Lisbeth wyciągnęła z torby przymocowanej do paska pomiętą nieco pobazgraną kartkę i czarny węgiel do pisania. Usiadła i na kolanie zapisywała po kolei imiona nowicjuszy. "Veibat, Gerd, Rhevir de Valiron, Gerard...i jeszcze ten Janosz Favrasz"- mruczała i kreśliła przy nazwiskach jedynie sobie znane znaki. Została jeszcze kobieta. Swoją drogą wydawała się jej miękka, wprawdzie jest medykiem, ale wojna to zupełnie nie dla niej. "Jeszcze mi ucieknie w środku bitwy"- pomyślała z przekąsem, albo ten "narcyzowaty laluś" co za "drobne kradzieże" kibluje trzy lata. Ciekawa mieszanka nie ma co."
Jako, że przez długi moment panowała cisza chrząknęła znacząco, żeby przypomnieć reszcie drużyny o swoim poleceniu.
Ostatnio edytowane przez Aivillo : 01-05-2007 o 23:22.
|