Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2016, 19:48   #4
Cao Cao
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
To miał być jego dzień! Kiedy dostał wiadomość, że król zaprosił go na audiencje, był niezwykle zafascynowany. Zazwyczaj tak się nie zachowywał, jednak od dłuższego czasu nie poczynił żadnych postępów. A to, męczyło nawet jego. Chłopak kazał przygotować swoje najlepsze szaty, nie… może nie najlepsze, ale z całą pewnością najdroższe. Miał świetny humor! Być może, najlepszy od wielu lat. Pozwolił nawet, większości służby wziąć dzień wolny, od tak. Chociaż, zazwyczaj nie zwracał na nich uwagi.

Nagle, jak gdyby piorun strzelił. Po powrocie od króla, jego mina zdradzała, że lepiej się nie zbliżać. Nerwowo wymachiwał dłońmi, po czym wściekał się, że nikogo nie ma w posiadłości. Chwile później, znalazł się na powrót w swoim pokoju. Nie wychodząc z niego.

Kiedy, powóz był już gotowy, nakazał wprowadzić kilka modyfikacji w samym wyposażeniu. Wniesiono do niego, blisko czterdzieści pięć, różnie wyszywanych poduch o zróżnicowanym rozmiarze i kroju. Można powiedzieć, że wnętrze wyglądało bardzo specyficznie. Dwie pełne skrzynie, wykonane z dębu z najpotrzebniejszą zawartością, kilka naczyń z winem i wodą. Nie był pewien, czegoś cały czas mu brakowało, nie mniej nie miał czasu na przygotowania, w końcu pora im była ruszać.

Ackerley, nie był typem towarzyskim, więc właściwie nie za bardzo opuszczał powóz. Jednak, z pewnością można było go usłyszeć, szczególnie kiedy trafili na wyboje, posyłał dość nerwową wiązankę w stronę woźnicy. Nawet, pewnego razu odprawił go, każąc Ýridhreneth prowadzić powóz. Bardzo szybko okazało się, że to nie był zbyt dobry pomysł, kiedy konie zjechały z głównej drogi. Oberwała sporą różdżką przez głowę, nie mniej woźnica, nie musiał za nimi biec, albowiem przyjął go na służbę ponownie. Otaczali go, niekompetentni ludzie. Jednak, czego mógł się spodziewać po tutejszych mieszkańcach, skoro nawet król nie okazywał szczególnie pozytywnych cech? Miał dosyć, szczególnie po kilku dniach. Bał się, że narobił sobie odleżyn. Ostatnie, dwa dni najbardziej pochłaniało go, naczynie pełne wina, które pod wpływem drgań traciło zawartość. (warto zaznaczyć, że wino również nie było najlepsze).

Nuda, osiągała tutaj poziomy tak wielkie, że niemal mógł na niej wspiąć się do miasta stwórcy. Dlatego, zmuszał towarzyszkę do opowiadania historii, śpiewania. Strasznie żałował, że nie zmusił jej do pobierania lekcji, gry na lutni… Jak wrócą, z tego śmiesznego zadania, będzie musiał nadrobić - zanotował na sporym pergaminie. Kiedy pisał, doszła do jego uszu wiadomość. “postój” - Początkowo, nie miał zamiaru nawiązywać tutaj, jakichkolwiek relacji. Jednak, od tej nudy - nawet bratanie się z malutkimi będzie lepsze. Kiedy powóz, tylko się zatrzymał, On wyskoczył nie czekając na nikogo. Niestety, od kilku dni, mało się ruszał, to też jego nogi miały pewien problem z utrzymaniem jego ciała. Całe szczęście, upadł tylko na tyłek. Nie mniej, był zirytowany, bardzo zirytowany. Wreszcie, po chwili, przetrzepał ubranie, po czym ruszył zobaczyć okolicę.

Ackerley, nie imponował wyglądem. Był to, młody niski mężczyzna, o wątłych ramionach, sprawiający wrażenie, że laska którą ze sobą nosi, jest grubsza od niego. Na twarzy gościł, kilku dniowy zarost, jego włosy zaś były luźne, sięgając niemal połowy pleców. Miał małe, niebieskie oczy oraz drobny nos. Na ustach, niemal zawsze panował lekki grymas. Odziany był w bardzo drogie ciemnie szaty, zdobione złotym oraz srebrnym haftem, przedstawiający na plecach, postać smoka. Szata przepasana jest złotym pasem, ze srebrnymi płytkami u spodu. Co prawda, lekko zakurzone, ale nadal sprawiające pozytywne wrażenie.

Mężczyzna rozejrzał się dookoła. Oczywiście, mówili o postoju, ale nic nie przygotowali… Nie było ogniska, nie było kompletnie nic. Spoglądając na ziemie, zastanawiał się, czy magiczny ogień, potrzebowałby podtrzymania. Czy jedno zaklęcie, wystarczyłoby jedno zaklęcie, by sprowadzić tutaj trochę ciepła. Mocniej uchwycił swoją laskę, jego dłoń była pewna, spojrzenie skupione. Skierował zdobienia ku dołowi, po czym zatrzymał się.


- Ýridhreneth! Przynieś jakiś koc, oraz dwie poduchy! Potem leć pozbierać trochę...eee.. chrustu! Tak, chrustu! -cmoknął- No, no, pośpiesz się! Nie chcesz, żebym tutaj zamarzł, co nie?! Ej, Ty! - skierował do woźnicy - Rusz, że rzyć i pomóż jej! Raz, dwa!

Kiedy skończył, odwrócił się na pięcie, po czym powiedział do siebie

- Co za ciężka podróż...
 
Cao Cao jest offline