Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2016, 22:38   #2
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny


Powierzchnia była… Nie, inaczej. Powierzchnia nie była… Też źle…. Nic, co Agigreen przeżyła wcześniej w życiu nie mogło jej przygotować na Powierzchnię. Pierwsze, co uderzało, to światło… Isana dostała od rodzinnego mechanika parę przydymianych, wypukłych szkieł na jedwabnej, grubej tasiemce, aby zawiazywać jej je pod brodą i by nie oślepła od nadmiaru światła. Agi czuła, że sama potrzebowałaby takie. Jasność była tym, co uderzało najmocniej. Bo nie był to poblask grzybów, ani poświata bijąca od lawy, ani nawet migotliwy świergot tańczących płomieni. Nie. To było wszechogarniające, złoto-białe, ciepłe światło, którego na powierzchni było pełno i które spływało z bladoszafirowego nieba…. Które samo w sobie było przerażająco ogromne! Większe niż kopuła największej z jaskiń, jakie Agi kiedykolwiek widziała. Niekończące się sklepienie poprzerywane białymi kożuchami o nierównomiernych, poszarpanych kształtach, które płynęły w powietrzu (!!!) jak żywe stworzenia.

Chmury i słońce. Czytała o nich. Szum… powietrza, jak przeciąg w korytarzu, ale inny, wszechogarniający. Jakby szumiało nie powietrze, ale to, na co ono trafiło. Wilgotny, ale niesmrodliwy zapach. Osobliwa woń zmieszana z wielu zapachów, których jeszcze nie rozpoznawała. Drzewa. Monumentalne, żywe kolumny. Niepokojące w tak wielkiej ilości. Zielone w sposób, który koił oczy, jednocześnie głębiej niż jakikolwiek szmaragd. Zielone bardziej niż jej oczy…

Agigreen zatrzymała się chwiejnie pod pretekstem Isany, która zabeczała rozpaczliwie i napięła lejce, próbując się cofnąć za wielkie bramy Orzamaru. Biedna mała. Zachowywała się dokładnie tak, jak poczuła się jej właścicielka. Nie pomogły nawet szkiełka. Oporne stworzenie trzeba było wziąć na barana, a i wtedy szamotało się oszołomione i pobekiwało rozpaczliwie. No tak. Nikt normalny nie wyprowadzał bronto na spacery po powierzchni. Upór krasnoludki ściągnął cierpienie na jej zwierzęcego przyjaciela.
- Czy zawsze wszystko muszę robić po trupach? – mruknęła, na chwile wyrzutami sumienia zagłuszając własny strach. Obecność matki, kilku wojów i znajomych w karawanie dodało jej siły i po kilku tygodniach okrzepła i przestała się trzymać ramy wozu, jakby to była jedyny ratunek przed spadnięciem w górę.

Kiedy z woli matki wylądowała w obsadzie karawany do Northwall, była już we własnym mniemaniu Powierzchniowcem pełną gębą. Wciąż jednak jeszcze nie mogła się nacieszyć na przykład nocnymi spektaklami z miriadów gwiazd, które mrugały na sklepieniu granatowo-czarnego nieba po tym, jak na zachodzie gasło słońce. Patrzyła w to niebo i patrzyła godzinami, wtulona w ciepły bok śpiącego bronto i zasypiała niewiedząc kiedy.

Po kilku dniach w karawanie ostała się jedna jedyna osoba, która nie miała dosyć jej pytań i Agigreen przyssała się do Marcusa, zadając mu je jedno za drugim. A jako, że nauczono ją rozwagi te same pytania planowała przy okazji zadać innym, aby mieć porównanie. A kiedy w końcu milkła, spisywała odpowiedzi na pytania w swoim dzienniku. Najpierw chciała opisać Powierzchnię, ale przypomniała sobie jak nieudolne były wszystkie słowa, jakie na jej temat znalazła w Skulptorium. Wobec tego ograniczyła się do notowania pytań i odpowiedzi. Każde pytanie miało swoją osobną stronę, którą Agi planowała zapełnić odpowiedziami napotkanych ludzi, elfów i co tam jeszcze rozumnego mieszkało na powierzchni.

W tym zaś wachlarzu znaków zapytania najważniejszym wcale nie było to, dlaczego króla zdradził jego własny wuj. Ale to pytanie również widniało na papierze, ponieważ krasnoludka za cholerę nie mogła znaleźć w tym co się stało na Powierzchni najmniejszej nawet logiki. Wszelkie bowiem zyski polityczne, jakie córka Tuhonena - zaprawiona w walkach między rodami o wpływy i bogactwa – mogła dostrzec w posunięciach teyrna, nikły zdecydowanie i natychmiast zestawione z plagą mrocznych pomiotów. Najwyraźniej ludzki szlachcic był niespełna rozumu. Kto normalny skłóca ze sobą królestwo w obliczu takiego zagrożenia? Kto odwraca się od jedynej siły, jaką w takiej sytuacji dają Szarzy Strażnicy? I dlaczego są tacy, którzy dają obu tym bzdurom posłuchanie?

Agigren potrzepała w zagniewaniu swoją ciemnokasztanową grzywą i wróciła do zadawania Marcusowi pytań o pogodę. Dosłownie. Była bardzo ciekawa, jak to działa. Sprawa ta jednak musiała poczekać, bo oto przewodnik karawany zarządził postój, co udręczony tyłek krasnoludki powitał z nielichą ulgą…
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 06-04-2016 o 23:44. Powód: literówki - jak zwykle:)
Drahini jest offline