Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2016, 09:40   #119
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Szok. Pierwsze, czego doznała kobieta, po tym jak żywe tkanki, mięśnie i nerwy zostały zmielone jak przy użyciu blendera. Świeża, braterska krew trysnęła ochlapując nie tylko jej ubranie, ale i twarz, dekolt, a nawet ręce. Zamknęła odruchowo oczy, gdy potężny chlust czerwonych pomyj zapaskudził jej całą buzię, wdzierając się nawet do ust czy nozdrzy. Kiedy jej oczy ponownie się otworzyły, początkowo jeszcze stała tak jak wryta, przetarła twarz dłonią, zostawiając na niej czerwony, przetarty szlak, a następnie spojrzała na rękę. Szkarłatna, lepka i gęsta maź, w obślizgły sposób wcierała się w skórę, pocierana przez palce, które próbowały się jej pozbyć.

Krzyk. Niewyobrażalny, głośny, przeraźliwy, wydobywający się prosto z jej gardła. Po chwili stłumiła go gulka, która zaczęła uciskać jej przełyk, gdzieś w połowie długości szyi. Nie potrafiła wydobyć z ust tak głośnego dźwięku, był to jedynie świszczący wydech, zupełnie jakby zabrakło jej powietrza do oddania wraz z głosem. Kilka sekund ciszy, by następnie wybuchnąć płaczem. Zupełnie odruchowo schowała twarz w ramieniu najbliższej osoby, nie wiedziała kto to, nie wiedziała teraz nawet jak ten ktoś się nazywa i zobaczenie twarzy wcale by nie pomogło. Potok łez torował wąskie ścieżki pomiędzy maską krwi okalającą jej policzki, kości jarzmowe, a nawet żuchwę. Gardłowe szlochanie przerodziło się w głośny ryk, który zdawał się być bardziej cichy od zamierzonego, ze względu na usta wbite w ramię strażaka.

- To się wcale nie stało...

Zaprzeczenie. Jeden z mechanizmów obronnych, który miał pomóc, choć wcale nie dawał lepszego samopoczucia. Ange nawet nie uwierzyła we własne słowa, w myśli wypowiedziane głośno. Nie wiedziała też, co dzieje się za jej plecami, tylko Connor i Bobby patrzyli na wirujące tornado z krwinek. Kobieta zacisnęła dłoń na koszuli mężczyzny, do którego przywarła zupełnie przypadkowo. Miała ochotę go uderzyć, wyżyć się za to, że stało się coś jej bratu. Tak po prostu, zaczęła narastać w niej nieopisana złość, wściekłość, agresja...
Wtedy usłyszała szept, dosłownie zza swoich pleców. Zimny dreszcz mrówkami przepełzł po jej plecach, zalewając kark zimnym potem. Drgnęła, a dłoń zacisnęła się mocniej.

- Głodny... – usłyszeli głos Bruce’a, ale jakiś zniekształcony i … obcy… - Idę… Zaraz… Będę…

Mięśnie rąk zadrżały, spięły się barki, uniosły ramiona. Ange wyjęła myśliwski nóż i gwałtownie odwróciła się. Jej ręka, jej ciało, jak w oszalałych gestach rozpaczy poczęły dźgać namiot i rozszarpywać jego płótno nożem, ciąć każdy, plugawy skrawek, a z jej gardła dochodziły głośne powarkiwania żalu, rozpaczy i złości. Czuła smutek, rozpacz, tęsknotę. Czuła się słabo, jej nogi były giętkie, jej ciało niby wiotkie, może miała zemdleć, tak się wydawało, a mimo to z rzadko spotykaną siłą agresji szarpnęła się jak do chęci mordu. Reakcja upozorowana.

Dopiero Connor zaczął ją odciągać, a ona wciąż machała rękami i nogami. Krzyczała, darła się, była oszalała, niezdolna do logicznego myślenia, do pomocy, do konstruktywnego zachowania. Zbędna, nieprzydatna, bezużyteczna. Mechanizmy obronne działały cuda, ratowały - ponoć. Szaleńczy bieg myśli zmieniał wtedy tory, okłamywał sam siebie, osoba była zdolna do czegokolwiek. Ange nie była, nie w tej chwili, nie teraz, nie w pięć minut. "Projekcja" jeszcze nie nastąpiła.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline