życiu. Choć dla niektórych był. Ostatnim. Bruce zginął i choć Connor nie poznał go za dobrze, to każda śmierć zawsze odciskała piętno na żywych, jednocześnie dając do zrozumienia, że nieuchronne w końcu nadejdzie. Że jesteśmy tylko pionkami na szachownicy życia, które kiedyś zostaną strącone.


Z rozmyślań wyrwał go przeraźliwy płacz Angelique. Strażak widział wiele takich sytuacji w czasie wieloletniej pracy. Szok, łzy, panika, bezsilność, niemożność pogodzenia się z zastaną rzeczywistością. Ludzie na wieść o stracie bliskich robili różne, czasami niedorzeczne rzeczy, jakby mózg od nadmiaru paskudnych emocji nie mógł normalnie funkcjonować. Nie dziwił się, nie oceniał. Śmierć była końcem, tak dla nieboszczyka, jak i dla większości ludzi, którzy go kochali. W końcu czas nie leczył bólu, uczył z nim jedynie żyć. Connor odruchowo przytulił Ange. Mocno, po męsku. Wiedział, że to na niewiele się zda, ale niech dziewczyna chociaż wie, że ma obok ludzi, którzy są przy niej. Którzy jakoś tam dzielą jej stratę. Nie mówił nic, bo żadne słowa nie pocieszyłyby jej w tym momencie, ani nie przyniosły otuchy. Po prostu trwali tak chwilę, a gdy Ange wyrwała się i zaczęła dźgać namiot nożem, objął ją od tyłu, jakby wykonywał na niej manewr Heimlicha.
- Musisz być silna i wziąć się w garść, bo płacz i negatywne emocje nie zwrócą Bruce'owi życia. Ty wciąż żyjesz i musisz przeżyć, żeby zawiadomić rodziców o waszej stracie. - Przez myśl przeleciało mu, kto by zadzwonił do Shelby, gdyby jemu coś się stało, ale to nie była dobra chwila na takie rozmowy i proszenie kogokolwiek o taką przysługę. - Wiem, że cierpisz, ale musisz się opanować, albo podzielisz los Bruce'a. Pomyśl o tym, że wciąż masz dla kogo żyć, a jego śmierci nie cofniesz - rzucił jej pewnym tonem do ucha. Nie wiedział, czy w szoku dotrze to do niej, ale zawsze warto było spróbować.

I tylko tyle zdołał powiedzieć, gdy głowa Bruce'a została nadziana na mackę obracającej się, nie dającej się scharakteryzować spirali krwi. Nienaturalny głos martwego chłopaka sprawił, że Connorowi przeszły wzdłuż kręgosłupa zimne dreszcze.
- Spieprzajmy stąd! - Zawołał do pozostałych, odciągając Ange od namiotu. - Nie wiem jak i gdzie, ale pozostańmy w ruchu!
Tak naprawdę Connor był w kropce. Trzeba było uciekać, tylko gdzie? Skoro rzeczywistość wokół nich była zapętlona, a w każdym razie na taką wyglądała? Adrenalina go nakręcała, ale wiedział, że za jakiś czas pewnie opadnie i stanie się osowiały, więc musiał dać sobie zastrzyk energii. Bo chociaż żołądek miał skurczony i gardło ściśnięte, to musiał w siebie wmusić chociaż trochę jedzenia. W ruchu zrzucił plecak i wygrzebał z niego dwa batoniki energetyczne. Jeden podał Angelique.
- Wiem, że to idiotycznie wygląda w obecnej sytuacji, ale postaraj się to zjeść - rzucił, oddalając się wraz z dziewczyną od namiotu. - Bear, jakieś sugestie?! - Zawołał do kumpla, zezując na niego.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline