Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2016, 22:28   #5
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
LATA WCZEŚNIEJ

Feniks zdążył stać się już domem tego wyrzutka za zapomnianego przez imperia i cywilizacje świata. Axion… ładna nazwa, choć lepsza byłaby “fabryka mięsa”. Niezmierzone równiny na których wypasano niemal wszystko co dało się przerobić na stek.
"If ain't meat, it ain't food."- taka była maksyma Axionu. Świata dzikiego, zapóźnione cywilizacyjnie i bardzo żywotne.
Dave “Doc” Bullit był synem swej ziemi i z niej wyrzutkiem, choć pewnie tylko pani kapitan wiedziała co to oznaczało. Znała go najdłużej, podobnie jak on dobrze już poznał statek.
Jego królestwem była oczywiście izba szpitalna urządzona przez niego w dość archaiczny sposób. Był bowiem Doc… lekarzem raczej przeciętnym i wyznawcą metod naturalnych znanych pod wspólną nazwą “jak to drzewiej bywało”: alkoholów wszelakich używał na różne sposoby, pijawek, ziół jakie się nawinęły. Leczył serce i duszę i wrzody na tyłku.
W innych rozwiniętych światach można było Doca określić krótko: konował.
Niemniej umiejący i pochwycić medyczne nowinki konował, a poza tym… na bezrybiu i rak ryba, prawda? A Bullit umiał leczyć rany i złamania, najpowszechniejsze dolegliwości najemników. Niewątpliwie nabrał w tym wprawy na rodzinnym świecie.

DZIEŃ WCZEŚNIEJ

Bullit bez pukania wparował do kajuty pani kapitan. Ale powód był ważny. Przynajmniej w mniemaniu samego Dave’a. Niósł bowiem ze sobą, butelkę o lekko rubinowej zawartości i mocno zakorkowaną. Postawił ją na biurku mówiąc z powagą.
- Kończą nam się środki odkażające.- wyjaśnił. Tymi środkami odkażającymi były.. alkohole, różne i markowe zazwyczaj. Pod rządami Bullita, wyznawcy starej dobrej szkoły lekarskiej z Axionu, wróciły niektóre średniowieczne metody. W tym i alkohol, środek wręcz niezbędny i uniwersalny w użyciu.
- To ostatnia buteleczka tej brandy z Kadesh-Nor. Poza nią pozostały już tylko mocniejsze trunki.- wyjaśnił.
Leena zastygła na wpół pochylona. W pierwszej chwili trudno było stwierdzić, czy z faktu, że tak wparował do jej kajuty, czy może z powodu wielce strasznych wieści. Pani kapitan siedziała na swej koi, jedynie w koszulce i krótkich gatkach, zajęta właśnie malowaniem paznokci u stóp na kolor, który można było zdecydowanie nazwać “oczojebnym pomarańczowym”... odwróciła powoli głowę w stronę Doca, przygryzając usta. Odłożyła malutką maszynkę zakończoną pędzelkiem, dzięki której po dotknięciu nim zabarwiało się co trzeba automatycznie.
- Hm - Stwierdziła, po czym zapaliła fajkę - Hmm… to trzeba się odkazić? I ile razy jeszcze wpadniesz tu bez pukania?
- Zapomniałem… tak?-
zdumiał się Bullit i rzekł głaszcząc buteleczkę. -Dokładnie. Pożegnanie z jakością pani kapitan. Ostatnia buteleczka, szkoda by było ją opróżnić samemu.-
- To wyciągaj szkiełka, wiesz gdzie są -
Kiwnęła w strategiczną stronę głową.
Bullit z ćmiącym niedopałkiem w ustach obszedł biurko dookoła wyciągając dwie szklaneczki i pytając.- Co robimy po tym transporcie mrożonek? Słyszałem o takiej jednej stacji… mają tam kasyno, markowy alkohol i walki w klatce. Uczciwe miejsce, ponoć…-
- Ale to chyba tylko na 1 dzień?
- Leena dokończyła szybko malowanie, po czym siedząc na koi oczekiwała szklaneczki - Na dłuższy urlop jeszcze za wcześnie…


- Na jeden dzień, pomyśl sobie… plaża, sztuczne fale, bikini…- mruknął Doc wędrując spojrzeniem po koszulce kobiety.- Pełny relaks, a wieczorem można nieco ugrać, albo… wiesz… zabawić się w dowolny sposób.
Podał jej szklaneczkę.- Zresztą po kie licho zarabiać, jeśli nie ma się z tego ubawu.-
- Właśnie problem w tym, że chęci są, ale środków nie ma
- Wychyliła na raz wszystko, co jej podał, po czym niemrawo się uśmiechnęła - Może jeszcze 1 szybka robota, max 2, i możemy sobie pohulać.
- Gdzie są chęci… możliwości do pohulania się znajdą.-
wypił swoją szklaneczkę Dave i rzekł z uśmiechem.- Zacny to trunek.
Odebrał szklanki i nalał znów alkoholu dodając.- Gdzie po tej wizycie w stacji? Jakaś orbitalna w celu uzupełnienia zapasów, czy już masz kolejną robótkę na horyzoncie?
- Z zapasów to może ich nieco oskubiemy na stacji… -
Mrugnęła - A co do kolejnej roboty, tak, mam już co na oku. Ale jedno po drugim.
- Myślisz że się dadzą oskubać? Pewnie mają swoje procedury badawcze…-
odparł Doc podając jej kolejną szklaneczkę trunku.- Jak planujesz ich oskubać? Ty ściągasz uwagę, a ja podbieram medykamenty?
- A Uchu drobiazgi… a Xiu wynosi całą chłodnię! -
Roześmiała się, po czym znów łyknęła “na ex”. Rozglądnęła się po kajucie - Nie widziałeś gdzieś moich spodni?
- Tam…-
wskazał palcem dodając ze śmiechem.- Przynieść? A jak przez przypadek wyniesie Xiu jakąś mrożonkę w spodniach. Pół biedy jeśli to będzie seksowna złodziejka lub oszustka, gorzej jak zadrutowany psychol.-
- Jak możesz, tak, podaj… -
Uśmiechnęła się przelotnie - Mało ci tu bab?
- Nooo… bez przesady…-
zaśmiał się Doc idąc w kąt, po spodnie.- Przecież nie mam tu żadnego babskiego haremu, a taka Xiu to pole minowe. A Becka, no cóż, sam nie wiem, więc… miła figlarka, która chciałaby by wyciągnąć coś ode mnie udając zainteresowanie byłaby zabawnym dodatkiem.
- Figli się zachciewa? -
Spojrzała na Dave’a, mrużąc oczka. Wzięła od niego spodnie, po czym założyła, nie zapominając przez chwilę przy zakładaniu pokołysać biodrami. Usiadła następnie przy niewielkim stoliczku, gdzie w końcu i cały czas “Doc” siedział.
- Polej… -Powiedziała, odpalając kolejną fajkę - Za dużo palę… i za dużo pijemy… - Roześmiała się.
- Oj tam... figli…- zaśmiał się Doc nalewając trunku do szklanek.- Tak tylko teoretyzowałem nad zawartością zamrażarek. I jako twój lekarz mówię ci… nigdy nie pije się za dużo.-
Wzruszył ramionami mężczyzna i wychylił kolejną szklanicę.- Poza tym musimy opróżnić ją całą. Ten trunek jest tego warty.-
- Dobrze, panie doktorze -
Stuknęli się szkłem - A co do zamrażarek… wiem, kontrowersyjna sprawa. Ale jak na razie nie śmierdzi, więc co tam, dla “UGGGG” - sparodiowała nazwę Union of Galaxis.- też można raz się kopsnąć w trasę.
- Raczej nie ma co liczyć, że wpuszczą nas dalej niż do holu. -
zamyślił się Dave wypijając trunek.- Pewnie stacyjką rządzi jakiś stary zasuszony łysol, marszczący freda wieczorem na widok raportów badawczych. Jedynie co możemy gwizdnąć to wykrywacze ognia, albo gaśnice.-
- Może się dogadamy odnośnie zapłaty?
- Wzruszyła ramionami - Mniejsza z tym… o tym będziemy myśleć jutro. Więc, “panie kapelusz”, co by tu jeszcze…?
- Noo… butelka jeszcze nie opróżniona.
-mruknął Doc przyglądając się ilości alkoholu w butelce- Miałaś chyba iść spać, czy… może zmieniłaś zdanie?-
- Spać? Nieeeeeee, skąd -
Przeciągnęła się z uśmieszkiem - Skąd taki pomysł?
- Bo malowałaś paznokcie w bieliźnie… może się na tym nie znam, a może… całkowicie się na tym nie znam.-
zaśmiał się Bullit.- Ale mi się tak skojarzyło… -
- Tak, skojarzyło… już wiem co ci się z czym skojarzyło. I fakt, chyba się jednak nie bardzo znasz -
Przeciągnęła się, i odpaliła kolejnego(!) papierosa. Znów skierowała szklanicę w stronę mężczyzny.
- Na malowaniu paznokci… z pewnością.- rozlał trunek i stuknął pustą butelką o blat.- To nasze pożegnanie z tym cudownym skarbem. Nie będziemy się już przez lata mogli nim delektować. Za drogi memu sercu jesteś… i za drogi w ogóle.


- Coś się wykombinuje, jak zawsze… - Mruknęła, po czym napiła się ostatni raz, tym razem już odrobinę wolniej wypijając, i delektując się ostatkami alkoholu - A ty jakieś plany jeszcze masz na najbliższe kilka godzin? - Spytała, zaglądając w niemal pustą szklankę.
- Poobijać się jak zawsze. Jest poker online…-
wzruszył ramionami Dave.- ... za śmieciowe stawki i z kiepskim przeciwnikami. Ogólnie, sam przelot to nuda. Sama zresztą o tym wiesz. Równie dobrze moglibyśmy wskoczyć do podobnych lodówek co nasi klienci i przeczekać w nich lot.
- Nie chuchasz i nie dmuchasz, i nie polerujesz swoich gnatów? -
Zaśmiała się.
- Nie bardzo… nie podnieca mnie metal i chrom, ani dziury jakie za pomocą nich robię. To tylko narzędzia, jak skalpel. Tyle że służą do innego rodzaju chirurgii.- uśmiechnął się półgębkiem Doc.- Niby dlaczego miałbym na nie chuchać? To coś daje?-
- Spytaj “pana futerko”, już on ci co powie odnośnie konserwacji… aha! -
Wskazała na niego perfidnie palcem - A co cię podnieca? - Spytała, szczerząc ząbki.
- Umiem konserwować swoją broń. Umiem używać. Nie potrzebuję do tego futerka, ani pana futerka…- odparł Dave popijając trunku.- Ale nie jest to dla mnie jakaś atrakcja, żebym się z tym pieścił godzinami. A co do podniecenia… jeśli jeszcze nie odkryłaś, to ja ci nie podpowiem.- uśmiechnął się łobuzersko.- Niech to będzie wyzwanie dla ciebie.
- Czyli, po staremu tak? “Zrób co możesz?” -
Leena zaśmiała się, dopiła resztę, po czym wstała, przez chwilę za czymś się rozglądała… i chyba tego czegoś nie znalazła. Spojrzała na Dave’a, drapiąc się po głowie - Za 5 minut, na dolnym pokładzie, w pobliżu pryszniców, ok? - Przymrużyła tajemniczo oczka.
- Za pięć minut.-
potwierdził Bullit dokańczając trunek.


Bullit zgodnie z zaleceniem po pięciu minutach ruszył w wyznaczone przez panią kapitan miejsce, ćmiąc niedopałek papierosa i podśpiewując. Po dosyć długiej chwili usłyszał, iż ktoś idzie. Charakterystyczne odgłosy bosych stóp… zjawiła się pani kapitan, taką, jaką ją zostawił w jej kajucie. Bez butów, w spodniach i koszulce, niosła za to ze sobą małe pudełko, i uśmiechała się dosyć tajemniczo.
- No hej… długo czekałeś? - Spytała dziwnie rozbawiona.
- Trochę… ale nie zdążyłem się znudzić czekaniem.- odparł z uśmiechem Dave wędrując spojrzeniem po pani kapitan.

Wyminęła go, po czym stanęła przed drzwiami do wspólnych łazienek. Wklepała na pulpicie jakiś kod… czemu te drzwi były zabezpieczone kodem? W końcu się otwarły, w pomieszczeniu zapaliło się światło, Leena cofnęła się w bok, robiąc miejsce mężczyźnie.
- No zapraszam - Wskazała drogę dłonią.
Doc wszedł pierwszy do środka zaciekawiony co też skrywa w sobie prywatny zakątek Leeny. A skrywał… spory ogródek… ze sztucznym “naturalnym” oświetleniem, zielenią niemalże w całym pomieszczeniu, rosnącą dosłownie wszędzie. Powoli już nawet przysłaniała pierwotne zastosowanie tego miejsca.
- Robi wrażenie… nie spodziewałem się że masz ogrodnicze hobby.- stwierdził Bullit przyglądając się roślinkom.
- Kryłam się z tym, póki nie było gotowe - Kobieta uśmiechnęła się na komplement - Ale będzie jeszcze lepiej… - Wskazała paluszkiem wejście do pryszniców. Tam już z daleka było widać, iż jest jeszcze bardziej zielono, a na podłodze leżała nawet częściowo prawdziwa ziemia??


- Rozłożysz kocyk? - Spytała.
- Tak jest...- Doc wykonał szybko polecenie rozkładając duży koc pośrodku kabiny.- A więc takie masz marzenie? Arboretum w naszym statku?-
- Miejsce spokoju, gdzie można się odprężyć… nie tam zaraz wielkie marzenie, ot moja mała oaza. Siadaj -
Mrugnęła do niego.
- Na szczęście jestem facetem i mam mniejsze wymagania.- stwierdził z uśmiechem Bullit i siedząc na kocyku rozejrzał się dookoła.- Kupa roboty, zwłaszcza na jedną osobę.
- Trochę mi pomógł Uchu… -
Odstawiła pudełko na kocyku, po czym wzięła mały nożyk z półeczki na ścianie. Zbliżyła się do jednej z roślin - Wiesz co to? - Spytała. Wiedział. Odcięła 2 listki, po czym usiadła na kocyku obok Dave’a. Z pudełeczka wyciągnęła “zakraplacz”, podała go mężczyźnie wraz z jednym listkiem.
- Te opowiastki o tych wakacjach wydają się być coraz bardziej kuszące - Szepnęła, układając swoją głowę… na kroku mężczyzny. Uśmiechnęła się do niego, poprosiła o “zakraplacz”, położyła listek na języku, dodała kilka kropelek roztworu, zamknęła usta, a po chwili oczy.
Dave pogłaskał ją po głowie delikatnie pozwalając kobiecie odpoczywać. Z pewnością jej się to należało. A jemu… pozostały widoki do podziwiania.
Poczekał chwilę upewniając się że Leena nie dostaje żadnych drgawek, po czym sam ostrożnie spróbował. Osobiście wolał jednak się oszałamiać alkoholem niż szamańskimi ziółkami, jak je zwano na Axionie, ale… czasem można i tak.

GODZINY WCZEŚNIEJ

In-wen-ta-ry-za-cja… trudne słowo służące do sprawdzenia tabelek z rzeczywistością. Najczęściej na niekorzyść tej drugiej. Dave zrobił ją niejako z poczucia obowiązku. Brakowało leków, brakował alkoholu, brakowało psychotropów, brakowało ziółek. Może da się te braki uzupełnić na stacji. Ale Dave wątpił w to. Ośrodki badawcze mają swe procedurki, kamerki, ochronę… to nie zwykłe sklepiki farmaceutyczne w których można zrobić zakupy bez płacenia z pomocą laserowego rewolweru w dłoni. Ale nie zamierzał rozwiewać naiwnych złudzeń pani kapitan. No cóż… może zarobią wystarczająco na duże zakupy? Bo mu już tylko bimber został w apteczce.
Ostatnie kliknięcie w pada i obowiązki odfajkowne. Dave ruszył do siłowni… nie po to by poćwiczyć, ale po to by popatrzeć jak Xiuxiu to robi. Bądź co bądź, takie widoki urozmaicały rutynę lotu i były za darmo. Dwie zalety w jednym.
Na głowie Bullita wylądował kapelusz , w ustach tlący się papieros domowej roboty. I mężczyzna założywszy na plecy szary płaszcz mający w teorii być kitlem wyszedł do siłowni… widoki były rzeczywiście urocze.

MINUTY WCZEŚNIEJ

Ubrany w wyjściowy pancerz bojowy po przejściach, szary prochowiec, z wiecznie niedogoloną twarzą “Doc” wyglądał jakby urwał się z innego świata. Miejsca w którym żyli kowboje, co w sumie było prawdą. Trochę go niepokoiło włączenie się tylko automatycznej sekretarki, jeszcze bardziej to że wrota pozostały zamknięte a zapłaty nie otrzymali.
Leena się wkurzyła, co Dave’a nie dziwiło, ale nie popierał jednak planu wchodzenia na wojenną ścieżkę z całą Union of Galaxis. To jak porywać się z pieprzniczką na słońce.
Niemniej pognał za Xiuxiu i jej kuperkiem, choć w na samym statku zmienił nieco kierunek zmierzając do swojego gabinetu, bo dwie krótkie spluwki do kabur i jedną dłuższą na ramię. Wolałby co prawda by sprawa rozeszła się po kościach, ale uznał argumentacja siłowa poprawi sytuację. Doc nie czuł się co prawda negocjatorem, ale zawsze uważał się za typka wielu talentów. I wielu nałogów niestety...

CZAS OBECNY

Z bronią przy pasie, papierosem domowej roboty w ustach i z zimnym spojrzeniem zabijaki z Axionu. Bullit powrócił ze statku wcześniej niż Xiuxiu czy reszta towarzyszy. Miał mniej do zakładania na siebie. I przez to szybciej był gotów.
- No to… wpraszajmy się do tego młyna.- uśmiechnął się zawadiacko do siebie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline