Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2016, 19:41   #29
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Była bezpieczna, lecz na czy długo? Abigail wpatrywała się jak zahipnotyzowana w zamknięte metalowe wrota, przypominające właz podobny temu, który widziała kiedyś na starej fotografii łodzi podwodnej. Siedziała na podłodze łapiąc powietrza ustami jak wyrzucona na brzeg ryba. W tej chwili potrafiła myśleć tylko o jednym - zostawili Willa po drugiej stronie bez broni i pancerza, ze skutymi rękami. W korytarzu pełnym czegoś na co przedwojenne podręczniki biologii nie miały nazwy. Te powojenne również by jej nie miały, gdyby ktokolwiek zadał sobie ten trud aby taki podręcznik napisać.
- Współpracuję w zamian za bezpieczeństwo, dałeś słowo że nic nam się nie stanie - wydusiła przez zaciśnięte zęby, sycząc złością i odwróciła wzrok na dowódcę najemników - Dlaczego pozwoliłeś zostawić Lennoxa z tyłu? Niech ktoś po niego pójdzie, przecież one go zabiją! - końcówka wyszła jej bardziej dramatycznie i piskliwie niż chciała. Trzęsła się ze złości i strachu, nie odrywając oczy od oczu pieprzonego trepa. Żałowała że nie może zrobić nic żeby siłą zmusić go do posłuchu, przekonać pięścią do podjęcia właściwego działania.
Nie mogła nic…

Burris przypatrywał się jej uważnie przez dłuższy moment, taksując od czubka głowy po obtarte stopy. Oglądał ją sobie chyba chcąc się upewnić, że nie odwali mu zaraz kity. Wcześniej, gdy tylko drzwi się zamknęły, Ryan słyszała jak zbiera szybki raport o stanie oddziału. Zadawał krótkie, konkretne pytania i uzyskawszy suche, równie konkretne odpowiedzi kiwał głową. Wyglądało na to, że dwie osoby oberwały, w tym Murzyn dość poważnie, ale nikt nie zginął, ani nie został na zewnątrz. Dopiero upewniwszy się że z jego ludźmi wszystko w granicach normy, skupił się na pozostałych przy życiu jeńcach. Wystarczyło kilkadziesiąt sekund i z czwórki zrobiła się dwójka, z czego Latynoska wciąż pozostawała nieprzytomna i tylko mała blond furia ciskała z podłogi gromy prosto na jego głowę.
- I co jeszcze, może miałem go ratować kosztem swoim albo kogoś ode mnie? Tego zarozumiałego frajera któremu pobyt w lodówce najwidoczniej poprzestawiał klepki w durnym łbie? Jebanego idiotę który chyba nie zaczaił że nie jest nam potrzebny i żyje tylko i wyłącznie bo o to poprosiłaś? I jeszcze kurwa kozaczył… no to teraz ma szanse się wykazać. Starałem się być miły, pozwoliłem mu żyć. Temu drugiemu też… i jak mi się odwdzięczył? - odwarknął, podchodząc te parę kroków i kucnął tuż przy dziewczynie. Zgrzytnął zębami lecz zamiast dalej warczeć czy cedzić słowa, odezwał się dziwnie spokojnym, zmęczonym i bardzo cichym głosem - Spoko czaje, próbował cię ratować, znałaś go, lubiłaś może kiedyś popuściłaś rowa… ale to co tu się odpierdala to nie jest bajka. Nie możemy się pierdolić w tańcu. Jesteś mądra, na pewno to rozumiesz i nie będziesz robić głupot, prawda?

- Zabiłeś go. - Wyszeptała ukrywając zdziwienie. Czy brutalny i agresywny dotąd typek właśnie próbował ją… uspokoić? Przekonać do swoich racji w sposób inny niż szarpanie, bicie i ciągniecie za włosy?

- A widzisz żebym miał krew na rękach? - uniósł lewą dłoń na wysokość głowy i zamachał palcami - Sam się zabił, ja mu tylko na to pozwoliłem. Nie jestem tu po to aby ratować obcych i naprawiać ich błędy.

- Mnie też… pozwolisz się zabić związując i rzucając na pastwę tym potworom? - tym razem prychnęła ze złością. Dopytywanie o Willa i krzyki były bez sensu. Widziała w oczach Burrisa że ten nie zmieni zdania. Podjął decyzję, jak każdy dobry dowódca mając przede wszystkim na uwadze dobro własnych ludzi, dopiero potem cała resztę.

- Przyniosłem cie tu na własnych kurwa plecach
- warknął wyraźnie zaczynając się irytować. - Więc, do chuja, przestań wybrzydzać.

Blondynka opuściła głowę, wbijając wzrok we własne poobdrapywane kolana widoczne poprzez spodnie od piżamy dzięki dziurom i czerwieni krwi sączącej się z drobnych ran. Trzeba było to opatrzyć nim wda się zakażenie. Lepiej też nie zostawiać za sobą śladów juchy - czające się za progiem stwory mogły je wyczuwać jak psy…

Powoli przestawała myśleć o Willu. On nie żył, ona ciągle oddychała. Będzie jej go brakowało, ale jeśli chciała wyjść na powierzchnię w jednym kawałku, musiała być elastyczna. Kątem oka dostrzegła że reszta otaczających ich żołnierzy przygląda i przysłuchuje się tej rozmowie, łowiąc chciwie każde słowo. Widziała ich oceniający wzrok i nie chodziło tylko o to czym częstowali jej głowę. Na Burrisa patrzyli identycznie. Abigail potrafiła sobie wyobrazić co roiło się im pod kopułami w tej chwili - czy aby na pewno dowodzi dobra osoba, czy sobie poradzi, co zrobić aby ujść z życiem? Szukali słabości oznaczającej że trzeba wymienić go na kogoś innego. A mimo tego zaryzykował i zamiast agresywnie zaciśniętej pięści, wyciągnął w stronę jeńca otwartą dłoń. Tego pierwszego nie mogłaby zignorować, ale drugie? Dał jej wybór, a nie musiał i to pomogło podjąć decyzję.
- Ciesz się, gdybym ważyła więcej bardziej byś się zmachał - uniosła spojrzenie i posłała mu blady uśmiech, prostując też plecy - I nie nazywaj mnie Ryan - wyciągnęła rękę, dodając na tyle głośno aby i reszta słyszała. - Jeśli to nie problem mówcie mi Abi. Macie apteczkę? Trzeba was posklejać, a tak się składa że jestem lekarzem. To szczęśliwy dzień... dla nas każdego z nas.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zuzu : 19-03-2016 o 20:22.
Zuzu jest offline