Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2016, 15:36   #2
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Madison uśmiechnęła się półgębkiem. Z tego właśnie powodu lubiła “Żołnierza” i wpadała tu w miarę regularnych odstępach czasu. W przeciwieństwie bowiem do normalnych realiów życiowych tego zadupionego miasta, tu dostawała dokładnie to czego chciała. A chciała się wyłączyć na godzinę czy dwie… Sprawa Huntington nie dawała jej spokoju. Gdziekolwiek się nie obejrzała, znajdywała pustkę informacyjną, która doprowadzała ją do szału. Ta robota nigdy nie wyglądała na łatwą, teraz jednak przypominała niemal niemożliwą do wykonania. To z kolei sprawiało, że Cherry chodziła wkurwiona na okrągło, co niestety nie wróżyło najlepiej tym, którzy się jej nawinęli. Przekonać się o tym mógł chociażby Crisby. Skurwiel bez wątpienia oduczył się stosowania luk pamięciowych w rozmowach na jakiś czas. Przynajmniej w rozmowach z nią. Nie miałaby jednak nic przeciwko kolejnej okazji do małej pogawędki. Facet jej śmierdział i bynajmniej nie chodziło jej o odór potu i strachu, który unosił się z dupka, gdy wzięła go w obroty. Że też takie gnidy jeszcze się rodziły. Na to z kolei narzekać akurat nie powinna biorąc pod uwagę to, że bez tych idiotów nie miałaby pewnie roboty. Lub miałaby, tyle że mniej przyjemną.

Obserwując poczynania łysego, zastanawiała się czy nie jest to dobry moment żeby przypomnieć Peterowi o swoim istnieniu. Dawno nie widziała jego słodkiej facjaty i nawet zdążyła się nieco stęsknić. Co prawda nie lubiła wplatać osób trzecich do swojej roboty, jednak Orlow był niemal jak starszy braciszek, z nieco sadystycznym poczuciem humoru. Pasowało też dowiedzieć się czy nie miał czegoś nowego w sprawie Fast’a. Wspomnienie gnidy sprawiło, że jej usta zacisnęły się, tworząc wąską kreskę. Jej zabawka na własne szczęście zajęty był zbytnio sunięciem ustami po jej powoli stającym się nagim, ramieniu. Wkurwiało ją, że nawet teraz nie mogła się wyluzować. W głowie powinna mieć wizje zbliżającego się pieprzenia, a nie dwóch kutasów, którzy wciąż jej umykali. Lewa dłoń zacisnęła się w pięść. Mocno. Miała ochotę wyładować złość w nieco inny sposób, a jednak jedyne co jej teraz po głowie chodziło to beztwarzowy cień, którego z chęcią by zaznajomiła z ową pięścią.

Zapisała w pamięci żeby po wyjściu z “Żołnierza” zadzwonić do Petera. Rozluźniła lewą dłoń, pozwalając na to żeby kurtka zsunęła się na podłogę. Jeżeli nawet koleś był zdziwiony jej małym dodatkiem, nie pokazał tego, przystając przed nią. Półuśmieszek powrócił na jej usta, gdy jego ręka wystrzeliła do przodu by chwycić za wiśniowe włosy, od których wzięła się jej ksywka. Złapał dobrze, tuż przy nasadzie, wywołując przyjemny dreszcz, który przebiegł wzdłuż kręgosłupa i zatrzymał się między jej nogami. Wargi Madison uniosły się nieco, idąc w ślad za kącikami ust, by pokazać rząd zadbanych, białych zębów, za które ostro buliła po każdej jatce, w jakiej brała udział. Zanim całkiem oddała się przyjemnościom, zdązyła zakląć w duchu. Znowu zapomniała o Kastecie. Kurwa…




Powrót do mieszkania był zdecydowanie przyjemniejszy, niż droga “z”. Mięśnie przyjemnie ją bolały, pod czerepem krążyła radośnie endorfina, a konto zmniejszyło się o ładną sumkę, która była warta każdego wydanego dolara. Zapisała w pamięci żeby następnym razem wybrać tego samego partnera. Miała wrażenie, że facet krył w sobie jeszcze wiele, a Cherry lubiła odkrywać cudze tajemnice. Ot, zboczenie zawodowe, rzec by można. Zaparkowała na parkingu, na miejscu należącym do jej mieszkania. Przywileje posiadania kilku zer po przecinku.
Dzielnica w której uwiła sobie gniazdko po wylocie z kicia, była całkiem porządna jak na standardy Detroit. Śmieci było tu jakby mniej, powietrze jakby czystsze, a od ścian nie odłaził przestarzały tynk. Noce były stosunkowo spokojne, zagłuszane okresowo przez nieco głośniejsze imprezy. Dziwki trzymały się w czterech ścianach, zamiast świecić cyckami na ulicy, a dealerzy sprzedawali stuff, po którym można było mieć nadzieję, że się człowiek obudzi. Nieco dalej, a by ją chyba pierdylnęło. Taka półszara strefa zdecydowanie lepiej pasowała do jej zainteresowań i znajomości. Na dodatek trzymało to rodzinkę w permanentnej izolacji od czarnej owieczki. Jedynie matce się czasem chciało dupy ruszyć z uprzywilejowanej części miasta. Nie, żeby Madison szczególnie tych wizyt wyczekiwała. Jak miała ochotę na dobre pieprzenie to szła do burdelu…

Zanim jeszcze dotarła na swoje piętro, już wiedziała, że powitanie które ją czeka będzie bez wątpienia agresywne. Nie wspominając już o kolejnych skargach. Jakby miała mało na głowie…
Wedle przewidywań, gdy tylko skan potwierdził jej tożsamość, a drzwi się otworzyły, została potraktowana trzydziestoma pięcioma kilogramami żywej wagi otoczonej miękką, białą sierścią.


Do rysopisu napastnika należało także dodać długi jęzor, który bezczelnie przejechał po jej twarzy, zostawiając po sobie mokry ślad oddania, tęsknoty i miłości. A ludzie się dziwili, że jeszcze sobie faceta nie znalazła. Niby jakiś fagas miałby jej zaoferować więcej niż to kochane psisko? Dobre sobie…

- Mogłabyś w końcu udostępnić mi wejściówkę do siebie, to by nie było problemu - marudny głos dochodzący z głębi korytarza, gdzie znajdowało się wejścia na schody, był Cherry doskonale znany. Zaklęła cicho, na co Kastet postawił uszy i szturchnął ją nosem. Zapomniała, że powinna szybko zniknąć z widoku. Czasami zastanawiała się czy Oliver czasem nie zainstalował jakiegoś wykrywacza jej obecności w budynku, bo kurwa aż takiej intuicji ten facet mógł nie mieć. Zawsze, ale to do cholery zawsze, był w stanie zdybać ją zanim zdołała odciąć się od świata zewnętrznego drzwiami. No ale Kastet go lubił więc chyba powinna mu w końcu dać szansę. Pomyśli o tym następnym razem.
- Xander… Ile kurwa razy mam ci powtarzać żebyś mnie tak nie zachodził? - Zapytała wstając z przyklęku i obdarzając sąsiada z dołu, nader fałszywym pokazem uzębienia.


Wilczur radośnie wystrzelił w stronę mężczyzny, który pochylił się by przyjąć podstawioną łapę. Dobrze że był za daleko bo miałby okazję usłyszeć wyraźny zgrzyt jaki zęby Madison z siebie wydały. Niech go szlag trafi. To było jej przywitanie do cholery. Jej! Gdyby nie to, że Oliver bywał jej potrzebny w chwilach dłuższych zniknięć z prawdziwą przyjemnością rozkwasiłaby tą jego niedogoloną twarzyczkę.
- Kastet - przywołała zwierzę, które miało więcej rozumu od faceta, do którego się przymilało. Na jego miejscu Cherry właśnie zaczynała by się pakować. Zrzędząc pod nosem i nieco dosadniej w myślach, bezceremonialnie i bez pierdnięcia na dobranoc, wtoczyła się do mieszkania i pozwoliła by drzwi zamknęły się za jej plecami.
- Co ty w nim widzisz, co? - Mruknęła do Kasteta, który spojrzał na nią tymi brązowymi ślepiami, zupełnie jakby zadała właśnie najgłupsze pytanie świata i oczekiwała wyjątkowo mądrej na nie odpowiedzi.
- Może ci przypomnę, że to wciąż ja płacę za twoje żarcie - wystawiła palec w jego stronę, która to cześć jej dłoni została natychmiast potraktowana w taki sam sposób jak twarz. I jak tu się było złościć na takiego słodziaka? No nijak nie szło i doskonale sobie z tego zdawała sprawę. Próbować jednak zawsze można było, ot, co by z wprawy nie wyjść.

Godzinę później wylądowała z owym słodziakiem na sofie. Kubeł polanego czekoladą popkornu zajął honorowe miejsce na podłodze, tak żeby był pod ręką. Ignorowanie ostrzeżeń o zawartości cukru w takiej kombinacji było nad wyraz łatwe. Cherry jakoś nigdy szczególnie nie przejmowała się tym całym pieprzeniem o zdrowym trybie życia i złym wpływie cukrów, tłuszczów i cholera ich tam wie czego jeszcze. W jej robocie można było wykitować szybciej niż tym jajogłowym się zdawało, więc drobne przyjemności były nawet bardziej niż wskazane. Jak wiesz, że możesz się nie pozbierać z życiem za godzinę, to masz w dupie czy poziom cholesterolu masz wysoki czy nie. Trzeba korzystać, trzeba się bawić i trzeba kurwa zadzwonić do Petera. Mniej więcej w tej kolejności…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 19-04-2016 o 15:50.
Grave Witch jest offline