Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2016, 14:18   #30
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację

"Tych oto czworga nic nie nasyci – o czym wiadomo od wieka:
Paszczy Dżakali, sępa gardzieli, łap małpich i oczu człowieka."



J.R.Kipling "Druga księga dżungli"


William leżał na ziemi, czuł palący czaszkę ból, promieniujący od potylicy. Musiał dostać mocno kolbą po łbie, czuł jak ciepła posoka spływa mu na skórę karku. Przed nim na suficie migotała żałośnie świetlówka, reszta nie świeciła. Kłęby pary i iskry sypały się na głowę. Z tyłu słyszał odgłosy rwania czegoś i mlaskania - wyobraźnia sama podesłała mu odpowiednie obrazy. Z przodu przed nim, za zakrętem korytarza słyszał strzały, charakterystyczne błyski rozświetlały panujący w tamtej części półmrok. Leżał na brzuchu, a skute ręce miał przyciśnięte ciężarem ciała. Pomimo początkowego oszłomienia, przekulnął się na plecy, rozglądając się uważniej na to co się wokół niego działo. Szukał jakiejś broni, drogi ucieczki i potencjalnego niebezpieczeństwa.

Pole widzenia to zwężało się, to wracało do normy, wyłuskując z cieni przy ścianach fantazyjne kształty. Które były prawdzie, które zaś dało się zaliczyć do wytworów skołatanego mózgu? Lennox zebrał pozostałe w nim resztki woli i odetchnąwszy przeskanował wzrokiem najbliższą okolice. Przed sobą dostrzegł trupa, tego samego nad którym pochylali się parę minut temu najemnicy. Porwane ścierwo wciąż zdobiło posadzkę zaledwie dziesięć-piętnaście metrów od obserwatora, statyczne i trupio spokojne. Ciche w porównaniu do czegoś, co mlaskało mu za plecami. Obrócił nieznacznie głowę, by kątem oka dostrzec źródło hałasu. Wstrzymał oddech, zacisnął szczęki.

Wpierw ujrzał drgającą rękę, tak od łokcia. Wcześniej, miast przedramienia, po podłodze przesuwała się nieznacznie czerwona masa zmiażdżonych tkanek, ciągnięta do tyłu powtarzającymi się cyklicznie szarpnięciami. Przesunął wzrok na bark i wyżej na szyję leżącej na podłodze postaci. Po resztkach twarzy rozpoznał Czarta. Jego czaszkę zgnieciono, przez co mózg eksplodował szaro-rubinowymi strzępkami tkanek wszędzie dookoła. Kości twarzoczaszki wciśnięto w ciało, jakby ktoś z olbrzymią siłą uderzył mężczyznę czymś obłym. Na przekręconej pod dziwnym katem szyi zaciskały się szczęki czegoś, co na pierwszy rzut oka przypominało pokrytego czarną łuską psa. Dużego psa o gadzim pysku, pełnym ostrych zębisk. Cholerne bydle górowało zarówno nad martwym jak i nad żywym, choć z perspektywy podłogi wrażenie było jeszcze silniejsze. Stwór zajęty zaciąganiem zdobyczy wgłąb korytarza, nie zdawał się nie zwracać uwagi na Williama. Jeszcze. Po prawej, tuż nad głową, przemknął mężczyźnie ciemny kształt nie większy od jego głowy. Zewsząd otaczały go syki, piski i warkoty. Drogę którą obrała grupa najemników znaczył szlak łusek, kropli krwi i martwych ciał. Nie dostrzegł ludzkich trupów prócz tego na środku sali z przodu, nie widział też Abigail. Czy zabrano ją w bezpieczne miejsce, a może coś dorwało ja jak Czarta? Nie wiedział.

William musiał się oddalić od potwora, póki ten zajmował się Czartem, wiadomo powszechnie, że nic tak nie absorbuje uwagi drapieżnika jak zdobycz. Wolał nie być następną. Rozpoczął czołganie, a raczej pełzanie w kierunku trupa przed nim. Miał nadzieję, że ma jakąś broń przy sobie, żeby mógł uwolnić ręce. Wypatrywał jakichś drzwi na korytarzu, przez które mógłby zejść z niego, by nie prowokować ataku zmutowanej bestii.

Nigdy jeszcze kilka metrów nie wydawało mu się tak kurwesko długie. Pełzł powoli, ostrożnie, zamierając na każdy głośniejszy odgłos mlaskania i rwania ludzkich tkanek klawiatura ostrych zębów. W uszach, niczym parodię muzyki, słyszał głośne chrzęsty z jakimi masywne szczęki miażdżyły kości, odpruwając od mniejszej, szkarłatnej figurki kolejne kęsy. Towarzyszyły im posykiwania i popiskiwania chóru mniejszych gardeł, zaaferowanych jatką. W niskich wibrujących nawoływaniach Lennox, wyczuwał głód. Już był w połowie trasy, skupiony na tym co ma przed sobą, kiedy z sufitu, prosto na ścierwo najemnika, spadł z sufitu kolejny gad.

Lennox miał drogę do trupa odciętą. Gad pożywiał się na nim właśnie, na razie nie widząc kolejnej zdobyczy. Żołnierz widział, że gdzieś z przodu przed trupem są drzwi. To była jego jedyna szansa, pozostawanie na korytarzu było równoznaczne z zostaniem kolacją dla tych stworów. Zebrał całe swoje siły żeby błyskawicznie wstać i co sił w nogach ruszyć ku drzwiom. Planował, że kiedy do nich dotrze, to natychmiast je zatrzaśnie za sobą.

Wyszkolenie i umiejętności nabyte na Froncie wzięły górę nad strachem i mimo tragiczności swojego położenia, William nie poddał się. Zeskanował wzrokiem okolice, ułożył plan i zabrał się za jego realizację. Moment wyczekał idealny - z jednej strony wielkie bydle za jego plecami właśnie rozrywało na pół pokrwawiony ochłap będący niegdyś człowiekiem o przezwisku Czart, z drugiej mniejszy stwór żerujący na ścierwie najemnika zagłębił wąski łeb w jego trzewiach aż po szyję, przez co pozostawał ślepy przynajmniej na kilka sekund. Tyle musiało wystarczyć.

Mobilizując resztki sił oraz woli, Lennox poderwał się na równe nogi i rzucił się pędem prosto ku upatrzonej kryjówce, zaciskajac zęby gdy nagłą zmiana położenia wywołała falę mdłości, przelewajacą się po obolałej od uderzenia bodajże karabinową kolbą głowy. Czuł się fatalnie, lecz biegł. Musiał biec. Zdawało mu się, że powietrze zgęstniało od napięcia, zmieniając się w rzekę melasy w której brodził z trudem. Każdy gest, oddech i najlżejsze drgnięcie mięśni, zwykle błyskawiczne, teraz rozwlekały się do długich minut, a on sunął do przodu prawie się nie poruszając. Nieznośnie wyostrzone zmysły zalewały jego mózg kolejnymi falami infromacji, dostarczanych przez receptory zewnętrzne na skórze, oczy, nos czy uszy. Coś niewielkiego przecieło powietrze raptem o szerokośc dłoni mijając lennoxową czuprynę. Dopiero teraz zauważył kilka gadzich cieni, prześlizgujacych się po suficie. Odklejały się od niego jedna po drugiej. Druga rozorała mu plecy ostrymi jak brzytwy pazurami. Uderzenie piekącego bólu rozeszło się od lewego barku aż do biodra. Trzecia kreatura zwaliła się na kark wytrącając mężczyznę z rytmu ucieczki. (Bóloodporność - porażka!) Nie udało mu się powstrzymać głośnego, pełnego cierpienia jęku zakończonego głośnym sykiem. W przejściu zapanowała cisza, odgłosy mlaskania urwały się niczym cięte nożem.

Oberwał i to dwukrotnie, nie wziął pod uwagę stworów, które mogły zaatakować go z sufitu. Mózg przetwarzał wszystkie bodźce dostarczane mu przez ciało. W połączeniu z bólem z ran, to wszystko sprawiało, że czuł się strasznie. Nie miał jednak innego wyjścia, musiał się podnieść i dobiec do drzwi, w zasięgu jego wzroku nie widział bowiem nic, co mogłoby posłużyć do odparcia ataku wielkiego gada. Jeszcze raz spróbował wykonać tytaniczny wysiłek.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline