Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2016, 09:27   #42
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Quai des Orfèvres

Albert wyciągnął z kieszeni kartkę z nabazgranym numerem. Janvier chwycił ją.
– Pójdę sprawdzić adres.
Po jakimś czasie wrócił. W ręku trzymał nakaz na Bianchiego i adres. Rue Myrha w Barbes, jak nazywano najpodlejszą część XVIII dzielnicy.

Moutier sprawdził magazynek raz jeszcze, i odbezpieczył broń. Schował ją do kabury. Spojrzał na Janviera:
-To co jedziemy? Zwijamy drania i kończymy sprawę - w jego głowie było słychać zaciętość i pewność siebie.

Tony od dłuższego czasu był tylko cichym obserwatorem sytuacji. Dziennikarz z gazety kończył swą pracę, tam gdzie kończyła się subtelność i perswazja. Wszak argumentami siły i strachu najlepiej posługiwali się zawodowcy z blaszką. Nic dziwnego że Moutier zwrócił się właśnie do Janviera, Tony… nie był tu już potrzebny. Nawet nie umiał posługiwać się bronią. Pozostała mu więc rola kronikarza.

Zawołany dyżurny policjant odprowadził Alberta do aresztu, gdzie barman miał dużo czasu, by zastanowić się, czy dobrze zrobił zgadzając się na współpracę i sypiąc kumpli.
Przed komisariatem czekał kierowca w służbowym citroenie, który zawiózł trójkę śledczych do jednej z najpodlejszych dzielnic, zamieszkanej przez ludzi ze społecznego marginesu. Policjant włączył syrenę, ale w okolicy Pigalaka wyłączył ją, gdy już przebili się przez centrum. Ulica Myrha wyglądała podobnie do Etoile, tyle że była bardziej odrapana i zaśmiecona, a brudne szyby kamienic z półodsłoniętymi zasłonami nie dodawały jej uroku.
W kamienicy, gdzie spodziewali się zastać Bianchego nie było konsierżki. Numer który szukali znaleźli na pierwszym piętrze. Drzwi pokryte brązową, łuszczącą się farbą zaopatrzone były w mosiężny numer, a poniżej widać było wizjer. Nigdzie nie było widać dzwonka. Janvier przystawił ucho do drzwi i po chwili kiwnął głową na znak, że ktoś jest w środku.

Moutier odbezpieczył broń, i dał znak, że będą wchodzić na trzy. Gliniarz miał wyważyć drzwi, jeśli nadawały się do tego. Jeśli nie trzeba było użyć fortelu.

Jedyny widoczny zamek w drzwiach znajdował się pod klamką i nie wyglądał na zbyt solidny, podobnie jak drzwi, które dobre czasy miały już dawno za sobą. Jak mogli ocenić, drzwi otwierały się do środka. Moutier zachęcony tymi obserwacjami cofnął się o kilka kroków i wziąwszy rozpęd uderzył barkiem o drzwi … na trzy.
Potraktowane tak brutalnie drzwi trzasnęły, zamek został wyłamany, ale zasuwka na górze wytrzymała, choć ledwo. Kolejne pchnięcie załatwiło sprawę i drzwi ustąpiły, jednak stracili kilka cennych sekund. Ich oczom ukazał się dość krótki, pomalowany na żółto korytarz. Na podłodze leżał nawet brudny, o trudnym do ustalenia kolorze, dywanik.
Nie marnując czasu przemierzyli korytarz trafiając do pokoju pełniącego rolę kuchni i pokoju stołowego w jednym. Na środku pokoju stał stół z czterema krzesłami. Jedno z nich było odsunięte, a przy nich stała drobna, młoda i całkiem ładna dziewczyna w bladolawendowej sukience. W jej oczach dostrzegli mieszaniną zaskoczenia i strachu. Ściskała w dłoniach damską torebkę. Drugie krzesło leżało przewrócone. Na stole leżały karty rozdane dla dwóch osób, a w popielniczce leżały dwa do pół spalone papierosy, na jednym z nich widać było ślady szminki.

Do pokoju prowadziło jeszcze dwoje drzwi teraz otwarte. Rzut oka na te po prawo ujawnił szafę i niepościelone łóżko, te po lewo prowadziły do klatki schodowej.
Na jednej z kuchennych szafek stało radio, z którego sączył się jazz. Dźwięki te jednak nie były w stanie zagłuszyć odgłosu zbiegających po schodach nóg.

Dziewczyna wyszarpnęła z torebki mały pistolet i celując w śledczych zawołała niemal histerycznie:
– Nie ruszać się!
Wyglądała na bardzo zdenerwowaną i zdesperowaną.

Moutier od razu zszedł na bok, tak by zejść z linii strzału.
-Policja - krzyknął i dodał -Rzuć broń, połóż się na ziemię i z rękami na karku - warknął
Gdyby nie było odzewu spróbował się wychylić. Gdyby padły strzały odpowiedział ogniem.
-Panienko. I tak niema pani gdzie uciec. Lepiej nie robić sobie dodatkowego kłopotu zarzutami o stawianiem oporu przy aresztowaniu. - Tony odezwał się głośno, zza pleców policji.-Proszę odłożyć broń i się poddać.

Krzyk Moutiera sprawił, że dziewczyna wpadła w panikę, już i tak rozedrgana zaczęła cała się trząść i … nacisnęła na spust. Moutier skulił się odruchowo niemal czując uderzenie kuli, ale to stojący obok niego Janvier jęknął i zatoczył się do tyłu przyciskając rękę do boku:
– Merde. – zaklął cicho kuląc się.
Tymczasem dziewczyna wydała z siebie krzyk i odrzuciła pistolet, który z głuchym łoskotem upadł na podłogę.

- Kurwa mać - zaklął Moutier, jednak od razu skierował swe kroki ku dziewczynie.

Stała tak z opuszczonymi rękoma i łapała spazmatycznie powietrze, jakby dopiero co wyciągnięto ją tonącą z wody. Z przerażeniem patrzyła na Janviera i jego zakrwawioną rękę.

Moutier podbiegł do dziewczyny, i kopnął w kąt pistolet.
-Trzymaj się Janvier - rzucił do partnera, jednocześnie zakładając kajdanki dziewczynie -Bianchi, gdzie jest ten skurwiel? - rzucił gniewnie do dziewczyny, potrząsając ją.

Dziewczyna nie odpowiedziała, ale odruchowo spojrzała w kierunku otwartych drzwi prowadzących na klatkę schodową. Wciąż rozedrgana nie potrafiła wydobyć z siebie słowa.
Za to Janvier zrobił kilka kroków w stronę krzesła:
– Nic mi nie jest. To tylko draśnięcie, ale boli jak cholera.
Podciągnął koszulę. Cały był zakrwawiony, ale rana nie wydawała się poważna. Wyglądało na to, że dostał w bok tuż nad kością miednicy.

Tony ostrożnie zbliżył się do kobiety.
Stanął przed załamaną dziewczyną i spojrzał w jej oczy mówiąc cicho i powoli.- Proszę nie pogarszać swojej sprawy i powiedzieć gdzie jest Bianchi.
– On … on … – dziewczyna łapała oddech próbując się uspokoić pomiędzy jednym, a drugim spazmatycznym oddechem – on … uciekł.

W tym momencie od ulicy usłyszeli policyjny gwizdek, a zaraz potem wystrzał.*

- Tony! Zajmij się Janvierem - rzucił krótko do kolegi, gdy już dziewczyna została skuta. Miał teraz wybór. Postąpić jak mówił mu instynkt albo jak mówił regulamin. Partner był ranny, drugi nie umiał posługiwać się pistoletem.
Ruszył więc powoli do okna by przez nie wyjrzeć. Gdyby dostrzegł uciekającego mężczyznę, zamierzał dać szybkie wskazówki Toniemu i samemu udać się w pościg za mężczyzną. Jeśli jednak by już nikogo nie było widać, zajął się przeszukaniem sypialni.

Lebret Młodszy tylko skinął głową i ruszył ku Janvieromi. Nie był co prawda sanitariuszem, ani lekarzem, ale poszukał w kuchni ściereczek i nimi próbował zatamować upływ krwi rannego.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline