- Cholera, Kieska... - zaczął osiłek, ale poza kiwaniem głową z wciąż rozdziawionymi ustami wiele z siebie nie wydobył, w każdym razie nie od razu. Trudno rzec czy mężczyzna dopiero układał sobie w głowie słowa kompana, myślał nad odpowiedzią, czy zwyczajnie go zemdliło. Po pewnym czasie tępego wgapiania się w ścianę, Leuden odchrząknął i podjął równie mętnym tonem co poprzednio.
- Kieska...Tyto masz łeb. Kurna... stobą to nie zginiemy. - Leuden przestał się kiwać, ale tylko dlatego, że złapał się pobliskiego płotu i trzymał go jakby zależało od tego jego życie.
- Koleś. - mruknął do mytnika, który opadł był obok na krawężnik z miną zupełnie bladą, jakby zaraz miał upuścić żołądkowej treści do rynsztoka i powstrzymywał się tylko najwyższą siłą woli. A może to od tego myślenia? Wykidajło machnął łapą w przyjacielskim geście, ale osiągnął tyle, że nieomal strącił hełm z głowy jabłkowego. - Ja Ciebie szszaaaanuję. Wiesz? Szszanuję!
Wielkolud stał tak dalej nie tłumacząc powodów swego ogromnego poszanowania dla towarzysza, aż w końcu, gdy wydawało się, że temat zakończony osiłek walnął pięścią w płot.
- Pierdole... co nam mogą srobić? Nie ma totamto, nie? Idziemy, Kieska!
Ostatnio edytowane przez Dziadek Zielarz : 12-04-2016 o 23:46.
|