Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2016, 04:24   #2
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall wykrzywił usta w grymasie zadowolenia. Mięso skwierczące na patelni wyglądało apetycznie. Poprawił ułożenie czapki kucharskiej i przerzucił płaty na drugą stronę. Chcesz zjeść smacznie, sam zrób żarcie - to była pierwsza lekcja, którą odrobił na statku. Żadnych bilansów tłuszczy i węglowodanów, trzymającej linie kapitan. Obrzydliwych dodatków proteinowych Xiuxiu, dziewczyny z kompulsywną obsesją machania sztangami. Dań błyskawicznych, ani pomysłów kulinarnych Motomyszy z Marsa. Kubki smakowe akurat tego musiały wciąż tęsknić za zbożem i marchewką. Zaciągnął się oparami oleju, przekładając potrawę na talerz. Usiadł za stołem kantyny zanurzając nóż w chrupiącej panierce. Z namaszczeniem położył odkrojony kawałek na języku. Taki miękki i soczysty, mężczyzna z błogością zmrużył oczy.

Powieki odsłoniły czarne tęczówki, gdy w eterze rozległ się komunikat o dotarciu do celu. Nightfall posiadał bystre spojrzenie, nazbyt bystre jak na zwykłego najemnika. W kontaktach personalnych sprawiał wrażenie, jakby w każdym skierowanym do niego zdaniu dostrzegał drugie dno, poddawał dogłębnej analizie i wyciągał na wierzch wszystkie grzechy dawno zagrzebane pod ruinami sumienia. Jak ktoś z policyjną przeszłością. Co prawda miejsce, z którego go wyrwali nijak się miało do praworządnego obywatela. Kolonia karna pełna wykolejeńców żyjących na zdewastowanej wojną planecie, według własnych, siłowych reguł. Działało to przy nim jak dodatkowa przyprawa. Nie narzucał się, nie wygłaszał kazań, nie był świętoszkowaty. Raz tylko powiedział, że jak przesadzą to zabije ich we śnie. Nie sprecyzował do końca z czym mieliby przesadzić. Może po prostu miał wtedy gorszy dzień.

- Albo zatruję wam żarcie... - dodał pod nosem nadziewając na widelec kolejny kęs. Ostatnio bardzo dużo czasu spędzał w mesie. Brał sprawy w swoje ręce. Naprawdę miał dosyć brei wylatującej z rozklekotanego automatu żywieniowego.

Koniec końców niechętnie zsunął z głowy czapkę i odłożył w kąt. Wyrosła spod niej nastroszona czupryna gęstych włosów. Nigdy nie pozwalały ułożyć się jak należy. Rebelia za wszystkie te godziny, gdy leżały zduszone pod hełmem. Wstał zza ławy. Był średniego wzrostu, wysportowany, choć z Xiuxiu nie mógł się równać. Nawet nie chciał, w końcu jego filozofia walki była wręcz odmienna - nie dać się zaskoczyć, przeciwnik dopuszczony do zwarcia to niewybaczalny błąd. Uznał to za nieziemsko rozsądne, przy wszystkich wyrośniętych obcych i zrobotyzowanych ludziach pozostawanie poza zasięgiem oślizgłych macek definiowało strefę komfortu.

Kołysząc się w matowych płytach kompozytu pancerza, wyszedł z rękawa dokującego i podążył za resztą załogi, podziwiał konstrukcję stacji. Żywy kontakt z kosmicznymi technologiami wciąż wzbudzał w nim zachwyt, podobny temu, gdy jeszcze jako szczyl oglądał nagrania o podboju galaktyk. W sam czas, by się trochę rozruszać. Zmiana krajobrazu była mu na rękę. Wewnętrzne blachy Feniksa poznał już na pamięć. Szedł zaraz za kapsułami - osiem sztuk. Jeśli cała historia z więźniami była prawdziwa, nie miał nic przeciwko wykorzystaniu ich w eksperymentach. Z doświadczenia jednak wiedział, że podobne legendy są zazwyczaj spreparowane. Zamieszanie przy dostarczeniu przesyłki zaoferowało możliwość sięgnięcia głębiej. Nie mógł narzekać. Jedyne co mu nie pasowało, to brak broni pod ręką. Mocowania karabinów umieszczone z tyłu pancerza z zawodem straszyły pustką. Podobnie nie pasowały automatyczne działka w ścianach i suficie, mogące w każdej chwili wysunąć się zza osłon i system obrony stacji, który w razie czego nie pozwoli im odlecieć. Dzień jak co dzień. Gdyby chciał wieść bezpieczne, ułożone życie to przecież takie właśnie by było.

Kapitan coś się nie spodobało. Nightfall nie był jeszcze pewny czy to obawa, że nie dostaną zapłaty, czy może bardziej, że zamkną ich w podobnych kapsułach, które właśnie dostarczyli. O możliwe etykiety najmniej się martwił. Każdy w pełni zasłużył na swoją. Padły polecenia, więc odsunął się, pozwalając innym działać. Posiadanie przełożonego było o tyle dobre, że symbolicznie zwalniało z odpowiedzialności za skutki uboczne podejmowanych decyzji. Śmierci, czy kalectwa towarzyszy.

- Jesteś w stanie zhakować śluzę bezpieczeństwa? - skierował do Uchu pytanie. Do dziś czuł się nieswojo rozmawiając z humanoidalnym gryzoniem. - Tak, aby przejście z bronią nie wywołało alarmu? Chętnie poszedłbym po małą pomoc, zwiększył swoją użyteczność ponad zwykły cheerleading - rozglądał się po holu, szukając zajęcia. Po chwili zbliżył się do drzwi z nadzieją, że może z wyprzedzeniem wychwyci jakiś ruch po drugiej stronie, choć i tak nie był pewny w czym tu pomoże informacja o zbliżającej się, hałasującej ciężkimi buciorami, bronią, czy rzężeniem mechanicznych stawów grupie. - Jak nie, to przyniosę chociaż pompony - sarknął z uchem przy grodzi.
 
Cai jest offline