Nie docenili żywiołu, jaki sami rozniecili. Ogień pożerał domostwo niczym rozszalały, głodny potwór. David mgliście pamiętał co się stało. Jak przez mgłę widział samego siebie biegnącego w stronę hotelu. Na plecach czuł ciepłą łunę, w uszach okropny pisk. Ten ostatni był pokłosem donośnych wybuchów. Dopiero kiedy skoczył przez okno, odzyskał jako taki rezon.
Pokój w którym się znajdował przypominał elegancką jadalnię. Dziwnie to korespondowało z tłumem ludzi, którzy w panice biegali tu i tam. Ogólny burdel był jednak ich sprzymierzeńcem. Zanim siły porządkowe miały znaleźć winnych, istniała szansa się ulotnić.
Spojrzał przez okno. Matthew chyba wskoczył do wody o czym świadczyły roztaczające się po jego powierzchni, duże kręgi. Gdzieś przemknął mu Stephen. Jednak w ogólnym w harmiderze trudno było stwierdzić co się dokładnie dzieje.
Wyłowił z pamięci dane Hosseina. To był ostatni z zamachowców, jedyny jakiego nie dorwali. Francis twierdził, że facet nie żył, ale równie dobrze mógł go kryć. Gdyby pominęli choć jeden z celów, za sprawą Trevisa i Dwerryhouse'a poleciałyby głowy. Czy zdekapitowany wampir mógł nadal żyć? - zastanowił się. Brak twarzy z pewnością ułatwiał grę w pokera. Chciał zapytać o to potem swojego sire.
Nie czas na głupoty. Przepchnął się między tłumem. Po raz kolejny mógł tylko żywić nadzieję, że dwójka jego towarzyszy ogarnie sytuację podczas jego nieobecności. W hotelu był jeszcze jeden cel. Żywy lub martwy, musiał go sprawdzić. Odnalazł schody prowadzące na piętro i zaczął je pokonywać co trzy stopnie. Jego celem był pokój 205, w którym mieszkał Hossein.