Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2016, 23:16   #8
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Otwierając wiadomość czuła lekki niepokój, jednak gdy zobaczyła litery skreślone tak znajomym pismem westchnęła z rozczuleniem. Zdecydowanie czekała na to od dawna, choć nie sądziła, że nadawca odezwie się zaraz po jej przybyciu. Nie miała wiele czasu, więc bez ociągania zabrała się za przygotowania; kąpiel, długie rozczesywanie i układanie włosów, jeszcze dłuższe dobieranie stroju, wisienkę na torcie stanowił nienachlany acz wyczuwalny aromat perfum. Wychodząc spojrzała jeszcze w lustro ostatni raz poprawiając miękkie pukle zsuwające się na ramiona.

Droga przez miasto upłynęła szybko na rozmyślaniach. Stanęła wreszcie przed drzwiami karczmy patrząc na szyld, później na ludzi i znów na szyld. Nie było mowy o pomyłce, dotarła na miejsce spotkania, ale fakt ten wcale nie sprawiał, że czuła mniejsze zdenerwowanie, wręcz przeciwnie, każdy kolejny krok zdawał się je potęgować. Westchnęła mocno nabierając powietrze w płuca, po raz setny chyba przygładziła ubranie, chciała mieć pewność, że wszystko leży dokładnie tak jak w pierwotnym zamyśle, bez niechlujnych niedociągnięć. Idealnie. Nie było mowy o przypadku, tutaj nawet ilość rozpiętych przy dekolcie guzików była ściśle przemyślana. Przymknęła na chwilę oczy, ale zdawała sobie sprawę, że każda sekunda przeciągania gra na niekorzyść jej rozedrganych gdzieś w głębi brzucha emocji. Trzeba było iść za ciosem, pewnie, bez wahania zmierzyć się z tym, co czekało po drugiej stronie drzwi.
- Dorosła kobieta, a zachowuje się jak nieopierzona dziewka. Wstyd - skarciła samą siebie szeptem - Trochę pewności - mruknęła nieco bardziej zdecydowanie i nim zdążyła się rozmyślić weszła do środka zdejmując z głowy kaptur. Rozglądnęła się po obecnych w karczmie osobach i skierowała do kontuaru jednocześnie lekkim, dystyngowanym ruchem rozpinając pelerynę, którą gładko zsunęła z ramion.

Jej przejście wywołało niemałe zamieszanie wewnątrz karczmy - momentalnie wszystkie rozmowy ucichły, kobieta słyszała wyraźnie stukot własnych butów odbijający się po pomieszczeniu oraz czuła na sobie spojrzenie wszystkich zgromadzonych. Kiedy omiotła całą salę wzrokiem zrozumiała dlaczego - pomimo, iż nie była jedyną kobietą jej strój bardzo różnił się od tego noszonego przez najemników i żołnierzy, to wystarczyło, aby zwrócić na siebie uwagę dosłownie każdej osoby w środku.
Pomimo, iż sama tawerna nie była zbyt dużym budynkiem - ot mały piętrowy drewniany lokal w środku dzielnicy - tego wieczoru biesiadowało tam naprawdę dużo ludzi. Przy każdym z drewnianych stołów siedziała grupka najemników, która jeszcze przed chwilą pochłonięta była rozmową na temat przeszłych i przyszłych zleceń, a wkoło uwijały się kelnerki donosząc różne trunki dla gości. Niestety wśród wszystkich ludzi nie udało jej się dostrzec poszukiwanej osoby.
Gdy w końcu dotarła do kontuaru niezręczna cisza została przerwana i goście wrócili do swoich zajęć, mimo iż kobieta wciąż czuła na sobie spojrzenia pozostałych. Musiała to jednak zignorować - przybyła tutaj w innym celu.
Szynkarz okazał się dobrze zbudowaną osobą po pięćdziesiątce i sądząc po bliznach na twarzy i rękach, podobnie jak reszta zgromadzonych, miał sporo do czynienia z pracą najemnika.
- Nieczęsto mamy tutaj takich gości - Powiedział niskim głosem uśmiechając się - W czym mogę panience pomóc? Może napije się pani czegoś?
Rina czuła się mocno rozczarowana. Kolejny fałszywy trop, złudne nadzieje. W jej głowie zaczęła pulsować myśl podsycająca irytację: czego się właściwie spodziewałaś? Stłamsiła ją nim zdążyła zawładnąć świadomością, w jej naturze nie było rezygnowanie zbyt szybko
- Witam - oparła się łokciami o bar - Nikt nie zostawił żadnej wiadomości dla Riny? - upewniła się.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Nie, z tego co wiem to nie. A może mogę w czymś panience pomóc?
W tym momencie kobieta usłyszała, że ktoś za nią się poruszył.
- Karczmarzu! Najlepszego piwa dla tej pani! - obróciła się i dostrzegła młodego, wytatuowanego na ramionach mężczyznę z licznymi bliznami na twarzy, który uśmiechał się do niej - chociaż brak kilku zębów sprawiał, że nie był to uśmiech, który śniłby się dziewczynie po nocach. - Tylko, żeby to nie były te szczyny, które serwujesz nam na co dzień!
Gdy oberżysta zajął się zamówieniem mężczyzna zwrócił się do Riny bezpośrednio.
- Może dołączy pani do naszego stolika i umili swoją obecnością nasz wieczór?
Patrzyła na mężczyznę nieco dłuższą chwilę. Zdecydowanie nie wydawał się łagodnym barankiem, nawet największy laik rozpoznałby w nim rasowego zakapiora, ale również z takimi miała już doświadczenie. Właściwie to… ponad połowę życia spędziła głównie z mężczyznami tego pokroju, może dlatego nie tylko się nie obawiała, ale wręcz paradoksalnie poczuła się jak na starych śmieciach, wiedziała o co może chodzić w tej grze, nie to co na wystawnych przyjęciach. Momentalnie przywołała na twarz uśmiech, przyjazny, ale też wskazujący na pewność, usuwający resztki złudzenia o tym, że jest zaszczutą sarną otoczoną przez wilki.
- Z chęcią - przytaknęła. Tak czy inaczej zamierzała spędzić w karczmie jeszcze kilka chwil, a skoro znalazła się okazja, by zaciągnąć języka… - Towarzystwo wojowników zwykle bywa ciekawe, zawsze mają jakieś interesujące historie do opowiedzenia - podsunęła sobie krzesło i rozłożyła się na nim zakładając nogę na nogę. Zachowywała się swobodnie porzucając przesadną sztywność postawy cechującą ją w kręgach szlachty - Przerwa w pracy? - spytała spoglądając na rozmówców. Wydawała się spokojna, rozluźniona, ale mimo wszystko zachowywała czujność, obserwowała dyskretnie.
Na pewno jej aktualnych towarzyszy nikt nie pomyliłby ze szlachtą - życie najemnika nie było lekkie i jedno spojrzenie na nich od razu to potwierdzało. Oprócz wcześniejszego mężczyzny przy stole znajdowało się jeszcze dwóch wojowników: jeden wysoki o ciemnej cerze, sugerującej niefereldeńskie pochodzenie, z surową miną, bacznie przyglądający się dziewczynie oraz niski krasnolud z czarną czupryną i brodą z warkoczykami, który był już naprawdę mocno wstawiony.
- Jaka tam przerwa, przecież my wszyscy na służbie! - Zaśmiał się - Płacą nam za siedzenie tutaj i patrolowanie okolicy… Akurat nasza zmiana wypada dzisiaj w nocy i mamy jeszcze dwie godziny. Ale gdzie moje maniery! - Teatralnie złapał się za głowę - Nazywam się Reinard, ten wysoki małomówny drań to Azut, a ten brodaty pijaczyna Keldorn.
Mężczyzna popił łyk piwa.
- A co Panią sprowadza do naszej dzielnicy? To zdecydowanie nie jest miejsce dla damy…
Słysząc co mężczyźni mieli do powiedzenia roześmiała się dźwięcznie, życzliwie
- Jasna sprawa! Jakie miejsce wymaga większej uwagi niż karczma? Przecież to tutaj zwykle dochodzi do zdarzeń wymagających interwencji. A dodatkowo trzeba też sprawdzić czy piwo nie jest zbyt rozwodnione, oczywiście dla dobra nieświadomych niebezpieczeństwa ludzi - chichotała radośnie - Jestem Rina - podniosła się na chwilę by uścisnąć dłonie mężczyzn. Pewny, mocny chwyt, jak najemnik najemnikowi - Oj, wygląd może zmylić, ale… - podniosła kufel i puszczając oko wypiła duszkiem kilka większych łyków - No proszę, niczego sobie - stwierdziła ocierając usta. Czuła się swojsko w tym towarzystwie, tak też się zachowywała, jak jedna z nich - Szukam znajomego, ale widzę, że chyba coś go zatrzymało - przeciągnęła się - Jego strata jak sądzę.
Najemnicy spojrzeli po sobie zdezorientowani.
- Wybacz, nie wyglądasz na jedną z nas… - Powiedział Reinard uśmiechając się i ponownie pokazując wyraźne braki w uzębieniu.
- A tam znowu pierdolisz! - Wtrącił się krasnolud, uderzając gwałtownie pięścią w blat stołu - Pij piwo bo znowu zwietrzeje!
Rina niemal poczuła chłód w powietrzu, kiedy Azut spiorunował go wzrokiem.
- Zamknij się i uspokój, bo znowu nas wyrzucą… - Czarnoskóry mężczyzna zwrócił chłodny wzrok na Rinę - Ten twój znajomy, to ktoś znany w mieście?
Obserwowała w ciszy sprzeczkę mężczyzn, nie dziwiła się ich zaskoczeniu, przeciwnie, jej kąciki ust uniosły się jeszcze wyżej
- Nie ma powodów się spierać - przemówiła wreszcie - Piwo jest dobrze, atmosfera przyjemna, napijmy się więc bez zwad - uniosła kufel toastując w ich kierunku i upiła jeszcze łyk - To nikt znany, ot zwykły najemnik, nie ma o czym mówić. Ja sama też niedawno przybyłam. Dzieje się tu coś ciekawego? Jak do tej pory miasto wydaje się dosyć spokojne… chwilami wręcz senne - celowo chciała sprowokować rozmówców do podzielenia się ploteczkami mogącymi pomóc jej jakoś w wykonaniu misji. Nigdy nie wiadomo jaka informacja okaże się przydatna.
- A tam szkoda strzępić języka nawet! - Odpowiedział krasnolud - Wy ludzie jesteście dziwni! Zapłacicie z góry za cały miesiąc, wyślecie patrolować ulicę i przez pieprzone trzy miesiące żadnego porządnego mordobicia nie potraficie zapewnić… A wasze piwo! - Prawie splunął - To jakieś szczyny, a nie alkohol… Moja ślepa babka zrobiła by lepsze!
- Już, już spokojnie… -
Wtrącił Reinard starając się utemperować towarzysza - Widzisz, Keldorn to swój chłop, ale jak popije to lekko mu odpierdala i robi się lekko agresywny…
- KTO TU JEST AGRESYWNY CHĘDOŻONY…
- Nie zdołał dokończyć,ponownie przygwożdżony zimnym spojrzeniem Azuta. - Eeee… Tego… Ładna pogoda dzisiaj, prawda stary?
Ciemnoskóry mężczyzna ponownie przeniósł wzrok na kobietę.
- Tak jak powiedział krasnolud… Nic się nie dzieje. W Northwall od zawsze nie brakowało najemników, ale lord zawsze sprawował rządy twardą ręką i doskonale wiedział, co trafia najlepiej do prostych ludzi…
Na te słowa Reinard teatralnie potrząsnął sakiewką.
- A nie szukasz może zleceń? Moglibyśmy szepnąć tu i tam… Ludzie tacy jak my mają pewne dojścia i gdybyś odpowiednio się postarała na pewno moglibyśmy jakoś ci pomóc… - Szczerbaty mężczyzna dwuznacznie uśmiechnął się do Riny.
Te niemoralne propozycje… Jakie to przewidywalne u tego typu mężczyzn. Miała ochotę wywrócić oczami, ale jedynie uśmiechnęła się zachowując spokój
- Cóż… dobrych znajomości i jak zleceń nigdy zbyt wiele. Tego typu rzeczami się nie gardzi - stwierdziła bawiąc się kuflem - Zawsze jakoś możemy się dogadać, choć podkreślić należy, że… nie każdym rodzajem dogadywania jestem zainteresowana - popatrzyła wymownie - Ale sądzę, że mogę zaoferować również wiele innych przydatnych… kwestii w ramach wspomnianego “starania”.
- A jakieś to przydatne "kwestie" mogłaby pani zaoferować? - Rina usłyszała znajomy głos za plecami. Odwracając się gwałtowanie ujrzała wysokiego mężczyznę, którego wygląd wskazywał na zbliżony do jej wiek, mógł być jedynie kilka lat starszy. Jasne włosy gładko opadały na szerokie ramiona, a kilka niesfornych kosmyków nasuwało się na wesołe ciemne oczy, które wydawały się uśmiechać nawet gdy usta zachowywały poważny wyraz.
Uśmiechnęła się pod nosem, lekko, nieco zaczepnie, tym razem jednak uśmiech nie był wyuczony, a bardzo naturalny
- Chyba należy zacząć od moich szerokich znajomości - stwierdziła powoli - Nie można też pominąć niezwykle cennych zdolności na… wielu polach - zachichotała cicho - Czy wspominałam już też o tym, że sama moja obecność i prezencja powinny być uznane za niezwykle wartościowe? Wręcz bezcenne. Nie mówiąc o skromności - popatrzyła na niego - Kopę lat, łobuzie! - roześmiała się nagle odrzucając całkowicie swoją pozę i bezpardonowo ścisnęła go w ramionach pozbawiając niemal tchu - Już myślałam, że mnie wystawiłeś. Za karę stawiasz pierwszą kolejkę - puściła oko.
Mężczyzna zaskoczony przywitaniem ledwo wyrwał się z uścisku.
- To ty przyszłaś za wcześnie! A poza tym musiałem się sporo natrudzić, żeby wymknąć się niepostrzeżenie… - Powiedział udając naburmuszonego. - Panowie wybaczą, ale odbijam wam towarzyszkę.
Rinie przez chwilę wydawało się, iż Reinard i Keldorn wybuchną, jednak ich czarnoskóry towarzysz usadził ich na miejsce wzrokiem.
Przyjaciel poprowadził kobietę pomiędzy stolikami do jednego w samym rogu pomieszczenia, gdzie mogli liczyć na największą dyskrecję.
- Podoba ci się miejsce? Sam wybierałem lokal! - Powiedział odsuwając dla niej krzesło, aby mogła usiąść.
Kobieta przez chwilę nie mówiła nic, po prostu obserwowała go dyskretnie. Dość dziwnym wrażeniem była jego obecność i głos wypowiadający słowa, które zwykle czytała skreślone na papierze. Zajęła miejsce przy stoliku i ułożyła się wygodniej na krześle
- Podoba… przynosi na myśl dawne czasy… setki wspomnień - uśmiechnęła się do siebie lekko - Cieszę się… że cię wreszcie widzę. Trochę minęło od ostatniego razu. Jak sobie radzisz? - spytała go z lekką nutką troski w głosie.
Brego wzruszył ramionami.
- Jest… Ciężko… Od czasu bitwy pod Ostagarem, nic nie jest takie jak powinno być… Ojciec non stop wścieka się na jedną i drugą stronę, bo znacznie utrudnia mu to negocjowanie umów handlowych, ale znasz go… Zawsze znajdzie sposób. Nie chce tego przyznać, ale zarabia znacznie więcej na handlu zagraniczną bronią - Mężczyzna westchnął - Chciałbym, aby to wszystko się już skończyło… A co u ciebie? Musiałaś tu pokonać kawał drogi z Redcliffe!
Zamyśliła się na moment
- Handel bronią… Coś wiem na ten temat. Ojciec też zgarnia teraz krocie - przyznała zakładając nogę na nogę. Siedziała jeszcze chwilę w ciszy. Zarabia na handlu zagraniczną bronią… Skinęła głową do klarującego się pomysłu, jednak rozmyślanie o nim odłożyła na później, teraz chciała wypełnić czas czymś innym - Jest ogólnie ciężko, ale chyba prędzej czy później będzie musiał wybrać i… możliwe, że będziesz na mnie o to zły, ale… - chrząknęła lekko speszona - Przyjechałam tutaj łącząc niejako przyjemne i pożyteczne. Chciałabym… - urwała znów na moment - ...przekonać go do jednej ze stron - spojrzała z niepewnością w ciemne oczy czekając w napięciu na jego reakcję - Choć… nawet gdyby nie to… - plątała się nieco karcąc w duchu za nieporadność - ...to tak czy inaczej bym przyjechała. Chciałam się spotkać - dodała z bladym uśmiechem.
Mężczyzna również uśmiechnął się.
- Powiem szczerze, że brakowało mi cię trochę… Strasznie tu spokojnie bez ciebie - Puścił jej oko - A co do mojego ojca… To będzie cięższa sprawa niż myślisz. Od długiego czasu pojawiają się u niego jacyś dziwni emisariusze i ambasadorzy i długo rozmawiają za zamkniętymi drzwiami. Chyba już obrał stronę, chociaż trudno mi powiedzieć którą bo wszystkie rozmowy toczą się beze mnie. Pomógłbym ci gdybym mógł, ale ostatnio jestem odsunięty na margines i nie mam za wiele do powiedzenia… - Spuścił smutno głowę.
- Tylko trochę? - spytała go zaczepnie, bardzo powoli odzyskiwała swoją pewność - Wiem, że byś pomógł, jesteś chyba jedyną, poza braćmi, osobą, której zupełnie ufam, dlatego właśnie ci o tym mówię - oparła głowę na dłoni - Nie wiem jeszcze jak to zrobię skoro jest z kimś ugadany, ale będę próbowała. To szansa nie tylko dla strony, którą chyba uważam za właściwą, ale też… dla mnie osobiście - podniosła wzrok - Wyświadczając tę przysługę zapewnię sobie przyszłość, to więcej niż taka osoba jak ja mogłaby sobie wyśnić. Jeśli sama sobie jej nie wypracuję to na starość utknę w jakiejś zapyziałej chatce na końcu świata - westchnęła ciężko - Jutro mamy spotkanie, postaram się jakoś go wybadać, może nie będzie tak źle - uśmiechnęła się znowu - Brego… myślałeś nad moją… - chrząknęła - Ojca propozycją? Tą o któej pisałam w liście.
Jej przyjaciel wyprostował się.
- Uwierz mi, że w normalnych okolicznościach nie wahał bym się nawet sekundy i przyjął propozycję… Przez tą naszą korespondencję mam wrażenie, że wypracowałem sobie nowy charakter pisma! Jednak… Ten moment nie jest najlepszy, żeby podejmować takie decyzje. Ojciec mimo, że tego nie okazuje bardzo mnie potrzebuje i nie chciałbym go opuszczać, może gdy to wszystko się skończy będziemy mogli pomyśleć nad tą propozycją… - Po chwili ponownie się uśmiechnął - Poza tym jak sobie wyobrażasz życie w takiej chatce, jak ty non stop przypalasz posiłki!
Słuchając odmowy poczuła nieprzyjemny ucisk w brzuchu, mimo to uśmiechnęła się nie dając po sobie tego poznać. Place mocno zacisnęły się na udzie pod stołem, policzyła w myślach do dziesięciu opanowując emocje.
- Rozumiem, każdemu z nas zależy na rodzinie - zapewniła go spoglądając w kierunku sali, jednak słysząc ostatnie słowa zaśmiała się ciepło - To będzie idealna okazja by podszkolić swoje umiejętności. Ja, w przeciwieństwie do niektórych, nie mam tabunu usługujących mi ludzi. Poza tym podobno lubisz przypalone! Ja tylko próbuję się uczyć we WŁAŚCIWYM KIERUNKU - odgryzła się udając obrażoną, jednak wesoło trąciła jego stopę swoją - Czasami nawet nieistotny szczegół potrafi wiele zmienić. Ciężko mi o to prosić, może nie powinnam, ale jeśli się czegoś dowiesz to dasz mi znać? Przez jakiś czas zatrzymam się pewnie tam gdzie jestem teraz, możesz przychodzić o każdej porze… tutaj nic się nie zmieniło.
- Ej, ej, ej… Chciałem ci przypomnieć, że podczas naszych wspólnych podróży wcale nie towarzyszył mi TABUN służących, tylko jeden. Poza tym stary Alfred ma jeszcze gorsze umiejętności kulinarne od ciebie…
- Westchnął - Być może skorzystam z propozycji - Mrugnął porozumiewawczo. - Co do ojca… Postaram się pomóc o ile dam radę. Dowódca wspominał, że wasza audiencja odbędzie się jutro, to prawda? Jestem w szoku, że w ogóle udało się wam na nią umówić! Ojciec ostatnio ma zawalone całe dni pracą…
Pokiwała głową potwierdzając
- Jutro - przytaknęła i spuściła głowę myśląc przez chwilę - Twój ociec lubi wystawność, tego nie da się pominąć, wydałam chyba połowę oszczędności na nową garderobę, ważne jest pierwsze wrażenie - uśmiechnęła się lekko, choć bez wyrazu - Znów ten cały teatrzyk z odgrywaniem roli. Trzeba będzie go jakoś oczarować swoimi umiejętnościami i argumentami. To będą najcięższe negocjacje w jakich brałam do tej pory udział, tak czuję - znów na niego spojrzała - Powinnam spodziewać się jakiejś jego… hmmm… fanaberii? - spytała ostrożnie - Albo zwrócić uwagę na szczegół, który wyjątkowo lubi? Ceni?
Brego zaśmiał się.
- Wiesz, że tata ma tylko jedną prawdziwą miłość i jest to złoto… Czasem sądzę, że sprzedałby i mnie, gdyby ktoś mu wystarczająco dużo zapłacił. Muszę przyznać, że kariera niewolnika gladiatora u jakiegoś starego szlachcica była by spełnieniem dziecięcych marzeń… - Mężczyzna po chwili zawahania rozejrzał się po sali i chwycił Rinę za dłoń - Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważała. Ojciec nie jest do końca tą osobą, którą był wcześniej i bywa bardzo impulsywny. Starajcie się go nie rozgniewać i spróbuj poruszyć jego wrażliwe punkty. Poza tym komu ja to mówię… Nie muszę pouczać mistrzyni kupiectwa - Wyszczerzył zęby.
Spojrzała na ich splecione dłonie, później na niego i znów w dół. Pogładziła go nieznacznie kciukiem
- Uwierz, postaram się ze wszystkich sił dotrzeć do niego i ukazać mu cały układ jako interes jego życia, ale… chyba kosa trafiła na kamień. To wytrawny gracz, czeka mnie wyzwanie… już czuję na jego myśl ten przyjemny dreszczyk podniecenia - zaśmiała się wesoło - Wiesz co… - spojrzała na niego z zadziornym uśmiechem - Gdy już ubiję z twoim ojcem ten interes i będę obrzydliwie bogata to sobie ciebie kupię, a co, kto mi zabroni - zachichotała puszczając oko i ściskając jego dłonie - Ty też uważaj, jeśli ktoś zobaczy, że się spotykamy, a później będę widziana w czasie negocjacji to… możesz mieć kłopoty, sam wiesz najlepiej.
- Ja? JA jestem mistrzem wychodzenia z tarapatów i z tego co pamiętam zawsze muszę ratować ciebie
- Prychnął - Czyli rozumiem, że nie mam zbyt dużo do powiedzenia odnośnie swojej przyszłości?
- Możesz coś powiedzieć, o ile będzie to wyrażenie aprobaty odnośnie spędzenia jej ze mną w mojej ciasnej chacie ze spalonym obiadem
- zrobiła poważną minę - Nie musisz dziękować - puściła oko nie wypuszczając jego dłoni - I nie zapominaj, że to zwykle JA ratowałam CIEBIE ratującego mnie dzięki mojemu złotemu językowi - śmiała się dalej, ale wreszcie wzięła głęboki oddech - Tak właściwie ten handel zagraniczną bronią… - zaczęła powoli, myśląc - Twój ojciec ma jakiś sposób na obejście tych wszystkich kosztów ściągania jej? Jeśli nie to chyba… będę mu mogła zaproponować coś, co będzie moim asem.
Brego posłał jej zdziwione spojrzenie.
- Mam wrażenie, że coś znowu kombinujesz… Jak zwykle z resztą. Ech, a co ja tam wiem, jestem prostym synem szlachcica...- Wzruszył ramionami - Sądzę, że każdy racjonalny i błyskotliwy pomysł może być kartą przetargową dla waszej sprawy i chętnie cię wysłucha, nawet jeśli do tej pory miał inne dojścia…
Mężczyzna spojrzał za okno.
- Cholera, jak późno! Jak jutro nie będziesz wypoczęta, to znowu będziesz miała do mnie pretensje!
Puścił dłoń towarzyszki, wstał ze swojego miejsca i stanął obok niej.
- Czuję się zobowiązany, aby w ramach rekompensaty odprowadzić panią, by mieć pewność, że nic złego podczas pani powrotu się nie przytrafi - Uśmiechnął się kącikiem ust
Na propozycję zgodziła się bez wahania, nie chciała przyznać nawet przed sobą, ale bardzo liczyła na taki obrót wydarzeń.

W drodze się nie odzywała, zachowywała czujność, jak zwykle w nowym, nieznanym miejscu. Mimo to paląca obecność towarzysza skutecznie utrudniała jej skupienie uwagi na czymkolwiek innym. Wreszcie gdy dotarli na miejsce westchnęła cicho spoglądając na niego
- Dziękuję za miły wieczór, naprawdę, było cudownie móc cię znowu zobaczyć – zapewniła i spuściła wzrok na swoje buty – Zaprosiłabym na jakąś herbatę, ale faktycznie jest już dość późno i… - uśmiechnęła się niepewnie, znowu czując swoją niemal żenującą nieporadność. Nie do końca wiedziała jak się zachować, to co chciała zrobić i to co wypadało… kwestie kontrastowe jak dzień i noc
- Dobranoc. Uważaj na siebie i… - przystanęła na palcach całując jego policzek pod kapturem po czym odsunęła się jak rażona gromem, powoli, idąc tyłem zmierzała do drzwi – …i… no… - wskazała dłonią za siebie - …Dobranoc – rzuciła jeszcze i zniknęła w środku.

Schody pokonała tak szybko, że nawet nie pamiętała jak znalazła się w pokoju. Pelerynę jednym ruchem zdjęła i rzuciła na fotel po czym sama opadła na łóżko czując jak wszystkie emocje powoli odpływają zostawiając odurzające zmęczenie. Spodziewała się, że nie zaśnie tej nocy, ale nie zwalniało to jej przynajmniej z próby uszczknięcia odrobiny odpoczynku. Jutro musiała być w najlepszej możliwej formie. Skinęła głową na tę myśl i rozpoczęła wieczorną toaletę by wreszcie zanurzyć się w delikatnej pościeli.
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline