Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2016, 23:47   #26
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
- … Opowie pan trochę więcej o sobie, panie Czajkowski?
Mimo że prowadzenie rozmowy z wozu nie należało do czynności specjalnie komfortowych, to podjęła się jej mimo tego. Za pierwszy cel obrała brodatego mężczyznę, który wcześniej jechał u boku Boruckiego. Kiedy Ghul rozmawiał z Lordem Koenitzem to właśnie on dbał o organizację w oddziale. Wyglądało na to że robił za prawą rękę agenta Szafrańca.
- … Wolałbym nie.
I najwyraźniej nie był specjalnie gadatliwy.
– Aha, haha. – zaśmiała się nerwowo. Nie minęło pięć minut, a sprawy już nie szły dobrze. Jednak… Ani myślała się poddawać!
– T-to może coś o pańskich ludziach? Musieliście z pewnością wiele przejść by stworzyć tak zgraną drużynę. Na pewno ma Pan jakieś ciekawe historie! Niech Pan opowie jak się wszyscy poznaliści!
Czajkowski milczał dalej, zaciskając usta w cienką linie. Z deszczu pod rynne.
Nie chciał kłamać w w obliczu tak szczerego entuzjazmu, ale...

– Oj oj, jaśnie panienka nie powinna tak męczyć mości Czajkowskiego. – wtrącił wesoło jadący obok blondyn. – Wie panienka jak ciężko jest przymusić taką bandę do nocnej jazdy? Ich wymarzona nocna aktywność to chlanie do białego rana. Gdyby mogli, nie rozstawali by się z winem, pijacy jedni!
– Pasujemy do towarzystwa. – skomentował głośno jadący za nim poharatany mężczyzna.
– Fakt. Czerwony trunek takiej czy innej natury, tylko szkoda że nasz taki drogi. – zripostował z dramatycznym westchnięciem, rozkładając ramiona.
– Z tym, że my naszego nie przelewamy za darmo.
– My nie! Ale Czajkowki? Co byśmy nie balowali, to jakoś zawsze jedyny trzeźwy! – blondyn skierował oskarżycielski palec na brodatego mężczyznę, – Przyznaj się! Za kołnierz wylewasz!
Jadący z przodu wojownik pokręcił z politowaniem głową.
– Nazywa się to odpowiedzialne picie. Powinieneś spróbować, może raz nie obudziłbyś się z poobijaną twarzą.
– Nie moja wina że Górka nie potrafi rozpoznać dobrego dowcipu! Cholerny matkoje-

Przerwało mu stanowcze chrząknięcie po drugiej stronie wozu, od do tej pory cichego, bladego jeźdźca. Mężczyzna wskazał tylko na jadącą między nimi wampirzyce.
– Aaaaaa, cóz za brak kultury z mojej strony, jakby moja matka to widziała to by mnie przez kolano przełożyła i złoiła tak że bym przez tydzień na konia nie usiadł. – zaśmiał się nerwowo blondyn, pomimo desperackich zapewnień Zofii że absolutnie nic się nie stało. - Domasz Krasicki herbu Dołęga, do usług Panieni. – ukłonił się uroczyście… Na tyle na ile to pozwalała jazda konno. – Ta góra mięcha po której Turek nożem malował to Gosław Kryński, herbu Rogala. Mściwoja Czajkowskiego już Pani zna, a ten piękniś po Pani lewej Konstanty Rozciecha, herbu Bruszka. Przypomnij mi, jaka jest historia z okiem?
– Bełt – padła sucha odpowiedź.
– Kłamie. Własną siostrę podglądał przez dziurkę na kluczy, i ta ko nożem potraktowała.
– Naprawdę? – zapytała zaskoczona.
– Nie/może. – odparli jednocześnie.

...

Nie mineła dłuższa chwila, a Krasicki zupełnie owinął sobie młodą wampirzycę w okół palca, opowiadajac z Kryńskim zmyślone historie. Czajkowski spoglądał na nich od czasu do czasu, pilnując by się nie zagopolowali za bardzo.
' Kiepscy komedianci... '
' Ale ten jeden raz, na coś się to przydaje. '


* * *


- … Nie boicie się, że wam wybuchnie?
– A gdzie tam, Pani Zofio. Chyba że bym Rozciechowi łeb do środka wsadził, ale wtedy nie byłby to wypadek!
Po rozbiciu obozowiska młoda wampirzyca dalej trzymała się ludzi Wojciecha. Domasz z... Innym szlachcicem, którego imienia nie pamietała, tłumaczył jej właśnie jak działa armata, kiedy dziewczyna gwałtownie poderwała głowę do góry.
– Czy to… Krew? – zapytała, pociągając nosem. Wzrok jej natychmiast powędrował do wracającego do obozu Popielskiego...
Parę szybki kroków później, znalazła się u boku słaniającego się ghula.
– Proszę Pana, wszystko w porządku? Cały Pan poharatany! – zapytała zatroskana, z wyrazem autentycznego zaniepokojenia na twarzy.
- … I co to za zapach? – dodała po chwili.
- Tak to się kończą zaloty z wygłodniałą pustelnicą. Ma szczęście, że żyw wrócił. Widać się Swartka opamiętała na czas.- westchnął gniewnie Wojciech jakoś nie chcą tłumaczyć charakterystycznego zapaszku i plam na spodniach, które nawet on… bez ostrości wampirzych zmysłów, dostrzegał.
- Poświęcił żem się, dla dobra wyprawy - wybełkotał niewyraźnie Popielski i próbował wypiąć dumnie poranioną pierś. Syknął tylko z bólu i przez zęby. - Gdzie Marta?
- Poświęcił… dobre sobie… oczy ci się do jej zadka świeciły.- prychnął ironicznie Wojciech.- Jednej Gangrelce służysz… więc powinieneś wiedzieć, jaka bestyjka w nich siedzi. Poświęciłeś… bajarz z ciebie kiepski mości szlachcicu, bo w takie bajdurzenia nikt rozumny nie uwierzy.-
- Marta nie z takich! - warknął Popielski niespodziewanie ostro i przybladł jeszcze bardziej, bo rzeczoną Martę nad ramieniem Zofii ujrzał. Do ran przez Swartkę pozostawionych dołączyło zasinione oko, bo rozbójniczka swojego ghula z miejsca pięścią odznaczyła. Zaś gdy się z ziemi podnosić zaczął niezbornie, wydarła się na cały obóz, takimi słowy go rugając, że i wojakom gęby kraśniały jak niewinnym dziewicom.
- Sama ci sznur nowy ukręcę! - podsumowała swój wywód Marta, ale chociaż krzyczała i pięścią wygrażała, wcale za majstrowanie pętli się nie brała i w przedziwny sposób… wyglądała na zadowoloną.
Ekspresja Zofii przeszła od niezrozumienia, przez zdziwione „o”, do absolutnego obrzydzenia. Złagodniała trochę jak Popielski oberwał od swojej przełożonej… Ale tylko trochę.
- … Niech Pan się położył wcześniej, przyda się Panu odpoczynek… - wymamrotała pod nosem, odwracając się od mężczyzny. - … Sama chyba też tak zrobię.
- Może i inna, ale krew z krwi tego samego przodka.- mruknął pod nosem Borucki przyglądając się całej sytuacji z boku i pilnując pleców jaśnie panienki Zofii.
- Weźmiecie tego łajdaka na wóz, Wojciechu Borucki? - spytała Marta. - On może i niecnota… ale na bandurce wam pogra ku wesołości. Bo inaczej to chyba do siodła go przyjdzie przywiązać. Dziewkę mamy, to mu rany oporządzi, a i wam przy gotowaniu pomoże.
- Oczywiście waćpanna. Nie raz się leczyło z takich ran.-
rzekł Borucki kłaniając się w pas Marcie i zamiatając czapką trawę.- Wydobrzeje, a i pomoc ślicznej kuchareczki się przyda.Starość nie radość.-zakończył gromkim śmiechem swą wypowiedź.
Zofia wyglądała jakby miała zaprotestować, ale ostatecznie tylko mrukneła - Pod warunkiem ze go najpierw wykąpiecie
-Oczywiście jaśnie panienko.- zgodził się skwapliwie Borutek.

* * *


Zofia nigdy nie przyzwyczaiła się do spania w trumnach. Rozumiała że niektóre wampiry traktowały to jak niezbędną tradycję i praktycznie wymóg, ale osobiście tak długo jak miała wybór wolała zwykłe słomiane łoże w piwnicy. W podróży zaś zawsze zakopywała się pod ziemie – choć nie było to ani finezyjne ani przyjemne. Zazdrościła gangrelom zdolności stapiania się z gruntem.

…Był jeszcze fakt, że śpiąc w trumnie było w całości zdana na łaskę przydzielonych jej ludzi. Jeżeli któryś z nich otworzyłby wieko…
Tej nocy mogłaby spać w ruinach. Albo w karocy Koenitza. Z pewnością nikt by jej za to nie winił, ani nawet nie podejrzewał prawdziwego powodu dla którego się na to zdecydowała.

Jednak… Ludzie ci, wszyscy, co do jednego, gotowi byli walczyć z potworami dla sprawy maskarady. Zwykli śmiertelnicy przeciwko potworom Tzimicse.

Jeżeli oni godzili się ryzykować swoje życie, pokładali zaufanie w ją i otacząjące ich wampiry, to i ona musiała odwdzięczyć się tym samym.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."
Aisu jest offline