Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2016, 21:11   #2
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post “Pod Gnijącą Macką”

Gdy Tiva przysiadła się do stołu a wszyscy zjedli i wypili wszystko co do zjedzenia i wypicia mieli, siedem głów zgodnie pochyliło się nad zapisanym koślawym pismem pergaminem. Adrik zapełniał go przez kilka dni, lecz i tak zleceń było żałośnie mało. Przynajmniej tych “bohaterskich”, o których marzyli Yolanda czy Schnapel, lub dobrze płatnych, na które liczył Uruk; bo ogólnie roboty we wsi było co niemiara.

1. Odnaleźć zaginioną krowę Knuta. Płatne w żywiźnie lub treningu. Mućkę pewnie dawno wilcy zjedli lecz strażnik nadal miał nadzieję na odzyskanie bydlątka. Co prawda obecność wilkołaka-Kevina na Przeklętej Polanie nie odstraszała już tutejszych sfor bo chłopak wyjechał gdy tylko mróz puścił, ale i tak wilków było w tym roku znacznie mniej. Knut liczył też, że lecący nad lasem ognisty demon skutecznie przepłoszył mniejsze potwory. Na zwierzynę płową i bydło niestety zadziałało.

No właśnie. Kolejnym punktem było polowanie. Mieszkające w Osadzie mabari miały apetyt jak, nie przymierzając, smoki, a nikt nie oczekiwał, że Anna będzie im przynosić swoje kurczaki. Pomijając fakt, że praktycznie nikt prócz młodej ilmarytki nie mógł do nich podejść, mabari traktowano jako wspólne dobro obu wsi. Potężne, barczyste bestie bez trudu przegryzały koboldzie i goblińskie karki, przeganiały mniejsze sfory kręcące się po okolicy, a ze złowieszczymi wilkami stawały jak równy z równym. Opłacało się je utrzymywać. Tyle tylko, że do polowań nadawały się jak ryba do dyszla. Gdy żył Uhreg to jakoś sobie z ich wyżywieniem radził, czasem sprzedał szczenię w Królestwie za wór złota i rzeczy na wymianę nakupił, ale teraz obowiązek wyżywienia bestii spadł na wiejskich myśliwych. Nieodpłatnie, rzecz jasna. Sarenka, albo dwie… albo trzy najlepiej załatwiłyby sprawę na jakiś - niestety dość krótki - czas. Samo polowanie zajęłoby pewnie kilka dni.

Trzecim zleceniem było przyniesienie Aldonie kilku rzadkich ziół. Im więcej tym lepiej. Adrik i Wila wiedzieli jak wyglądają rzeczone rośliny. Problemem był fakt, że rosły na samych bagnach, daleko poza bezpieczną granicą Viseny. Wyprawa była ryzykowna nie tylko ze względu na podstępne bagienne ścieżki, ale i mieszkające tam potwory. Pomijając demona. Wędrówka zajęłaby pewnie większość dnia. Jednak wyświadczyć Aldonie przysługę - to było nie byle co! Yolanda podejrzewała, że za rzadkie, cenne zioła mogliby dostać nawet wspaniałą maść leczniczą, która wspomagała regenerację niemal tak dobrze jak magia. Po wybuchu wieży Alvenusa w Visenie nagle wzrosła liczba potrzebujących, więc zapasy leków zarówno Aldony jak i kapłanów były znacznie uszczuplone. Nie wspominając o przednówku, podczas którego wszyscy chorowali na potęgę; zwłaszcza starcy i dzieci.

Prócz tego ludzie szukali oczywiście pomocy przy odbudowie, na roli czy w warsztacie i tak dalej, i tak dalej. Z tablicy przed gospodą zwisały smętnie skrawki zapisane ogłoszeniami w rodzaju “Dzień orki za dziesięć jajek”, czy “Do kopania grobów, miedziak i 1 posiłek”. Tutaj jednak ogłaszali się desperaci, którym nikt z sąsiadów pomóc nie chciał. Cóż, w każdej wsi były zarówno takie osoby, jak i całe rodziny.

Przyszli bohaterowie w znaczącej większości zwiesili nosy na kwintę. Zlecenia nie były bohaterskie, choć potrzebne. Jednak czy włóczenie się po lesie za starą krową odmieni ich życie? Było to wątpliwe.

- Może… pójdziemy do jaskini z kryształami? - nieoczekiwanie zaproponował Schnapel. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni, choć w większości wiedzieli o co chodzi. Jaskinia z magicznymi kryształami była jednym z pierwszych miejsc, jakie odwiedziła drużyna Yarkissa poszukując porwanych przez wilkołaki członków karawany. Według plotek rosnące tam minerały miały moc gromadzenia magii. Niestety mieszkały w niej również gigantyczne pająki, zdolne bez problemu pożreć człowieka. Nawet zeżarły jednego - Justusa, młodego kapłana, który jechał w ochronie zeszłorocznej karawany. Ale taki pomysł - od Rybiego Oczka?
- Ja cie… - westchnęła Jacia na myśl o TAKIEJ wyprawie.

Adrik zmarszczył brwi. Mimo iż większość Viseńczyków uważała opowieści o pajęczej jamie za mocno przesadzone druid wiedział od brata, że plotki nie rozmijały się z prawdą. Niestety wieść o jamie rozeszła się po wsi zanim Yarkiss zorientował się, że jego drużyna powinna trzymać język za zębami, gdyż historie o napotkanych przez nich miejscach i stworach tylko rozbudzają młodzieńczą wyobraźnię i prowadzą do kolejnych nieszczęść. I proszę, nie mylił się. Choć druid wiedział, że pomysł zarabiania na sprzedaży magicznych kamieni chodził po głowie również i młodemu sołtysowi. Niemniej jednak Adrik wiedział, że brat nie rozpowiadał o tym na prawo i lewo, a na pewno nie powierzyłby wyprawy do jaskini nieopierzonym młodzikom.
- Skąd ten pomysł? - zapytał ostrożnie chłopaka.
- Ten… Te kryształy na pewno są cenne, moglibyśmy za nie kupić porządne, rycerskie zbroje i konie, i pomóc innym - ochraniać karawanę jesienią, kupić magiczne mikstury… Może Panril przestałby wybuchać, bo by kryształ wsysał magię… i w ogóle… - Schnapel zacukał się, a Uruk spojrzał na niego podejrzliwie. Nie żeby chłopak nie mówił rozsądnie, ale właśnie - coś zbyt rozsądnie.
- A kto by to tutaj kupił skoro Arvelus wykitował, hę? - burknął.
- Vahren powiedział, że weźmie je do Królestwa i dla nas sprzeda! - ufnie oznajmił Oczko, szczęśliwy że ma odpowiedź na podchwytliwe pytanie.

No tak, to wiele wyjaśniało. Vahren był jednym z najbardziej podejrzanych indywiduów w Visenie. Niczym wędrowny ptak, znikał gdy tylko lżały mrozy i pojawiał się dopiero jesienią. Opowieści o jego wyczynach były znane w obydwóch wsiach - potrafił cały wieczór przechwalać się obrabowaniem jakiegoś dworu czy magicznej pracowni. Czy było to prawdą to insza inszość; “u siebie” w każdym razie nie kradł nigdy. Ale zrobić w konia garstkę młodzików… Nikt prócz Schnapela nie miał wątpliwości, że grupa zobaczyłaby najwyżej marny procent rzeczywistej ceny kamieni.

- Wars prosił, byśmy zajrzeli na przystań - odezwała się Tiva, gdy niezręczna cisza przedłużała się. Adrik miał dość kwaśną minę, za to Schnapelowi oczy aż świeciły się na myśl o wyprawie po magiczne kryształy. - W magazynie i piwnicach zalęgły mu się szczury, niszczą sieci i zapasy, omijają pułapki, koty mu pozagryzały; nijak sobie z nimi poradzić nie może. Mówił, że by mu się psy przydały, raz dwa wytępiły szkodniki. - Tiva wiedziała, że nagły rozrost populacji szczurów szkodził równowadze. Gryzonie zjadały nie tylko zapasy ludzi, ale i wybierały młode z gniazd i nór, a rozbestwione potrafiły nawet dziecko w kołysce zadusić. Na szczęście w rodzinie Warsa na razie nie było niemowląt.

Yolanda zauważyła kątem oka, że w drzwiach znów pojawił się Fernas, ale póki co miała ważniejsze sprawy na głowie niż przypatrujący się jej młodzian. Prawdziwe życie czekało!

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 04-04-2016 o 10:23.
Sayane jest offline