Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2016, 20:02   #29
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

WSZYSCY

– Kobiety. – Martę musiała ukontentować opowieść. Aż dłubać w drewnie przestała i dłonie zacisnęła oburącz na drzewcu, o ziemię je wspierając. – Co z kobietami?
– Dwie starsze… poszły do wody za swym mężem… z tego, co pamiętam, najmłodszą ojciec z matką wzięli do siebie – zamyśliła się Gangrelka.– Niepotrzebnie… bo powiesiła się o poranku.
– One z dziatkami nie straszą? – Marta aż się nachyliła w przód.
– Chyba że skarlały… bo po gębie nie wyznasz, że to kiedyś ludzkie potomstwo było. Tak ich wykrzywiło – mruknęła Swartka ze śmiechem. – Rzadko kiedy ich spotykałam więcej niż trzy na raz, acz… my Zimni nie leżymy w ich gustach.
– Wy Zimni o gorącokrwistych troszczyć się winni – wtrącił się Tsogt – bez całej rzeszy ludu, niewielu was zostanie. – Spojrzał na Martę pochyloną nad patykami.
– Jak kto łazi na nawiedzone bagna to sam sobie winien – wzruszyła ramionami Swartka z ironicznym uśmiechem. – W okolicy wszyscy chłopi wiedzą, że są miejsca, które należy unikać, a utopce… nie lubią się oddalać od swego błotka.
– Tedy na około jechać trzeba by ludzi bezpiecznie przeprowadzić – wzruszył ramionami ghul.
– Wies ty mosze jakh te… uhtopce sem niscy? – zapytał Francuz.
– Hmm… silne to to i odporne. Strzelać ni ma po co, bo ze strzał sobie nic nie robią. Dzwonów święconych nie lubią, pewnikiem wody też… może i ognia? Właściwie to się nigdy nad tym nie zastanawiałam – zafrapowała się Swartka, drapiąc po czuprynie.
– To ilu ich tam jest ogółem? – wtrącił Zach.
– Dwanaście… tak mi się zdaje – odparła Gangrelka, licząc na palcach. – Dwanaście różnych.
– Szkoda tyle drogi nadrabiać – ciągnął husarz z zabłąkanym błyskiem w oku. – Skoro potwory na ciepłych żerują, to może by sami zimni wpierw poszli? Teren oczyścili? Nic tak nie zbliża jak walka ramię w ramię, a i by się nam coś na rozruch przed ruskimi ziemiami przydało. No i trochę, co by nie smęcić, rozrywki? Dobra okazja by się bliżej poznać.
– Po prawdzie – mruknęła cicho Marta – to powinniśmy. Ciemny lud co w topce wierzy, bo je widział na własne zdumione gały, łatwiej wąpierza istnienie przyjmie.
– Bez przynęty… nie wyjdą z leży.– wzruszyła ramionami Swartka.
– Mości Jakso… czy twoi ludzie... wszak zakonnicy, gotowi by byli do takiej walki?– zapytał Koenitz uprzejmie.
Rycerz skinął głową.
– Tak. Nie straszne im utopce. Przestrach nie jest cechą dobrego rycerza. Tak jak i narażanie życia podwładnych nie jest cechą dobrego dowódcy – podsumował jednooki.
– Poniekąd Milos ma rację… czas zmarnujemy idąc naokoło, a i dobra walka pozwoli się lepiej poznać. Niemniej na taki bój ze śmiertelnych wziąłbym jeno ochotników.– stwierdził Koenitz.
– Ghuli nie starczy? Ciepli więc poczwary zwabią – sugerował Zach. – Zaradniejsi niż zwykły człek. Tłumów nie ma co tam ciągnąć, to nie Grunwald.
– To już każdy wedle własnej woli – stwierdził -Wilhelm po namyśle.– Trzeba się liczyć z tym, że ranni będą. Więc wolę chętnych. Jeśli tylko ze swymi ghulami chcesz iść, nie mnie ci zabraniać.–
– Myślałem, że ustaliliśmy, że właśnie tobie – żachnął się Zach. – Wobec tego niech się każdy przyszykuje. Tej nocy do owych bagien dojedziemy? – zwrócił zapytanie do Swartki.
– Na miejscu jednakże liczę na posłuszeństwo wobec mych rozkazów. – stwierdził wyniosłym tonem Ventrue.– Tutaj możemy sobie omawiać strategie i negocjować, ale w bitwie jest jeden naczelny wódz.
A Swartka wzruszyła ramionami.
– W godzinę będziemy na miejscu.
Rozbójniczka uniosła się z miejsca, włosy na plecy odrzuciła, czarne pasmo od wykarminowanych ust przyklejone odrywając.
– Ja głupia dziewka z bagien jestem – rzekła – ale coś mnie w tej opowiastce, choć krasnej, nie pasuje bardzo, Swartko. Bóg po sprawiedliwości to na wieczną pokutę w topieli Powroźnika mógł pchnąć… Ale dobry Bóg takich rzeczy nie robi niewinnym dziatkom, toć je na wiekuistą mękę skazałby jako ich ojca – popatrzyła na Jaksę i Giacomo pytająco. – Co inne dawne bogi. Oni lubiali tworzyć pomniejsze sługi na podobieństwo swoje i poddane sobie. Na wiek, płeć, cnotę czy jej brak nie patrzyli przy tym zanadto. Coś w tym moczarze siedzieć może jeszcze. Coś, co jak ofiarę te dziatki przyjęło. Jakso – obróciła się do bożogrobca – ja słyszała od jednego Nosferatu, że topce niczego bardziej od różańca nie boją się. Że człeka z różańcem na szyi wciągnąć w toń nie dadzą rady. A po oczach nim uderzone ślepną jak kocięta.
– Ładować się będziem w bagna, na terenie nieznanym, przeciwko nieznanym przeciwnikom na słowo jednej jeno osoby, co ją poznalim ledwo parę godzin temu i jeszcze ludzi ryzykować i na wabik wystawiać? – Tsogt wypowiedział zdanie przysłuchującej się wypowiedziom wampirów Sarnai. – Zadanie nasze inne, nie zaś dać się w bagna jakoweś wciągać w imię zadzierzgnięcia sympatii w boju. Tem bardziej skoro jest droga inna i dla ludzi bezpieczniejsza. Chcecie iść na mokradła, to idźcie. My nie ruszym.
Rycerz Habsburgów tylko skinął głową w zrozumieniu i rzekł.– Ksiądz Giacomo też nie ruszy w bój, bo pożytek z niego byłby żaden, więc ta wyprawa dobrowolną jest. Ty jednak drogi Marcelu chyba nie zostaniesz, co?
Widać było, że się Francuz wzdryga by powiedzieć tak. Widać było że na spotkanie z utopcami ochoty nie ma. Niemniej ostatecznie rzekł.– Tak… wyrusssę.
Marta rzekła Italczykowi i Francuzowi krótkie pożegnanie, przed Koenitzem znowu dygnąć próbowała, i tak samo marnie jej to wyszło jak przeszłej nocy. Nim opuściła zgromadzenie, przy Węgrze zatrzymała się, dwa palce wsparła lekko na jego ramieniu i do ucha się nachyliła.
– Za blisko Krakowa te upiorzyska, czymkolwiek są – wyszeptała. – Maskarady Rusinów uczyć mamy, na własnej ziemi nie przechodźmy mimo. Dla własnego bezpieczeństwa, a Szafrańcowi ku wywdzięce, że kiesę otworzył. Choćby i nie szeroko. Idę rychtować nas.
Zach skinął na znak zgody.
– Ilu z sobą bierzesz?
Dwa palce podniosła mu z ramienia i przed oczy przesunęła.
– Czworonoga?
Skinęła twierdząco.
Tatarzy widząc rozchodzące się towarzystwo ruszyli ku swemu obozowisku. Sarnai zatrzymała się w pół kroku i posłała Tsogta do Koenitza zanim odeszli całkiem. Ghul podszedł do Wilhelma i do ucha coś szepnął.
 
Asenat jest offline