Gram w MtG od około 4 lat. Pierwszą moją talie była talia zielona na... niczym
. Zrobił mi ją kolega ze swoich zielonych odrzutów, ale za to miałem jednego rara, którego mam aż do teraz i nawet go przedrukowali, mowa tu o Craw Gigant'cie. Zbierałem później talie na Beastach. Skompetowałem cała talie o jaką mi chodziło. Warchiefy, Bolthy i różne wielkie mięcha bardziej do ataku. Nie wiem kiedy i w ogóle jak zgubiłem talie. Zdenerwowałem się bo zawsze trzymałem ją w swoim magicznym pudełeczku. No, ale nieszczęścia też się zdarzają. Postanowiłem zrobić tą samą, a nawet lepszy deck na beastach. Dzięki ciekawym wymianom i straceniu paru złotych, udało się. Miałem nawet 3 Rhoxy w tym jeden na foli ze starszej edycji.
Pograłem sobię trochę i niestety ktoś sobie wymyślił drugi typ, a extend zrobił się przeżytkiem, gdyż wszyscy zaczeli grać nowymi taliami. Przestałem grać. Nie miałem tyle kasy, aby kupić sobie nową talie. Po paru miesiącach jednak skusiłem się kupić talie zielono - białą z Ravanici. Pograłem parę miesięcy, trochę ją "upgreadowałem". Teraz zrobiłem przerwe w grze.
Najbardziej denerwóje mnie to, że jeżeli pojawi się nowy dodatek to ten najstarszy z dugiego typu "spada" do extendu. Potrzeba wiele kasy, aby ciągle mieć talie na "topie" i jeszcze kupować boostery, aby mieć rary na wymiane. Nie rozumiem ludzi, którzy kupują gotowe talię chociaż nie umieją grać i można powiedzieć, że wywalają kasę w błoto. Właśnie cenie to w MtG, że tworząc talie od samej podstawy czujemy ją w dosłownym tego słowa znaczeniu. Gra robi się wtedy bardziej pasjonująca. Niestety w żadnym turnieju nie brałem udzialu ( większośc odbywała się wtedy kiedy nie miałem decka). Jak pech to pech. Magic the Gathering rules! :P. Pzdr
P.S Ta gra naprawdę wciąga...