Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2016, 20:55   #30
Aisu
 
Aisu's Avatar
 
Reputacja: 1 Aisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skałAisu jest jak klejnot wśród skał
*** Przed Wiecem ***

– Hoho, jaśnie panienka wstała pierwsza. – zauważył poharatany mężczyzna który najwyraźniej pełni straż przy jej trumnie… I którego imienia zdążyła zapomnieć.
– … Dobry Wieczór. – Powitała go zaspanym głosem, przecierając oczy. - … Pozostali nadal śpią?
– Jak zabici! – zauważył wesoło podchodzący z Boruckim blondyn. Mężczyzna obok niej pokręcił z dezaprobatą głową - Wyglądało na to, że ten konkretny dowcip zmęczył się wszystkim bardzo szybko.
– Ah, ha ha. – wampirzyca wysiliła się na śmiech, ale bez dużego entuzjazmu. Nadal nie pojmowała, dlaczego niektórzy tak uwielbiali żarty o ich domniemanym nieżyciu. – W-więc, jak tam obozowisko, Panie Borucki? – zapytała ghula gdy też już podszedł. Jednocześnie wzrokiem przeczesywała obozowisko, wypatrując… czegoś. Albo kogoś.
-Spokojnie waćpanno… Wszystko w najlepszym porządku. Pies z kulawą nogą nie zagląda w te strony.- wyjaśnił Borutek z uśmiechem.
- … Żadnych kłótni? – ciągnęła dalej.
-Nie. Żadnych. Zresztą z kim to się kłócić. Każdy łazi swoją drogą i siedzi oddzielnie.- wyjaśnił ze śmiechem Borucki wskazując kolejne miejsca.-Tatary tam… koenitzowi tam, zakonni tam-
- … Rozumiem… Więc nie widzieliście niczego… Dziwnego? – zapytała, zerkając na czarną karoce Koenitza.
- Dziwnego?- spytał Borucki przyglądając się bacznie dziewczynie. Ta opuściła wzrok, wiercąc się niespokojnie.-W jakim znaczeniu… dziwnego?-
– Um… Czy nikt… Nie wychodził z karocy Koenitza? -
-Jego małe… hmm… dzieciaczki. Tak. Wychodziły.- stwierdził Borucki w odpowiedzi po chwili namysłu.
- … I co z nimi? Wszystko w porządku? – rozejrzała się po zebranych obok ludziach. – Ktoś z nimi rozmawiał?
-Koenitza sługi jeno. Dzieciaki trzymały się blisko karocy, a rycerze służący Ventrue, dopilnowały by głodne nie były i szkoda im się nie stała.- wzruszył ramionami Borutek.
– Ah, t-to dobrze. – odparła z wymuszonym uśmiechem.
Wcale nie poczuła się lepiej.

*** Wiec ***


Zofia zniosła jakoś kłótnie o przywództwo, nawet jeżeli nie wsłuchiwała się w rozmowę zbyt uważnie. Ale kiedy Swartka zaczęła poruszać następny problem cichaczem się z zebrania po prostu zmyła.
Wiedziała że powinna była brać w tym udział, ale co innego zakrzątało jej umysł.
Zżerało ją to wręcz od środka.
Kwestia dzieciaków Koenitza.
Nie mogła dłużej tego odkładać. Rozumiała że Koenitz nie miał wyboru… Z pewnością nie teraz… Z kogo się pożywia. Klątwa wampirów potrafiła być dla Ventrue dużo okrutniejsza niż dla innych. Ale musiała zobaczyć że…
Co konkretnie? Dzieciaki były podobno zadbane. Zdrowe. Raczej nie będą energiczne, skoro Koenitz musiał się z nich pożywiać.
A jednak…
A jednak musiała zobaczyć na własne oczy.
Dlatego kiedy wszyscy byli zajęci… Kolejnymi kłótniami, prawdopodobnie… Uznała że zahaczy o karoce Koenitza. Wystarczyło wyminąć parę strażników… Nie żeby ktokolwiek zwracał na nią uwagę… I praktycznie stała u drzwi.
Nie była pewna gdzie był czarodziej Tremere… Na naradzie, chyba? Nie zwracała uwagi… Bo jeżeli będzie w środku…
...Cóż, jeżeli siedziw środku, to wtedy będzie myślała dalej.
Położyła drobną dłoń na klamce, i dyskretnie otwierając drzwi wślizgnęła się do środka.
Dzieci były blade, ubrane niczym mieszczańskie potomstwo. Dzieci kupców, ale rysy proste… bardziej chłopskie, fryzury niemodne. Spały, wtulone w siebie i odpoczywające. Ciche. Jak aniołki. Najstarszy był chłopiec, podrostek prawie. Potem dwaj młodsi chłopcy i dziewczynka.
Wampirzyca zacisnęła usta.
Najstarsze dziecko… Właściwie nie nazwałaby go nawet dzieckiem. Musiał mieć co najmniej 13 lat. W tym wieku chodziła już z ojcem na polowania. Bardziej młodzieniec.
Natomiast te młodsze…

Pochyliła się do przodu. Przyglądając się raz młodzieńcowi, raz siedzącemu obok dzieciakowi.
Desperacko doszukując się oznak, że ten straszy był… Opiekunem, może?
Że z niego się nie pożywiali.

Ale był tako samo blady i osłabiony jak reszta.

Przymknęła na chwilę oczy.

Potem sięgnęła po leżący nieopodal koc, i przykryła je by nie było im zimno. Nauczyła się że noce w Polsce potrafiły być zdradliwe.
Jak niektórzy.
Pilnujący by nie obudzić dzieciaków, otworzyła cichutko drzwi i wymsknęła się na zewnątrz. Z marszu ruszyła na swoją stronę obozowiska, tym razem nie fatygując się z unikaniem ludzi Koenitza.

***

- … Dwulicowy… Zakłamany… Srebrno ustny kłamca… Niech go czorty porwą… - mamrotała wściekle pod nosem, kopiąc ziemię butem. - … Idę na spacer. – poinformowała stojącego obok szlachcica, który zaraz zaczął protestować.
– Jeszcze nie skończyliśmy zwijać obozu, ale czy aby na pewno…
Ale Zofia już zniknęła miedzy drzewami.
 
__________________
"I may not have gone where I intended to go, but I think I have ended up where I needed to be."
Aisu jest offline