Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2016, 02:33   #6
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Agi spojrzała na swoje rozłożone posłanie i zagryzła dolną wargę strapiona. Oto rozpoczęła się cowieczorna, wielka gonitwa w jej umyśle. Lista pytań, które jak dotąd nie uzyskały odpowiedzi, nie miała końca: “dlaczego on to robi? Coś chce uzyskać? Podobam się mu? Chce mi coś zasugerować? To u nich zwyczaj, że żołnierze posługują kobietom? Nie zna się na krasnoludzkich obyczajach, więc wydziwia? Wszyscy tak robią? Nie tylko on jeden w karawanie. Może to jakaś kara? Mam go zapytać? Zwykłe ‘dziękuje’ wystarczy, czy mam coś jeszcze zrobić? Może to ja powinnam mu zacząć ścielić?” Pytań nie było końca i niezadane pęczniały jej w głowie. Doszła do wniosku, że w końcu musi się kogoś poradzić w tej sprawie, bo nie chciała wyjść w tym nowym środowisku na chamkę.
Okoliczność postoju wydała się jej sprzyjająca. Nabijając swoją fajkę, rozejrzała się po obozie i szybko odnalazła wzrokiem piękną, wspaniale odzianą ludzką kobietę, która szła w kierunku wozów, a która tajemniczo milczała przez większość dotychczasowej drogi. Albo Agigreen nie słyszała jej, zagłuszając wszystko seriami swoich pytań…
Ruszyła jej naprzeciw, Isana natychmiast podreptała za nią.
- Witaj, pani - rzekła, witając ją.
Krok za krokiem, miękko i delikatnie szła jednocześnie dyskretnie obserwując co dzieje się w obozie. Wszyscy powoli szykowali posłania, lub czekali aż zrobi to ktoś inny. Ona musiała liczyć na siebie. Przez moment zawahała się czy nie wrócić do swojego wozu i nie zająć jakiegoś dogodnego miejsca na nocleg, gdy zauważyła zmierzającą w jej stronę krasnoludkę. Teraz niegrzecznie było się wycofać, szczególnie, że tak czy inaczej zamierzała zagadać. Miała już się odezwać, gdy tamta ją wyprzedziła
- Witaj - odpowiedziała unosząc przy tym kąciki ust - Nie miałyśmy chyba jeszcze przyjemności się poznać, prawda? - podeszła nieco bliżej - Rina - wyciągnęła przyjaźnie rękę.
Agigreen uścisnęła ją szczerze, serdecznie i po krasnoludzku mocno. Ważąc jednak siłę.
- Istotnie, nie - przyznała. - Jestem Agigreen z domu Tuhonenów z Orzamaru z kasty kupieckiej - rzekła z dumą i zaciągnęła się dmem ze swojej fajki. Dym ów trącił delikatną korzenną nutą. - A to jest Isana. - Małe, onieśmielone bronto, które stało za nią, wydało z siebie ciche beczenie, reagując tak na swoje imię, ale zza nóg swojej właścicielki nie wyszło.
- Pani Rino - podjęła na nowo. - Nie chciałabym, abyś uznała mnie za nieuprzejmą, że tak bez ogródek przechodzę do sedna, ale martwi mnie jedna sprawa. Otóż ten tu żołnierz - wskazała cybuchem fajki Marcusa, noc w noc rozkłada nasze posłania. A ja nie wiem, co z tym fantem zrobić. Nie to, żeby mi przeszkadzało - dodała szybko. - Ale wydaje mi się to trochę dziwaczne. Jestem na Powierzchni - zaakcentowała to słowo - od niedawna i wydaje mi się, że umyka mi jakiś ważny szczegół. Możesz mi to, Pani, wyjaśnić?*
Słuchała uważnie słów kobiety, a widząc bronto zaśmiała się ciepło
- Uroczy maluch, a za jakiś czas niezastąpiony towarzysz boju - stwierdziła przyglądając mu się przez chwilę - To wielki honor poznać osobę z kasty kupieckiej. Wśród krasnoludów mam wielu znajomych, nawet kilku przyjaciół… - zaczęła powoli, ale pewnie. Skoro rozmówczyni twierdziła, że jest poza Orzammarem od niedawna to mogła opuścić go równie dobrze z własnej woli co przymusowo. Rina nie chciała już na wstępie rozdrapywać bolesnych ran, dlatego podeszła do tematu starając się zachować neutralność - ...część z nich dość ciężko przeżyła pierwsze zetknięcie z powierzchnią, bali się, że odlecą w niebo przy mocniejszym podskoku - zaśmiała się wesoło do wspomnień - Trochę zajęło mi i innym przekonywanie ich, że raczej niewielka ku temu szansa. Ty jednak, pani, zdajesz się asymilować z wielką łatwością - pokiwała głową z uznaniem by wzmocnić pewność swego stwierdzenia.
Uważnie wysłuchała problemu rozmówczyni i zamyśliła się na moment, by zaraz odzyskać rezon i znów ukazać zęby w uśmiechu
- Tutaj, na powierzchni, utarło się, że mężczyźni pomagają kobietom w wielu rzeczach, to jest po prostu bardzo dobrze widziane - wyjaśniła - Świadczy o szacunku - spojrzała w kierunku wskazanego mężczyzny - Może też wskazywać na sympatię - dodała wreszcie i skrzyżowała ręce - Wracając jednak do świeżo upieczonych powierzchniowców… rozumiem, że tak nagła zmiana trybu życia może być trudna. Gdybyś miała, pani, jakieś wątpliwości chętnie je rozwieję. Bardzo cenię towarzystwo twego ludu - dodała skłoniwszy głowę lekkim, oszczędnym, acz pełnym szacunku gestem.
Agigreen kiwnęła głową również, ale zaprzątała ją już kolejna porcja myśli? SYMPATIĘ? Postanowiła to szybko zweryfikować:
- Dlaczego kobiety na powierzchni są godne szacunku na tyle, aby mężczyźni im usługiwali? - zapytała.
Pytanie dało kobiecie do myślenia, nigdy wcześniej nie zastanawiała się nad tym faktem, tak po prostu było…
- Cóż… ciekawe, że o to pytasz - przyznała i spojrzała na rozmówczynię - To zależy czy ktoś woli wyjaśnienie bardziej romantyczno-poetyckie czy brutalne i życiowe - puściła oko - Sądzę, że dla ciebie, pani, lepsze będzie to pierwsze - strzepnęła z ramienia pyłek, który na nim osiadł - Kobiety są zwyczajnie słabsze fizycznie i mniej wytrzymałe niż mężczyźni, dlatego przyjęto, że należy je wspierać siłą, bronić gdy zajdzie taka potrzeba, niemal opiekować się nimi - tłumaczyła spokojnie, sama wciąż nieco zamyślona - Ogólnie na powierzchni panuje przeświadczenie, że mężczyzna ma być silnym obrońcą, a kobieta wątłą istotą otoczoną tajemniczą aurą emocjonalnej ulotności, nieokreślonej duchowości - wywróciła lekko oczami - To teoria, a jaka jest praktyka… cóż… chyba domyślasz się sama.

Skończywszy, jak co wieczór, szykować posłanie krasnoludki, Marcus zwyczajowo ruszył zapytać pozostałe dwie kobiety w karawanie, czy życzą sobie pomocy z czymkolwiek. Teraz gdy Agigreen i Rina zdecydowały się poznać w tym ostatnim postoju podróży, Marcus podchodził do nich, mimo normalnego kontaktu z krasnoludką, onieśmielony i nieco przestraszony, ale mimo to podszedł, zadając pytanie jak co wieczoru.
- Czy mogę Ci jakoś pomóc w szykowaniu postoju, pani? - jak innych wieczorów, skierował pytanie do Riny, przewidując taką samą odpowiedź jak co wieczór, z opuszczonym wzrokiem i nie patrząc w oczy ani jej, ani córce rodu Tuhonen.
Rozważała właśnie przygotowanie posłania, gdy za plecami usłyszała znajomy głos mężczyzny
- Witaj ponownie, panie - odwróciła w jego kierunku głowę, przywołała na twarz zwyczajowy, przyjazny uśmiech, mimo, że miała świadomość, iż nawet go nie widzi - Męska pomoc zawsze się przyda, dziękuję - wskazała dłonią rzeczy dając przyzwolenie by je zdjął z wozu - Jako jedyny jesteś tak chętny wesprzeć samotną niewiastę, bardzo honorowo z twej strony, panie.
- Niewątpliwie towarzysze królewscy... - powiedział o towarzyszących im rycerzach - ...jedynie nie chcą się narzucać, pani. Lecz dziękuję za miłe słowo. - uśmiechnął się odrobinę, zerkając na wysoko urodzonych wojowników w ich towarzystwie - z profilu tak bardzo rzucało się w oczy, jak trudno byłoby stwierdzić czy jego twarz należy do kobiety czy mężczyzny - ale po sekundzie zawieszenia wzroku skłonił się znowu, i odszedł by wyręczyć rozmówczynię w szykowaniu wygodnego miejsca do przespania nocy.
Agi nie przerywała im, przypatrując się jedynie ich wymianie zdań i przygryzając delikatnie ustnik swojej fajki.
Obserwowała go przez chwilę korzystając z faktu, że on nie patrzył na nią. Intrygował ją chyba pod każdym względem; niby wątły i niepozorny, ale zdecydowanie bardziej honorowy i godny miana rycerza niż niejeden możny
- Naprawdę jestem wdzięczna za twą pomoc panie Marcusie - powiedziała łagodnie. Widziała, że ciągle spoglądał na pozostałych jakby porównując się. Miała ochotę powiedzieć by tego nie robił, umotywować tym, co sądziła na temat jego i tamtych, ale uznała to za zbytnią śmiałość względem nieznajomego - Proszę, nie ma potrzeby dziękować za szczerość - dodała cieplej odprowadzając go wzrokiem. Ten, słysząc słowa kobiety przystanął na chwilę, nieruchomiejąc, jak gdyby nie wiedział zupełnie jak się zachować. Dość szybko odwrócił się i z poważną miną skłonił w sposób charakterystyczny dla sługi lub kogoś kto kiedyś służył… komuś. Choć wydawał się nieporuszony, odszedł szybkim krokiem, jednoznacznie wskazującym, jak bardzo jest spłoszony miłymi słowami Riny i czym prędzej zabrał się za zabranie jej pakunków i przygotowania jej miejsca na nocleg, nim zajmie się innymi obowiązkami.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 12-04-2016 o 02:40.
-2- jest offline