Okolica kiedyś musiała być bardzo ładna. Przez gęstą obecnie roślinność przebijały się pozostałości ładnych domów, zarówno stojących osobno jak i tuż obok siebie, tworząc malownicze, spokojne alejki. Znać było jeszcze pozostałość trawników, posadzonych w równych odstępach drzew i ogólnej sielanki osiedla pod wielkim miastem, osiedla osób bogatszych niż zwyczajny motłoch muszący gnieździć się w dużych, niewygodnych blokach. Tak, do takich wniosków można by dojść, mając chwilę na rozmyślania. Ty nie miałaś, te szczegóły gdzieś ulotnie przelatywały przez twoją głowę, luki w prawdziwych doświadczeniach wypełniane obrazami z filmów i książek.
Miałaś te kilka sekund przewagi, które pozwoliło ci wbiec w zarośla tuż przez tym, jak goniący mężczyźni dotarli do Beth. Ta krzyknęła głośno, ale nie widziałaś jej, przeciskając się obok kolejnego domu i wybiegając przed rząd następnych. W boku czułaś już kolkę, nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku ciało protestowało całym sobą. Na razie to umysł przeważał, zmuszając mięśnie do wytężonej pracy. Kolejna ulica, chodnik i budynki. Nie dało się przebiec między nimi, ale było to też miejsce, gdzie mogłaś zaryzykować, zgodnie z wymyślanym na poczekaniu planem. Domów było dużo, w większości było to niewiele więcej niż ruiny, ale w niektórych pozostało część okien, drzwi czy resztki sprzętów.
Wbiegłaś do najbliższego, zamykając za sobą drzwi i dysząc głośno.
Czyjeś ramiona pochwyciły cię zaraz potem, dłoń zatkała usta.
- Cicho! - ostry szept rozbrzmiał w lewym uchu, uścisk jeszcze się wzmocnił. Pociągnięto cię w tył, zbyt słabą, abyś mogła podjąć walkę. Tylko czy chciałaś? Na ulicy słychać już było dźwięki pogoni. Ciężkie buty chrzęściły na żwirze i resztkach asfaltu, ramiona łamały gałęzie, a zaraz potem rozbrzmiała krótka wymiana zdań.
- Widziałeś ją!?
- Nie!
- Dobra, ja na lewo, ty na prawo. Daleko nie ucieknie, a jak się schowała to wrócimy i wygrzebiemy ją z dziury!
Brzmiało to tak, jak gdyby chciał cię celowo wywabić, wzmocnić strach i samemu się nie wysilić. Jak zwykle wiedziałaś takie rzeczy. Co ciekawe, nie czułaś nic od osoby stojącej za tobą. Kiedy kroki mężczyzn ucichły, uścisk na twojej twarzy poluźnił się odrobinę.
- Kim ty jesteś do cholery?! - zirytowany szept był ciągle ledwie słyszalny. - Ani myśl krzyczeć, oddam cię tym na zewnątrz jak mnie nie przekonasz.