Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2016, 20:45   #1
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
[Neuroshima] Kołysanka dla Obłąkanych - SESJA ZAWIESZONA


Śpij dziecino moja mała,
Czas na ciebie już.
Śmierć cię będzie kołysała,
A ty oczka zmruż.




Kołysanka dla Obłąkanych


Jeśli człowiek bardzo się postarał i wystarczająco długo szukał, znajdował miejsce po które wojna nie wyciągnęła jeszcze swoich pokrytych ropniami i zgnilizną ramion. Małe sanktuaria wolne od przemocy, brudu, skażenia i wszechobecnej śmierci. Od huków broni palnej i bomb, warkotu silników. Od maszyn i ludzi - szczególnie tych drugich. W pogoni za takimi chwilami Erin przemierzała Zasrane Stany zamknięte ramami Stalowego Piekła od północy i Zielonego od południa. Ludzie skurwysyństwo oprawione w ramki i powieszone na ścianie ku przestrodze i kpinie z dawnego świata.
Wojna wypaczyła krajobraz nadając mu kształt pokracznego karła cuchnącego tak okrutnie, że w jego obecności nie dało się wysiedzieć bez maski. Owrzodziałego skurwysyna w którego ciele miast krwi płynął brudny szlam, skórę pokrywała wysypka bielejących w słońcu kości wszelkich istot żywych. Z większości lasów pozostały smętne, spalone pnie, mierzące w niebo opalonymi kikutami martwych ramion z szansą na powrót do normalności równą całkowitemu zeru.

Gdziekolwiek nie spojrzeć, widziało się tylko brud i tragedię. Gruz, tłuczone szkło i sznury skorodowanych wraków, ciągnących się wzdłuż popękanych autostrad jak parodie konduktów popogrzebowych… ale czyj to był pogrzeb? Świata?

Świat nie umarł, on oszalał. A wraz z nim oszaleli mający dość pecha żeby przeżyć ludzie. Pech albo szczęście. Ciężko stwierdzić na pierwszy rzut oka. Drugi też niekoniecznie przynosił rozwiązanie.

Im dalej się patrzyło, tym więcej okropieństw dostrzegało oko. Obraz z rogówki poprzez sieć neuronów lądował w mózgu który bardzo dokładnie analizował widziany obraz, przesyłając informacje do ośrodków odpowiedzialnych za kojarzenie faktów i mrożąc krew w żyłach… ale nie dziś.

- Nie myśl o tym - poradził głos tuż przy uchu skulonej pod przewalonym pniem starej sosny kobiety.

Udało się znaleźć jej kruchą enklawę, pozwalającą na zebranie myśli i krótki odpoczynek od reszty karawany i tej ciągłej pogodni za kolejnym dniem, który miał nigdy…

- No już, wyluzuj chociaż na kwadrans. To cię nie zabije - drugi głos, tym razem kobiecy, niósł w sobie naganę.

Erin niechętnie ale przyznała mu rację. Nic się nie stanie, jeśli pozwoli głowie odpocząć i zresetuje mózg przed nadchodzącym dniem. Siedziała obejmując ramionami zgięte kolana, a drobne kamyki trącone piętą osypywały się w dół skarpy. Otoczona zmurszałymi drzewami, szumiącymi koronami drzew wysoko nad jej głową, z ptakami świergoczącymi wysoko na niebie, patrzyła na spektakl wstającego powoli słońca. Firmament z ciemnego granatu, przechodził powoli z krwisty szkarłat, gubiąc po drodze diamentowy pył gwiazd. Chmury przejmowały ich blask, aż roztkliwiły odcieniami różu, pomarańczu i złota, ciężkich do znalezienia na ziemi w dzisiejszych czasach. Tutaj wszystko było skorodowaną, zniszczoną ruiną pokrytą kurzem Pustkowi…


- Ciesz się chwilą - pierwszy głos odezwał się ponownie, a zakapturzona głowa Erin obróciła się w jego stronę, dzięki czemu dostrzegła ironiczny uśmieszek przyklejony do wąskich ust. Te zaś z kolei przyczepiono do pociągłej męskiej twarzy, niedogolonej i delikatnie wczorajszej, ale mającej w sobie coś przyciągającego uwagę. Na przykład oczy - ciemnobrązowe, niepokojące i obserwujące ją uważnie spod zdecydowanie zbyt dawno niestrzyżonej czupryny. Mówił spokojnie, nieznacznie przeciągając zgłoski i zmiękczając je przez nos - Kiedy ostatni raz miałaś czas tylko dla siebie?

Kobieta w kapturze zamrugała. Tak, to było dobre pytanie…
Wzruszyła ramionami zamiast odpowiedzieć, ale jej towarzysz tego nie oczekiwał.

- Jak myślisz, co tam jest? - wyciągnął rękę i wskazał przed siebie, zawieszając palec mniej więcej w rejonie krajobrazu zajętego przez szkielety budynków. Z tej odległości można się było łudzić że ciągle są w budowie… nie w rozsypce.

Wczesna pora zgrywała się z tą teorią - nawet przedwojenni robotnicy nie wstawali do pracy o tak nieludzkiej porze. Rzut oka na zegarek rozwiał wątpliwości. Pęknięty na środku cyferblat jasno pokazywał 4:43 a tykające wewnątrz metalowej koperty, nakręcane sprężyną serce poruszało wskazówkami, odmierzając upływające sekundy.

- Cokolwiek by nie było, pewno już rozszabrowane od dawna. Nie ma co się łudzić… ale jak chcesz dalej marzyć to proszę bardzo
- druga kobieta siedząca z pochyloną głową i zgarbionymi plecami zaśmiała się chrapliwie, a otaczające jej twarz skołtunione włosy zatrzęsły się do rytmu tego śmiechu. W blasku poranka jej sylwetka składała się z ciemnej plamy na tle jaśniejszego nieba. Z tego co Erin mogła się zorientować, wpatrywała się w swoje paznokcie, kiwając się w przód i w tył jak w chorobie sierocej i co pewien czas wydłubywała zza nich kolejne farfocle. Nie lubiła mieć brudnych rąk… kto normalny, nie siedzący na co dzień w smarze i silnikach, lubił?


- Daj spoko Lilly, nie można być całe życie śmiertelnie poważnym - facet zarechotał jakby właśnie powiedział doskonały dowcip, na co Erin tylko się skrzywiła. Powolnym flegmatycznym ruchem sięgnęła do kieszeni kurtki i wyjęła z niej papierośnicę. Kliknął otwierany zameczek, uwalniając kolekcję rakotwórczych ponoć pałeczek. Rakotwórczość, toksyczność… dobre żarty biorąc pod uwagę wypieprzone w atmosferę przez ostatnie pół wieku megatony.

- Ale bym zapalił

- Jestem głodna - palaczka zakomunikowała obojgu, znowu skupiając uwagę na mężczyźnie co ten powitał pytającym uniesieniem brwi.

- To się dobrze składa, bo właśnie ktoś do nas idzie
- odrzekł, rozsiadając się wygodniej na świeżej trawie. Oparł plecy o ten sam pieniek co Erin, lądując ramieniem tuż obok jej ramienia. Lilly pozostała tam gdzie siedziała, wciąż kiwając sie monotonnie.

Nie minęło więcej niż trzy minuty i zza ich pleców dobiegło wołanie.
- Tu jesteś! Wreszcie cię znalazłem - poczuła ciepło na swoich barkach, gdy ktoś położył na nich dłonie. Po głosie rozpoznała jednego ze strażników karawany Ósmej Mili której częścią była. Kev albo Steve… nie potrafiła sobie w tej chwili przypomnieć - Wszędzie cię szukałem, Earl cię szuka od dobrej godziny. Już wyżej i dalej odejść nie mogłaś? - zaśmiał się, ale gdy zobaczył panoramę rozciągającą się w dole parsknął - Dobra, dlaczego mnie nie wzięłaś ze sobą? Byłoby ci raźniej. Nie boisz się paradować sama po nocy? - zapytał omiatając na szybko wzrokiem pustą skarpę na której siedziała, wzrokowi zaś towarzyszyła lufa przewieszonego przez ramię automatu. Kobieta w kapturze w ostatniej chwili powstrzymała się przed tym, by parsknąć z politowaniem.
Samotność… dobre żarty.

Erin nigdy nie była sama.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zuzu : 22-03-2016 o 00:15.
Zuzu jest offline