Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2016, 21:47   #9
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Powierzchnia rzucała jej wyzwania w sytuacjach zdawałoby się zwykłych i codziennych. Ot takie ci bronto. Mabari, pewnie czemu nie, może wejśc do karczmy, o ile niczego nie oszcza i nie zeżre. Ale bronto musiało spać w stajni, choć Isana wcale nie była wiele większa od psów, o których Agigreen czytała w książkach o Szarej Straży. I teraz tak samo. Agi nie tyle nie lubiła tłumów, co nie była do nich przyzwyczajona. Orzamar, choć miał mieszkańców o połowe mniejszych od ludzi, zdawał się dwa razy bardziej przestronny, niż te wąskie uliczki…

Nic to. Podciągnęłą portki, przerzuciła sobie raźno młot przez ramię i ruszyłą jak do swojego. Niektórzy ją przepuszczali, inni, którzy nie byli tak uprzejmi lub lubili mieć połamane palce, kończyli z nogą nadepniętą przez ciężki, krasnoludzki but.
- Mistrz Fedorn jest? - huknęła chwacko, zatrzymując się pośrodku kuźni.
Mało kto jednak w ogóle zareagował na odzew krasnoludzkiej kobiety - ludzie dalej uwijali się wkoło, każdy zajęty swoimi sprawami. Dziewczyna musiała znaleźć inny sposób, aby zwrócić na siebie uwagę i uzyskać odpowiedź na pytanie.

Niewzruszona wsadziła dwa palce do ust i gwizdnęłą przejmująco. Tak głośno, że aż wibrowało w uszach. - Hej tam! - rzuciła, kiedy dźwięk już wybrzmiał. - Mistrz Fedorn jest?
Jedyne co udało się jej tym osiągnąć to zmiana nastawienia przechodniów z obojętności na wyraźne zirytowanie.
- Weź się w końcu do pracy dziewczyno, a nie stój tak bezczynnie! - Rzucił wysoki mężczyzna, zanim zniknął gdzieś w tłumie innych osób.
Dla Agi było to nowe. Traktowano ją tu co najmniej jak bezkastowca i to bez żadnego, konkretnego powodu. Zaskoczona tym obrotem spraw, postanowiła zdać się na ostatnie dwa pomysły, jakie jej przyszły do głowy. Znajdzie pierwszego, lepszego, najlepiej krasnoludzkiego pracownika, pieprznie młotem rodowym w jego kowadło i grzecznie poprosi, żeby zaprowadził ją do jej WUJA. Albo po porstu przepchnie się przez tłum na piętro, gdzie podejrzewała, rzeczony siedzi w którymś gabinecie i pracuje.
Przepychając się pomiędzy innymi ludźmi Agi czuła narastającą coraz mocniej irytację. Pomimo tego, że mijała od czasu do czasu swoich ziomków nie udało jej się zdobyć ich uwagi i jakby nigdy nic mijali ją kontynuując swoje codzienne obowiązki.

Po pewnym czasie udało się jej jednak wypatrzyć biurko, przy którym siedział starszy i siwy krasnolud, który notował coś skrupulatnie. Jako jedna z nielicznych osób nie przemieszczała się non stop i według obserwacji krasnoludki stanowiła najłatwiejszy ‘cel’, aby rozpocząć wypytywanie.
- Oby strzegli cię przodkowie - pozdrowiła krasnoluda. - Szukam mistrza Fedorna Tuhonena. Jestem Agigreen, również z domu Tuhonenów, córka jego brata. Czy jest tu może?
Starszy krasnolud zaskoczony podniósł głowę znad papierów.
- Słucham? - Powiedział zachrypniętym głosem - Panienka wybaczy, ale jestem trochę pochłonięty… - Ponownie zanurzył głowę w papierach.
Wobec tego Agi położyła mu na tych papierach dłoń, skutecznie przerywając. Na serdecznym jej palcu miała sygnet z herbem rodziny Tuhonenów. Taki sam, jaki widniał na szyldzie budynku, do którego weszła. Wymalowane czerowną rudą kowadło na białym złocie pierścienia.
- Czas to pieniądz, przyjacielu, a Ty nie szanujesz mojego - stwierdziła chłodno. Powierzchnia była niesamowita. Chaos rządził tym miejscem co najmniej jak na Głębokich Ścieżkach.
Mężczyzna na widok sygnetu jakby optrzytomniał.
- Panienka z rodu Tuhonen! Dlaczego panienka od razu nie powiedziała! - Mężczyzna wstał ze swojego miejsca i stanął obok Agi.
- A to się mistrz Fedorn zdziwi! Rozumiem, że panienka przybyła się z nim zobaczyć?
- Tak. Jestem bardzo ciekawa, jak się ma. Przynoszę mu też wieści od brata i sama radabym jakieś usłyszeć - Agi nonszalancko oparła dłonie na trzonku swojego młota, którego bijakiem stuknęła o podłogę sali. - Chodźmy, bo widzę, że macie tu spory ruch i nie chciałąbym nadwyrężać ani waszej cierpliwości, ani gościnności - dodała na koniec, nie zdając sobie nawet sprawy, że ktoś stojący z boku mógłby te ostatnią uwagę uznać za nieco złośliwą…
- Proszę za mną… - Krasnolud ruszył ku schodom prowadzącym na górę. - Wybacz wszystkim… W całym Fereledenie ci głupi ludzie toczą bezsensowną wojnę i jak tak dalej pójdzie wybiją się sami zanim pomioty zdążą cokolwiek zrobić… Jednak sama rozumiesz - interes to interes. Dla takich jak my takie miasto to żyła złota i możemy sprzedawać nasze wyroby każdemu, kto tylko jest w stanie za nie zapłacić…
Dwójka krasnoludów w końcu dotarła na piętro i stanęła przed bogato zdobionymi drzwiami.
- To już tutaj… Gabinet twojego wuja. Tylko nie zajmuj mu dużo czasu, bo to bardzo zajęty człowiek - Stary krasnolud pogroził jej palcem i uśmiechnął się, aby po chwili odwrócić się i odejść tą samą drogą.

Agi przez chwile patrzyła za nim, po czym odwróciła się do drzwi, zapukała i nie czekając na pozwolenie, wkroczyła do gabinetu.
-Witaj wuju, brat twój a ojciec mój przesyła ci pozdrowienia. Oby twój dom dał nam następnego Patrona - rzekła i uśmiechnęła się ciepło.
Starszy krasnolud, podniósł wzrok znad grubej księgi.
- Co tu się wyrabia… Kim je…. - Zawiesił na chwilę głos - Agigreen? AGI! - Wstał znad swojego biurka i wyminąwszy je uścisnął swoją bratanicę. - Na przodków, ale wyrosłaś! Usiądź, rozgość się! Co cię sprowadza?
Agi przyjrzała się pomieszczeniu - znajdowała się w stosunkowo dużym elegancko urządzonym pokoju, który najwyraźniej służył za biuro jej wujowi. Po bokach znajdowały się regały z książkami, wręcz uginające się od grubych tomiszczy wraz z przystawionymi drabinkami. W samym centrum znajdowało się biurko ustawione na przeciwko drzwi, tak aby gospodarz mógł obserwować osoby wchodzące do pomieszczenia, a za nim znajdowało się okno przez które do pomieszczenia wpadało rażące światło. Wuj wskazał jej miejsce przy biurku, a sam zajął swój fotel po przeciwnej stronie.
Agi uśmiechnęła się do niego serdecznie, ukontentowana. Nie umknęło jej uwadze, że rzucił precz konwenanse i cały ten ceremoniał. Zdaje się, że na powierzchni zyskiwało się na bezpośredniości. Zielona zanotowała sobie w głowie, żeby zapisać w swoim notatniku, dlaczego tak jest.

Zaczęła mu zwięźle acz barwnie opowiadać o tym, co się dzieje w rodzinie i jak się znalazła na Powierzchni. Opowiedziała też, co słychać w krasnoludzkim mieście. Streściła pokrótce niezdecydowanie rodów i wahanie samego króla, który najpierw musiał ich wszystkich za mordy złapać, a potem jeszcze się zastanowić, czy wobec wylewających się z Głębokich Ścieżek pomiotów ma jeszcze coś, co mógłby rzucić na powierzchnie. Pomyślała, że te wieści dla kogoś w jego fachu ta wiedza będzie cenna.
Potem zaś płynnie przeszła do tego, z czym przyjechała, bo ta wiedza byłą z kolei cenna dla niej. Wyłożyła z czyjego ramienia tu jest i co ma załatwić.
- Ten lord Waynear. Znasz go, wuju? Ma jakieś odciski, na które lepiej nie nadeptywać? I chęć na coć, co moglibyśmy mu zaproponować w zamian za poparcie ludzkiego króla? I nie mówię tu tylko o pieniądzach i towarach. Może potrzebuje hm… przyjaciół skłonnych zaproponować mu jakieś usługi?
Krasnolud roześmiał się.
- Lord Wanear sam doskonale wam przedstawi wszystko, czego będzie żądał w zamian za taką usługę. Nie daj się zmylić pozorom - jeśli chodzi o handel to jest twardy i uparty niczym krasnoludzki kupiec… Tu nie chodzi o to co wy możecie mu zaproponować, tylko o to czego to ON chce… Doskonale zna swoją wartość i wie ile może na tym wywalczyć.
Fedorn urwał na moment.
- Czyli mówisz, że Cailan w końcu zaczął działać? Dzięki niech będą przodkom… W końcu! To państwo potrzebuje silnej i scentralizowanej władzy inaczej najpierw upadnie ono, a potem nasz kochany Orzammar...
- Ale nie słyszałeś, żeby miał jakieś kłopoty? Thomas, nie Cailan… - drążyła Agi. Zmartwiło ją to, że wuj nie potrafił jej powiedzieć, na co powinna uważać w czasie rozmowy z lordem. - Masz poza tym jakieś wieści na temat wojny?
- Ostatnio jedynym problemem lorda jest zbyt wielka ilość zamówień na broń i zbyt mało miejsca w skarbcu… - Wstał i podszedł do niej kładąc jej ręcę na ramionach - Agi, jesteś członkiem rodu kupieckiego, Tuhonen zawsze znajdzie jakiś sposób. Każdy ma jakiś czuły punkt, nawet taki twardy skurczybyk jak Waynear. Jedyne co musisz zrobić, to przebić ofertę Loghaina… - Uśmiechnął się i puścił jej oko.
Po chwili krasnolud podszedł do okna.
- Co do wojny to właściwie trudno mówić o jakimś konflikcie… Nikt nie chce wykonać pierwszego kroku, dopóki nie będzie pewien swojego zwycięstwa. Na razie wojna toczy się na salonach, ale niedługo wielu ludzi polegnie w tym bezsensownym sporze… - urwał.
- Mroczne pomioty nie będą czekały, aż ludzie się zdecydują. Wielu pomrze we własnych domach, zeżarci żywcem - mruknęłą smętnie. - Słyszałam, co się stało w Lothering i mogę to sobie doskonale wyobrazić.
Żaden członek Legionu Umarłych nigdy nie wrócił do miasta, ale Agi i tak widziała w życiu dość, żeby wiedzieć, co robią mroczne pomioty. Westchnęła i wstała również.
- Powiedz mi jeszcze jedno. Czy któryś z przydupasów Loghaina już tam jest? Znasz ich może?
Fedorn pogładził brodę w zamyśleniu i odwrócił się.
- Nie wiem nic o oficjalnej wizycie, ale parę dni temu jeden z moich pracowników doniósł mi, że wypatrzył na rynku rycerzy ze złotym smokiem Loghaina, więc nie zdziwiłbym się, gdyby też przybyli do miasta… Waynear to w końcu gruba ryba i kluczowa postać w konflikcie. Z tego co wywnioskowałem wszyscy wyglądali raczej na nadętych bufonów zapatrzonych w siebie… Czyli idealnie wpasowywali by się w najbliższe otoczenie królewskiego dworu.
Agi jęknęła teatralnie. “Polityka, polityka, złoto, polityka….” powierzchnia, niepowierzchnia - wszędzie jednako.
- Dziękuję Ci, wuju. Bardzo mi pomogłeś - kłamstwo. - I cieszę się, że mogłam z tobą spędzić chwile czasu - to akurat było szczere. - Powinieneś czasem wyrwać się z tego miasta i odwiedzić Orzamar.
Krasnolud uśmiechnął się ponownie i wziął Agi w ramiona.
- Sądzę, ze ciężko byłoby mi się teraz tam odnaleźć… Za dużo czasu spędzonego z ludźmi nieco zmienia styl życia… Chociaż może faktycznie warto by odpocząć, kiedy to wszystko się już skończy… W każdym razie pamiętaj. Jesteś Tuhonen, jesteś kupcem. Spraw by to on uwierzył, że warto do was dołączyć, a jest już twój.
- Nikt nie zna się lepiej na wydobywaniu dowolnej rudy i przetapianiu jej w złoto niż krasnoludy
- uśmiechnęłą się.
- A więc zasady już znasz… Cóż, pozostaje mi życzyć ci tylko powodzenia i… Uważaj na siebie Agi… Lord to dumny człowiek i według niego wszystko można kupić… - urwał - Tymczasem nie to, żebym cię wypraszał, ale jak pewnie zauważyłaś - od kilku tygodni mamy tutaj prawdziwe urwanie głowy… Jak znajdziesz czas odwiedź mnie jeszcze zanim opuścisz miasto i opowiedz wszystko!

Starszy krasnolud objął po ojcowsku swoją bratanicę. Odwzajemniła uścisk szczerze, po krasnoludzku i ruszyła do wyjścia. Nie dowiedziała się może niczego konkretnego, czego nie mogłaby się sama domyślić, ale spotkanie z rodziną w tym nowym i obcym dla niej miejscu było bardzo ważne.
 
Drahini jest offline