Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2016, 01:18   #8
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nightfall skrzywił się z obrzydzeniem. Przełamując wstręt i obiad podchodzący do gardła, uruchomił kamerę sprzężoną z hełmem. Stało się jasne do jakich eksperymentów wykorzystywano więźniów. Materiał dobry do wyciągnięcia szantażem kasy z Unii lub staromodnego ujawnienia podatnikom na co idą pieniądze. Odruchem warunkowym uniósł karabin do barku i wycofując się rozpoczął procedurę eliminacji zagrożenia. W sytuacjach stresowych włączała mu się dodatkowa mobilizacja. Dla postronnych objawiała się seriami przekleństw, przerywanych bezsensownym bełkotem. Jemu samemu myślenie na głos ułatwiało koncentrację i analizę możliwości przeciwnika.
- I co zasrańcu? Z dziurą w kręgosłupie też będziesz ruszał nogami? Ni chuja nie dam się wyściskać, idź do Leeny... - spojrzał na kapitan lekko zażenowany. - Mówię to na głos, prawda? Kurwa - dodał nieco ciszej, wracając do berka ze śmiercią.

Wycofując się wdepnął w kałużę krwi, pośliznął i zachwiał, robiąc marne wrażenie swoim pierwszym strzałem. Kolejny jednak wywalił dziurę w klacie martwego delikwenta, efektem czego zdechlak padł na podłogę i przestał się ruszać. Drugiego załatwiła sama Leena, przymierzając i oddając dwa strzały z pistoletu laserowego.
- Ech… mogłam zabrać karabin - marudziła pod nosem, starając się trzymać z dala od brzydali. Becka uczyniła podobnie, robiąc użytek z podręcznej broni. Efekty były raczej skromne, zombie nic sobie nie robiąc z rozpoczętej sekcji, kontynuował natarcie... Krzesła były za ciężkie by mogły posłużyć za broń czy tarczę, jednak można je było solidnie popchnąć i mając to na uwadze blondynka stanęła za jednym z nich - ot pocisk napędu nożnego.

Odrzut raz za razem szarpał bronią, gdy energia uwalniana z generatora opuszczała koncentrator wiązki. Nightfall spojrzał przez dymiący otwór wypalony przez rozgrzaną plazmę w klatce piersiowej umarlaka. Swąd palonego ubrania, zwęglonego mięsa i zjonizowanego powietrza. Znajoma mieszanka, całkiem przyjemna jeśli nie można było znaleźć towarzyszących jej ubytków we własnym ciele. Korzystając z wypracowanej przewagi, mężczyzna nadał krótki komunikat przez unikom. Spotykał się z równie znaną reakcją załogi - całkowita obojętność. Skoro stacja była w takim, a nie innym stanie, znaczyło mniej więcej, że nie istniało żadne antidotum na to co tutaj wymyślili.
- Rozkazy pani kapitan? - był tradycjonalistą, demokracja na polu walki rodziła tylko większy jeszcze chaos, wydłużała reakcję.

- Za stół! - Krzyknęła Leena, sięgając po granat. Zostały im cztery truposze. Nie było to konieczne, ale najwyraźniej chciała rozprawić się z przeciwnikami jak najszybciej. Trójka kosmicznych piratów odbiegła jeszcze kilka kroków, chowając się za jednym z przewróconych stołów, a kapitan odpięła z oporządzenia granat i podturlała pod nogi człapiących do nich zombie. Po eksplozji kończyny oderwane od korpusów ze znaczną prędkością przeleciały tuż ponad głowami skrytych załogantów Fenixa.
- Miałam tylko jeden… - poprawiła ułożenie pasów - Szukamy reszty, nie ma co się szlajać oddzielnie! - Jakby na potwierdzenie jej słów, gdzieś z oddali dobiegły kolejne porykiwania.

- I to ma być ten personel stacji na który czekaliśmy, tak? - rzuciła z pretensjami Becka. Osobiście miała już swoje przypuszczenia, ale to nie był czas na analizowanie tylko działanie. Jeśli chodziło o walkę przeciwko zombie, liczyło się przede wszystkim zniszczenie mózgu - tudzież tego co z niego zostało. Becka postawiła na celne strzały w głowę - rzadziej, ale skuteczniej.

- Tego się właśnie obawiałem... - strzelec uniósł się zza osłony, oparł karabin na ramieniu i pospiesznie sprawdził zapas amunicji. W myślach oszacował ile potworów będzie jeszcze w stanie położyć, zanim kontrolka zacznie migać wściekłym, czerwonym "empty".
- Drużyna Bravo, prześlijcie nam swoją lokalizację. Przebijamy się do was - uruchomił comlink.

- Mówią, że są bezpieczni, mają kiełbaski, grilla, a nas nie zaproszą bo cytuję: "Leena wpierdoli nam wszystko" - Nightfall zdał szybką relację z wymiany zdań. - Zwiększamy siłę ognia do pełnego składu, podajcie lokalizację. Nie będziemy was szukać przez najbliższe pięć godzin - zniecierpliwiony ponowił komunikat. - Dobra, znajdziemy ich po trupach i kłakach sierści - mężczyzna ruszył w stronę ostatniej znanej pozycji towarzyszy. Wiedział, że zmierzali do centrum sterowania.

Najemnicy powrócili do miejsca, w którym się oddzielili od reszty załogi, by stamtąd podążyć drogą, którą poszło pozostałe trio. W okolicznych korytarzach dało się słyszeć liczne powarkiwania. Zombie musiały zostać zwabione odgłosami wystrzałów i hukiem eksplozji. W pewnym momencie zza jednego z zakrętów wyłonił się kolejny nieumarlak. Tym razem była to kobieta w laboratoryjnym kitlu, o dosyć “apetycznej” gębie.


Nightfall wycelował i strzelił. “Soczysta laseczka” akurat w tym momencie dziwnie drgnęła, efektem czego trafił ją jedynie w ramię. Miał dzisiaj wyjątkowy problem z pierwszym wrażeniem. Obróciło ją, zajęczała… jednak nadal miała ochotę ich zeżreć. Niestrudzenie człapała w kierunku załogi spod znaku wesołego rogera i flaszki whiskey.

- Co, za daleko jest? - Spytała żartobliwym tonem pani kapitan. Night odchrząknął, wycelował, i tym razem trafił ją prosto w gębę, efektem czego, cała głowa zombie rozprysnęła się na drobne kawałki, a ciało zwaliło bezwładnie na podłogę. W sumie dosyć dziwna sprawa była z tym ranieniem owych zdechlaków, za każdym razem jak obrywali z ich ran tryskały całe fontanny niemalże czarnej juchy. Można powiedzieć, że byli wyjątkowo “soczyści”.

- Zooooombieeeee - niemal zaśpiewała Becka, informując o kolejnych, zachodzących ich z tyłu. Trzeba się było ruszać!

- Bez oczu i nosa? Ręka mi drży, gdy muszę znęcać się nad kalekami - Nightfall odpowiedział całkiem poważnie. - Ciekawe jakim sposobem nas "dostrzegają"? - zagadka na najbliższe godziny. Ruszył szybciej, nie chcąc dać potworom szansy na zacieśnienie kręgu.
- Szacunkowy stan osobowy stacji… pięćset, sześćset osób - zgadywał, próbując ogarnąć ile dziadostwa może się jeszcze czaić po kątach. - Nie pozwolą nam na nudę.
Ostrożnie przestąpił nad rozchlapaną po podłodze kobietą, czarna posoka wydała mu bardziej niż prawdopodobnym nośnikiem skażenia i jeśli wcześniej lekceważył możliwość zarażenia drogą kropelkową, to teraz zaczął poważnie obawiać się o swoje zdrowie.
- Nie martwcie się dziewczyny. Jak zobaczę, że zaczynacie przemianę, obiecuję, że będę strzelał celnie - zawiało wisielczym humorem.

- Nie zapominajmy o naszej przesyłce. Pytanie tylko czy będzie to nasze wsparcie, czy dodatkowi przeciwnicy - rzuciła Becka strzelając raz i drugi, obstawiała tyły.
 
Cai jest offline