Minęły dokładnie cztery miesiące od wybuchu epidemii. Wydawałoby się, że nic nie może doprowadzić do takiego stanu rzeczy... Mieliśmy wszystko, co teoretycznie było nie do obalenia. Nowoczesne technologie, nano-boty, skoordynowane rządy państw. Wystarczył malutki wirus, nieznany patogen, aby ludzie zaczęli zmieniać się w monstra. Rządy upadały, zaczęło brakować jedzenia, utworzono tak zwane bezpieczne strefy, aby ocalić
jak najwięcej ludzi. Niestety, w końcu brutalnie przerwano istnienie wielu z nich.
Teraz, na gruzach świata, piszę te słowa w zniszczonym markecie na wsi zwanej Zielątkowo. Patrzę przez okno na ten ciemny świat, jakby przemawiał do mnie "musisz w końcu wyjść". Podnoszę łuk. Kolejny dzień, kolejna wprawa, ale trzeba coś jeść.
Ostatnio edytowane przez smok burzy : 07-04-2016 o 18:56.
|