Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2016, 18:06   #7
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, przed południem.

Ze snu wyrwał go dzwonek do drzwi. Serce waliło jak oszalałe. Wstał próbując uspokoić oddech. Po trzecim dzwonku ruszył otworzyć drzwi.
Odruchowo sprawdził godzinę, było przed dziesiątą, a więc to nie służby. Zresztą oni pukali inaczej, czasem miniładunkiem na drzwi gdy policyjny przenośny taran i strzał z shotguna w zamki lub zawiasy się nie sprawdzały. Z drugiej strony to raczej nie byli też wczorajsi goście bo patrząc po tym jak poradzili sobie z drzwiami… nie musieli pukać by im otworzyć
Nie było tak jak w filmach, gdzie czekało na niego dwóch smutnych panów w garniturach, trzej przybysze byli nawet weseli, żywi i naturalni. Lekko zdziwili się nawet dość szybkim otworzeniem ale wnet przybrali profesjonalne miny. Ubrani byli w zwykłe kurtki i dżinsy. Dość krótko ostrzyżeni, z fizjonomią zwyczajną do bólu. Ot zwykłe miejskie chłopaki. Tylko jeden około pięćdziesięcioletni ale potężny i wysportowany typ z siwymi włosami nie wyglądał na dowcipnisia. Na szyi miał spory tatuaż a około dwudziestu innych przedstawiających malutkie turbany ciągnęło się od ucha do podbródka wzdłuż linii szczęki. Może i żartował przed chwilą z kolegami, teraz jednak wzrok miał zimny, tylko lekki uśmiech czaił mu się w jednym kąciku ust. Choć grymas ten nieprzyjemnie kojarzył się z sadystycznym grymasem zadowolenia u rzeźnika z problemami związanymi z nadmiernym lubowaniem się w swojej pracy.
- Nu, gospodin Sykurski. My poydem, da?
Jeden z jego towarzyszy odchylił połę kurtki ukazując kolbę pistoletu włożonego za spodnie. Nie wyciągał go jednak.
- Ni gawarje pa ruski. Chcecie pogadać? Chodźcie - detektyw otworzył szerzej drzwi i odwrócił się do swoich rozmówców. Szedł wzdłuż korytarza. Z szafki zabrał paczkę papierosów i jednorazową zapalniczkę. Po kilku krokach zatrzymał się przy ekspresie. - Kawy? Dajcie mi chwilę, żebym założył spodnie.
Jednak zamiast zniknąć w pokoju stał przy ekspresie czekając aż wejdą. Wziął do ust papierosa i spróbował go odpalić tandetną zapalniczką. Wiedział, że jeżeli zniknie im z oczu, to pomyślą, że próbuje uciec. Najstarszy był komandosem. Tylko komandosi tatuowali sobie berety na czaszkach. Miał pewne przyzwyczajenia typowe dla komandosów. Mógł np. zastrzelić Sykurskiego gdyby ten zaczął się za szybko ruszać. Wojna wywoływała w ludziach dziwne odruchy. Sam wiedział o tym bardzo dobrze, gdy zerknął ukradkiem w stronę wanny w łazience. Na szczęście pustej.
- Minuta na ubranie gaci. Potem wyjdziesz bez. Zimno - Powiedział ten najstarszy całkiem niezłą polszczyzną, choć z bardzo kresowym akcentem.
Sykurski położył nieodpalone fajki na ekspresie razem z zapalniczką. Wszedł do sypialni, wciągnął na siebie jeansy, nałożył wygniecionego t-shirta. Z ładowarki wyjął telefon, który upchał w spodnie. Na korytarzu wciągnął wysokie zimowe buty, w których pościągał sznurówki, ale nie tracił czasu na wiązanie. Na plecy zarzucił jesienną skórzaną kurtkę. Spojrzał na czekających mężczyzn jacy zdążyli w tym czasie wejść w przedpokój mieszkania, po czym odwrócił się do ekspresu zabierając szybkim ruchem paczkę fajek z zapalniczką. Wiedział, że wyrobił się w jakieś pięćdziesiąt sekund. Zabrał klucze od mieszkania, którymi zaczął kręcić na smyczce, po czym przekroczył próg czekając na klatce schodowej.
- Portfel, dokumenty, komórka, broń - powiedział specnazowiec. Na to ostatnie jego towarzysze wyciągnęli gnaty, choć nie celowali w Sykurskiego.
Detektyw powoli odchylił połę kurtki i wyjął z niej wypchany portfel, który rzucił na szafkę w korytarzu. Sporą jego część zajmował dowód rejestracyjny. Później z tylnej kieszeni spodni wyjął telefon i rzucił go obok portfela. Włożył papierosa do ust i powiedział.
- Nie mam przy sobie broni.
Sięgnął lewą dłonią po zapalniczkę.
- A gdzie?
Detektyw odpalił i zaciągnął się mocno. Czuł jak podmuch rakotwórczej nikotyny rozpływa się w jego płucach. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Skoro chcecie pogadać, to chyba ważne jest to, że nie mam jej przy sobie. Idziemy, czy wolicie przeszukać mieszkanie? W sumie od wjazdu waszych kumpli z wczoraj nic nowego nie przyniosłem.
Stał na klatce schodowej obserwując mężczyzn w jego mieszkaniu.
Jeden z Rosjan wyszedł widząc, że najstarszy wchodzi do pokoju, gestem wskazał detektywowi by podążył za siwym. Drugi zabrał komórkę i portfel robiąc miejsce w przedpokoju. Siwy z tatuażami usiadł na fotelu w pokoju Sykurskiego czekając na detektywa, wyciągnął piersióweczkę i pociągnął z niej w tym czasie.
- Czyli imprezka u mnie? Spoko.
Detektyw wrócił do mieszkania i poszedł do pokoju za siwym komandosem. Poza fotelem w pokoju był jeszcze narożnik, na którym Wojtek sypiał. Zrzucił pościele, które spadły koło rozrzuconych ubrań. Sykurski nawet sekundy nie poświęcił poprzedniej nocy na usunięcie śladów przeszukania. Zajął miejsce na wprost siwowłosego. Strzepnął popiół z papierosa do wypchanej popielniczki stojącej na ławie.
- 81, 83? Eta Afganistan? - wskazał na swojej szyi miejsce w którym siwowłosy miał tatuaż.
- Ty wojskowy malczik, powiedz ty mi, wolisz rewolwery, czy półautomaty? - siwy zignorował pytanie Wojtka.
- Półautomaty są dobre - zaciągnął się - dopóki się nie zatną. A rewolwery się nie zacinają. Jak ktoś dobrze strzela, to nie potrzebuje tyle nabojów co w półautomacie.
- Ja pytał co ty wolisz - przerwał mu siwy.
- Wolę rewolwery.
- A to charaszo, dobrze dla Ciebie - Rosjanin uśmiechnął się - Bo widzisz, Jak zaraz nie dasz broni, to Wasil i Misza poszukają. A jak znajdą rewolwer to wybiją ci 6 zębów. Jak półułtomat, to tyle ile w magazynku się mieści. Wtedy rwać trzeba. Nu?
W półautomacie Sykurskiego było dwanaście nabojów. Co nie nastawiało detektywa zbyt pozytywnie do perspektywy odwiedzin stomatologa.
- Nie mam spluwy w mieszkaniu. - Zaciągnął się czekając na reakcję siwowłosego.
- Ja pytał gdzie. Ja nie powtarzam pytań - spojrzał na zegarek. - A ile minut poza tą pierwszą tu będziem siedzieć, tyle będziesz mój tam gdzie jedziemy. Nie śpiesz się, myśl gdzie zostawiłeś broń do woli.
Szczęka detektywa zacisnęła się, a oczy zwęziły.
- W samochodzie. Kluczyki są na korytarzu. Leżą gdzieś koło tego koszyka z którego wyjmowałem te od domu. O czym chcecie gadać?

Siwy wstał i dał znać jednemu z towarzyszy jaki bez ceregieli szarpnął Sykurskim by ten wstał. Drugi poszukał kluczyków do samochodu. Wyprowadzili go grzecznie, choć jeden z Rosjan trzymał go pod rękę. Przed klatką schodową detektyw zobaczył zaparkowane BMW, choć nie w takiej wersji jak wczoraj, starszy model z pewnością mający już swoje na liczniku. Jeden z typów zaprosił Wojciecha na siedzenie pasażera, Siwy usiadł za nim.
- Gdzie twój samochód, a? - spytał.
Detektyw wyjął papierosa i zgasił go na skórzanej tapicerce BMW.
- Tam stoi - wskazał palcem granatowego Forda.
- Wolicie jechać moim?
Nikt mu nie odpowiedział, jeden z Rosjan, ten co wziął kluczyki ruszył w kierunku samochodu detektywa, drugi wsiadł za kółko bejcy. O dziwo nie zareagowali na gaszenie papierosa. W głowie Sykurskiego pojawiła się jedna myśl: “To auto jest służbowe, mają je w dupie”
- Spluwa jest w bagażniku, pod kołem zapasowym.
- A to Misza dłużej poszuka - rozległo się z tyłu. - Trzeba było wcześniej powiedzieć. Czas płynie malcziku.
Typowi co obszukiwał auto faktycznie trochę zajęło, bo zaczął od schowka, pod siedzeniami… w bagażniku też trochę pogmerał zanim znalazł spluwę.
W końcu wrócił do samochodu i wsiadł do tyłu, koło specnazowca jaki skupiał się na swoim i detektywa telefonie.
BMW ruszyło.

Las pod Sulejówkiem, wczesne popołudnie


Sykurski widząc dokąd jadą rzucił od niechcenia:
- Zdjęcia z waszej wczorajszej akcji dziś około szesnastej trafią do prasy.
Wojtek nie był pewien, czy podróżuje z ludźmi związanymi z tymi, którzy wczoraj przeprowadzili nalot na jego mieszkanie.

- A to trza będzie gazety kupić, chętnie poczytam. Wasilij, ty słyszoł. Z rana po gazety.
Detektyw spoglądał w okno po prawej stronie przez dalszą część podróży.
Zatrzymali się gdzieś w lesie i kazali wyjść Wojtkowi.
- Lopata? - spytał ten jaki nazywany był Miszą.
- Ya ne znayu , my uvidim, kak oni skazhut - odpowiedział siwy.
Wasilij tylko wyjął pistolet i kawał tkaniny jaka zaczął obwiązywać wokół oczu detektywa. Co ciekawe rąk mu nie krępowali i szczególnie w zachowaniu specnazowca widać było pewną nonszalancję. Sykurski skorzystał z tego i zapalił sobie kolejnego papierosa.

Szli długo, Wojciech nie słyszał Miszy, widocznie został przy samochodzie. Wasilij za to miał sporo uciechy gdy Sykurski potykał się o korzenie. Siwy do tych podśmiewek się nie włączał. W końcu zdjęli mu opaskę z oczu.
Był na niewielkiej polance mocno przeoranej, panował tam zapaszek nie dający się pomylić z niczym innym. Przynajmniej nikomu kto był na wojnie.
Wytatuowany siedział na zwalonym drzewie na skraju polanki i raz jeszcze siegnął po piersiówkę. Witalij stał z pistoletem w dłoni, łopata leżała obok.
- Pal sobie, pal, na raka to ty nie umrzesz - mruknął siwy ocierając usta. - Poczekamy chwilę, odpocznij.
Detektyw spalił spokojnie, po czym rzucił peta gdzieś pod siebie.
- To komu zawadzałem?
Obserwował zachowanie zebranych. Po wzmiance o gazecie wiedział już, że nie mają związku z typami z Audi. Zresztą nie wyglądali też na żarliwych katolików. Dlatego zdziwił się mocno gdy zobaczył dwóch typów z wczoraj wychodzących z lasu. Jeden w prochowcu z bokobrodami i cygarem, drugi sporo młodszy w skórzanej kurtce z różnymi wpinkami.
- Zdraswutje Anton - przywitał Rosjanina starszy z mężczyzn przysiadając obok niego na zwalonym pniu. - Problemów nie było?
- Kozaczył trochę, twardziela zgrywa.
- Albo jest.
- A co to za różnica, wpierdol jest wpierdol, on nie ocenia kogo trafi.
- A tak, tak…

Gdy gawędzili chłopak w skórzanej kurtce wyciągnął z kieszeni jakieś niewielkie urządzenie i podpiął je pod tablet jaki trzymał za pazuchą.
- Wyciągnij rękę złotko - rzucił do Sykurskiego podchodząc do niego.
Detektyw wyciągnął przed siebie lewą dłoń zaciśniętą w pięść, prawą podciągając rękaw kurtki. Usta wygiął w dziubek i cmoknął nimi głośno.
- Proszę słonko, tylko bądź delikatny.
Chłopak tylko uśmiechnął się na zaczepkę, przystawił urządzenie do palca Wojciecha, który poczuł lekkie ukłucie. Kliknął coś na ekranie tableta i wpatrywał się na niego dobrych kilkadziesiąt sekund.
- Czysty… - powiedział z niejakim zdziwieniem.
Typ z cygarem wydawał się być skonfudowany.
- Powiedz mi chłopcze, co cię wiąże z Ernestem?
- Nie znam. - odpowiedział bez wahania. - Może jakieś nazwisko?
- To po co dzwoniłeś do Janka, hm?
- Podprowadzili mi telefon i sprawdzali w nim te numery. Do Janka, może też do Ernesta. A ja kierowany ciekawością sprawdziłem czyje to numery.
- Ktoś ci podprowadził telefon biedactwo i znał te numery. Kpisz sobie? Znajomość trzech z nich to wyrok chłoptasiu. Znasz, znaczy coś wiesz. I ktoś z taką wiedzą podprowadził ci komórkę tak byś ją odzyskał i numerów nie usunął… Wiesz, ja tu staram sie za dobrego glinę robić.- Kiwnął głową - Nie pomagasz.
Sykurski wzruszył ramionami i sięgnął po kolejnego papierosa.
- W takim razie wychodzi na to, że Mietek Wiśniewicz wydał na mnie wyrok. Dlaczego? Nie wiem - odpalił fajkę - Może dlatego, że szukałem jego kolegi Wojciecha Kleszcza? Kto go tam wie? Zmył się, zanim do niego dotarłem.
- A czemu ty chłopcze Wojtusia szukasz, a? - zdziwił się mężczyzna i zaciągnął cygarem, zmrużył przy tym oczy wpatrując się w detektywa.
Wojtek zaciągnął się papierosem.
- Jestem detektywem. Ludzie płacą mi za szukanie innych ludzi. Taka praca.
- Kto ci kazał?
- Już nie jestem żołnierzem. Nie wykonuje rozkazów. Za znalezienie go płaci mi Piasecki. Detektyw, który dostał to zlecenie, ale wylądował w szpitalu.
- Po co on go szuka?
- Też jest detektywem, więc też ktoś mu za to płaci. Ergo, szuka go dla pieniędzy. Nie wiem kim jest jego zleceniodawca, chociaż hajs jest w dolarach, więc pewnie ociera się to o ambasadę. - Sykurski zaciągnął się i dodał - nie rozmawiałoby nam się lepiej w jakiejś knajpie przy kawie?
- Rację masz Anton. Kozaczy - typ z bokobrodami rzucił do Rosjanina jaki patrzył niby bez zainteresowania. Choć dziwnie kojarzył się z rotweilerem jaki tylko czeka by pozwolić… - I szukałeś Wojtka, bo sprawę nagrał ci Piasecki, a jego kumpel podwędził ci komórkę, wpisał te numery i oddał ci je nie kasując. Tylko dla mnie to się kupy nie trzyma?
- Nie oddał. Próbował opchnąć do komisu. Kto w dwudziestym pierwszym wieku bawi się w takie rzeczy, skoro można namierzyć telefon z dokładnością do metra? Jak choćby ten mój, który zabraliście z mojego mieszkania.- Sykurski spojrzał na Miszę, a może Władię, który wziął jego dokumenty i telefon - Nie wiem. Trzeba być totalnym ignorantem nie mającym pojęcia o technologii. - Strzepnął popiół.
- W każdym razie zabrałem telefon z komisu, gdzie po tym jak go odblokowałem sprzedawca zaczął sprawdzać, czy może mam któreś z tych numerów. Gdy już miałem telefon spowrotem, to zacząłem sprawdzać numery. Kogo z was nie ciekawiłoby na jakie numery dzwonią?
- Kto by się bawił ten by się bawił. Co policję naślesz na nas? - zaciekawił się rozmówca strzepując popiół z cygara. - Za krótcy. I dzwoniłeś pod te wszystkie numery i do kogo się dodzwoniłeś?
- Do was. W sensie do Janka. Innych mieliście na tablicy. Policji nie naślę - zaciągnął się - jak widać po wczorajszym to nie odnosi skutku. Za to gdyby do prasy trafiły zdjęcia z tego jak ksiądz z obstawą włamuje się do mieszkania to by już kogoś zaciekawiło. Jeśli do tego pojawiłoby się info, że interwencja policji została storpedowana przez BOR, to już w ogóle zrobiło by się zabawnie. Jeżeli jakiś dziennikarz poskłada to, z faktem nagłej zmiany władz Komendy Głównej i brakiem raportów z interwencji dwóch radiowozów, to będziemy mieć sporą wodę na młyn opozycji. Już widzę tych wszystkich rozsierdzonych antyklerykałów, którzy na fejsie będą wrzucać memy z Kaczyńskim dowodzącym oddziałem księży z uzi. - Znowu się zaciągnął - i powiem wam, że w tym wszystkim mały Sykurski jest tylko nic nie znaczącym trybikiem. Chociaż jeżeli okazałoby się, że zaginął to pewnie byłby tak samo często w wiadomościach jak Ewa Tylman.
- I co będzie? Nic nie będzie.
- Karol on o niczym nie wie i…
- A co to zmienia? - Pulchnawy mężczyzna w płaszczu tylko wzruszył ramionami na słowa chłopaka w skórze. Włożył cygaro do ust i spojrzał na Sykurskiego. - Pół kraju i tak będzie na władzę stękać wskazując jedno, gdy drugie pół stać będzie murem wskazując drugie. Choćby i na sądy, nawet te najwyższe się zasadzali. Ot pełnia władzy. A nasz mały Sykurski nie będzie Ewą Tylman tylko bezimiennym zaginionym, którego nawet Itaka na sam dół listy spuści po jednym telefonie. Mów mi chłoptasiu raczej o czym ty z Ernestem gawędziłeś. Jak tyś go tam opisał na tej tablicy? “Zimny…” nie pomnę teraz.
- Aa - detektyw wyraźnie skojarzył sobie wreszcie rzeczonego Ernesta - Ten był żywo zainteresowany Kleszczem. Powiedział, że jeżeli uda mi się go znaleźć, to nie pożałuję przekazania mu informacji o miejscu pobytu Wojtka. Aczkolwiek w rozmowie telefonicznej sprawiał wrażenie wyrachowanego. Nie wiem czemu dostałem do niego dwa numery. - Wzruszył ramionami i otrzepał popiół. Papieros dobiegał końca. Detektyw miał dziwne przeświadczenie, że może to być jego ostatni.
Karol patrzył na Sykurskiego przez pewien czas po czym zwrócił się do siwego Rosjanina.
- Komórkę jego wzięliście?
Zapytany tylko skinął głową i dał znak pomagierowi jaki wyciągnął telefon z kieszeni.
- Odblokuj - polecił typ z bokobrodami nie siląc się na prośbę w tonie.
- Ostatnio jak to zrobiłem, to skończyło się włamaniem do mieszkania i wycieczką z łopatą do lasu. - Wziął telefon w rękę i wprowadził czterocyfrowy kod. Ekran pozostał czarny, ale zamiast panelu z cyframi pojawiła się tapeta z księżycem w pełni.
- Proszę. Tylko nie dzwońcie na teleaudio. I tak nie wygracie a mi niepotrzebnie rachunki nabijecie.
- Dowcipniś - mruknął mężczyzna zaciągając się cygarem i odbierając komórkę. Przeglądał tam wszystko co tylko mógł, na spokojnie, bez pośpiechu.
Sykurski wyjął kolejnego papierosa i nie przerywał szperania w jego prywatnych rzeczach.

W końcu uniósł głowę i wziął swój aparat wybierając jakiś numer.
- Ojcze? Typ jest czysty, ale wmieszany. Szuka Kleszcza na zlecenie jakiegoś innego detektywa… Mhm… Ale nawiązał kontakt z Ernestem, który sam mu kazał go szukać dla siebie.- Przez dłuższą chwilę milczał wsłuchując się w to co mówiła osoba po drugiej stronie, aż bez pożegnania schował komórkę z powrotem do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
- Anton, zdaje się, że i wy sierściucha szukacie?
- Taaaaak.
- Wszyscy w tym mieście widać chcą go dorwać, jakież to ciekawe… - zadumał się pulchny jegomość. - Wiesz co teraz będzie chłoptasiu? - zwrócił się do detektywa.
Zen zgasił kolejnego papierosa.
- Teraz powiecie mi jakie ważne jest przestrzeganie przykazań, zwłaszcza “Nie zabijaj”. Później powiecie mi kim jest pieprzony Ernest i dlaczego powinienem na niego uważać bardziej niż na oddział BORu w pancernych limuzynach. Po tym wszystkim zaproponujecie, żebym szukał dalej kogoś kto wam wszystkim zalazł za skórę, niczym nie szukając daleko porównań, Kleszcz.
- Jedno się zgadza. Będziesz go dalej szukał. Ale wszelkie informacje będziesz wysyłał mi, Antonowi… i Ernestowi. Tego ostatniego tymi informacjami będziesz urabiał by ci trochę zaufał, zobaczył twoją przydatność - w tym sensie. A w końcu czy Kleszcza znajdziesz czy nie, ale będziesz pewien że nasz kochany Erni da się umówić na spotkanie z tobą… zorganizujesz to. A mi dasz znać gdzie i kiedy masz się z nim spotkać. A co do przestrzegania, to przestrzegaj sobie czego tylko chcesz.
- Spoko. A może macie jakieś informacje, które pchną mnie dalej w poszukiwaniu naszego “Sierściucha”? - podkreślił zasłyszane słowo. - Jeżeli nie, to spoko. Rozumiem, że skoro ja go nie znalazłem, to innym jest jeszcze trudniej. W takim razie oddajcie mi jeszcze dokumenty, telefon, spluwę i podrzućcie na jakąś kawę.
- Znaleźć go… niełatwo. Niektórzy długo szukają. Próbuj. To będzie miły bonus, ale nie to jest teraz Twoim zadaniem chłopaczku. Ernest. Wystawienie go nam. Odzyskasz wszystko, laptopa ktoś ci przywiezie. Broń… broń zostanie. Jako gwarancja, że głupot nie zrobisz.
- Czy wyglądam na kogoś kto robi głupoty? Jeżeli nie oddacie mi broni będę musiał zgłosić jej zaginięcie na policję. Bezsensowny problem, ale nie mogę ryzykować, że komuś może się stać krzywda z użyciem spluwy zarejestrowanej na mnie. Może weźcie samochód?
- A zgłaszaj, zgłaszaj - uśmiechnął się aż mu się bokobrody zatrzęsły. Wstał przy tym.
Siwy wytatuowany specnazowiec też.
- Ale jak po twoim zgłoszeniu z tej broni zostanie zastrzelona niejaka Joanna… to jakiś gliniarz może uznać, że ściemniałeś chłoptasiu z utratą broni by mieć na nią alibi planując z zazdrości morderstwo byłej żony. Nie?
Uczyli ich w wojsku jak trzymać emocje na wodzy. Uczyli jak kontrolować złość. Ale teraz miarka się przebrała. Detektyw nie wytrzymał. Wziął ostry wymach i prawą pięścią trafił faceta w twarz. Całą rozmowę był spokojny, aż do tego momentu. Zero emocji. Pełen profesjonalizm. Aż do teraz. Czas wokół zwolnił. Wiedział, że za chwilę oberwie. Choćby od rosyjskiego komandosa. Ten jednak z jakiegoś powodu czekał. Było widać, że powstrzymuje odruch ataku. Facet w prochowcu nie utrzymał równowagi trafiony w szczękę.
- Możecie mnie straszyć. Możecie włamywać się do mojego mieszkania i wywozić do lasu z zawiązanymi oczami, ale kurwa straszenia mojej rodziny nie zniosę!
Zrobił krok do tyłu zastanawiając się, czy go teraz zastrzelą, czy skopią zostawiając umierającego w lesie. Jednym głupim odruchem zaprzepaścił wszystko co osiągnął w ciągu tej rozmowy.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline