Partridge wciąż nie zdobył upragnionej sławy. Wszystkie poprzednie wyprawy młodego elfa kończyły się fiaskiem. Ledwie miesiąc temu chciał zapolować za złotego smoka w Przeklętej Dolinie. Miał najlepsze intencje, ale jak przyszło co do czego, okazało się że ma stanąć do walki nie z gadem, a zwykłym (i wkurzonym najściem) kozłem. W dodatku zwierz zamieszkiwał ledwie parów, nie majestatyczną dolinę. Skończyło się na poniżającej walce, bo jak inaczej zwać potyczkę w której uczestniczy głównie trykanie i bodzenie. Kiedy indziej, Partridge odebrał zlecenie od krępego handlarza. Obecność oscylującego nad jego głową, ogromnego wykrzyknika powinien był uznać za podejrzaną. Oczywiście gdyby ów znak w ogóle zobaczył. Facet powiedział łucznikowi, że w piwnicy zalęgły mu się szczury i potrzebuje dobrego myśliwego bo mu gryzonie zapas uranu wpieprzą. Polowanie na szczury! - zakrzyknął wtedy Partridge Oryginalna koncepcja! Już się za to biorę. Dość rzec, że ledwie przestąpił próg piwnicy, jak wielki wykrzyknik wylądował na jego głowie. Kiedy obudził się w leszczynie nieopodal, zauważył brak trzech dekli oraz godności osobistej. Szczury wpieprzające uran, dobre sobie. Każdy głupiec wie, że myszowate dawno porzuciły energetykę jądrową na rzecz wiatrowej i polowały głównie na wentylatory.
Lecz teraz miało być inaczej. Przygoda z prawdziwego zdarzenia. Mroczne tajemnice, zakazane rejony i Główny Złodupiec na samym końcu. Może nawet posługiwał się diabolicznym śmiechem. Poza tym Partridge wreszcie należał do dwuosobowej, ale realnej drużyny! Już nie będzie słyszeć tego głębokiego głosu w głowie, który stale kazał mu ją zebrać. Będą zacieśniali więzi, dopełniali się umiejętnościami i opowiadali personalne historie przy ognisku. O ile linie dialogowe na to miały pozwolić, rzecz jasna.
Czarodziejka nagle przystanęła, twierdząc że musi znaleźć mapę w swojej torbie. Ah, uroki damskich sakw. Partridge wiedział ile takie poszukiwania mogą trwać i już miał zakładać nową cywilizację, gdy wtem…
No właśnie, co?
Poważnie mówię. Ki cholera się tam zbliżała?
Szturchnął towarzyszkę ramieniem.
- Normalnie widzę świetnie, ale coś ten księżyc dzisiaj razi. Cóż to za dźwięki? Brzmi jak warczenie, stroszenie futra i czysta nienawiść naraz…
Obrócił głowę raz jeszcze.
- Ciotka Gertruda?
Logicznym wnioskom wreszcie udało się przebyć niełatwą drogę przez synapsy strzelca. Wyciągnął łuk i założył strzałę na cięciwę. Następnie przybrał epicką pozę, co by się zdało na zwiastun. Nigdy nie wiadomo jaką historię krwiożerczy rynek z krainy Chałwałud miał przerobić na letni hit. Wstrzymał oddech i wystrzelił w najbliższe źródło dźwięku, mając nadzieję że nie jest nim towarzyszka.