Nightfall skrzywił się z obrzydzeniem. Przełamując wstręt i obiad podchodzący do gardła, uruchomił kamerę sprzężoną z hełmem. Stało się jasne do jakich eksperymentów wykorzystywano więźniów. Materiał dobry do wyciągnięcia szantażem kasy z Unii lub staromodnego ujawnienia podatnikom na co idą pieniądze. Odruchem warunkowym uniósł karabin do barku i wycofując się rozpoczął procedurę eliminacji zagrożenia. W sytuacjach stresowych włączała mu się dodatkowa mobilizacja. Dla postronnych objawiała się seriami przekleństw, przerywanych bezsensownym bełkotem. Jemu samemu myślenie na głos ułatwiało koncentrację i analizę możliwości przeciwnika.
-
I co zasrańcu? Z dziurą w kręgosłupie też będziesz ruszał nogami? Ni chuja nie dam się wyściskać, idź do Leeny... - spojrzał na kapitan lekko zażenowany. -
Mówię to na głos, prawda? Kurwa - dodał nieco ciszej, wracając do berka ze śmiercią.
Wycofując się wdepnął w kałużę krwi, pośliznął i zachwiał, robiąc marne wrażenie swoim pierwszym strzałem. Kolejny jednak wywalił dziurę w klacie martwego delikwenta, efektem czego zdechlak padł na podłogę i przestał się ruszać. Drugiego załatwiła sama Leena, przymierzając i oddając dwa strzały z pistoletu laserowego.
-
Ech… mogłam zabrać karabin - marudziła pod nosem, starając się trzymać z dala od brzydali. Becka uczyniła podobnie, robiąc użytek z podręcznej broni. Efekty były raczej skromne, zombie nic sobie nie robiąc z rozpoczętej sekcji, kontynuował natarcie... Krzesła były za ciężkie by mogły posłużyć za broń czy tarczę, jednak można je było solidnie popchnąć i mając to na uwadze blondynka stanęła za jednym z nich - ot pocisk napędu nożnego.
Odrzut raz za razem szarpał bronią, gdy energia uwalniana z generatora opuszczała koncentrator wiązki. Nightfall spojrzał przez dymiący otwór wypalony przez rozgrzaną plazmę w klatce piersiowej umarlaka. Swąd palonego ubrania, zwęglonego mięsa i zjonizowanego powietrza. Znajoma mieszanka, całkiem przyjemna jeśli nie można było znaleźć towarzyszących jej ubytków we własnym ciele. Korzystając z wypracowanej przewagi, mężczyzna nadał krótki komunikat przez unikom. Spotykał się z równie znaną reakcją załogi - całkowita obojętność. Skoro stacja była w takim, a nie innym stanie, znaczyło mniej więcej, że nie istniało żadne antidotum na to co tutaj wymyślili.
-
Rozkazy pani kapitan? - był tradycjonalistą, demokracja na polu walki rodziła tylko większy jeszcze chaos, wydłużała reakcję.
-
Za stół! - Krzyknęła Leena, sięgając po granat. Zostały im cztery truposze. Nie było to konieczne, ale najwyraźniej chciała rozprawić się z przeciwnikami jak najszybciej. Trójka kosmicznych piratów odbiegła jeszcze kilka kroków, chowając się za jednym z przewróconych stołów, a kapitan odpięła z oporządzenia granat i podturlała pod nogi człapiących do nich zombie. Po eksplozji kończyny oderwane od korpusów ze znaczną prędkością przeleciały tuż ponad głowami skrytych załogantów Fenixa.
-
Miałam tylko jeden… - poprawiła ułożenie pasów -
Szukamy reszty, nie ma co się szlajać oddzielnie! - Jakby na potwierdzenie jej słów, gdzieś z oddali dobiegły kolejne porykiwania.
-
I to ma być ten personel stacji na który czekaliśmy, tak? - rzuciła z pretensjami Becka. Osobiście miała już swoje przypuszczenia, ale to nie był czas na analizowanie tylko działanie. Jeśli chodziło o walkę przeciwko zombie, liczyło się przede wszystkim zniszczenie mózgu - tudzież tego co z niego zostało. Becka postawiła na celne strzały w głowę - rzadziej, ale skuteczniej.
-
Tego się właśnie obawiałem... - strzelec uniósł się zza osłony, oparł karabin na ramieniu i pospiesznie sprawdził zapas amunicji. W myślach oszacował ile potworów będzie jeszcze w stanie położyć, zanim kontrolka zacznie migać wściekłym, czerwonym "empty".
-
Drużyna Bravo, prześlijcie nam swoją lokalizację. Przebijamy się do was - uruchomił comlink.
-
Mówią, że są bezpieczni, mają kiełbaski, grilla, a nas nie zaproszą bo cytuję: "Leena wpierdoli nam wszystko" - Nightfall zdał szybką relację z wymiany zdań. -
Zwiększamy siłę ognia do pełnego składu, podajcie lokalizację. Nie będziemy was szukać przez najbliższe pięć godzin - zniecierpliwiony ponowił komunikat. -
Dobra, znajdziemy ich po trupach i kłakach sierści - mężczyzna ruszył w stronę ostatniej znanej pozycji towarzyszy. Wiedział, że zmierzali do centrum sterowania.
Najemnicy powrócili do miejsca, w którym się oddzielili od reszty załogi, by stamtąd podążyć drogą, którą poszło pozostałe trio. W okolicznych korytarzach dało się słyszeć liczne powarkiwania. Zombie musiały zostać zwabione odgłosami wystrzałów i hukiem eksplozji. W pewnym momencie zza jednego z zakrętów wyłonił się kolejny nieumarlak. Tym razem była to kobieta w laboratoryjnym kitlu, o dosyć “apetycznej” gębie.
Nightfall wycelował i strzelił. “Soczysta laseczka” akurat w tym momencie dziwnie drgnęła, efektem czego trafił ją jedynie w ramię. Miał dzisiaj wyjątkowy problem z pierwszym wrażeniem. Obróciło ją, zajęczała… jednak nadal miała ochotę ich zeżreć. Niestrudzenie człapała w kierunku załogi spod znaku wesołego rogera i flaszki whiskey.
-
Co, za daleko jest? - Spytała żartobliwym tonem pani kapitan. Night odchrząknął, wycelował, i tym razem trafił ją prosto w gębę, efektem czego, cała głowa zombie rozprysnęła się na drobne kawałki, a ciało zwaliło bezwładnie na podłogę. W sumie dosyć dziwna sprawa była z tym ranieniem owych zdechlaków, za każdym razem jak obrywali z ich ran tryskały całe fontanny niemalże czarnej juchy. Można powiedzieć, że byli wyjątkowo “soczyści”.
-
Zooooombieeeee - niemal zaśpiewała Becka, informując o kolejnych, zachodzących ich z tyłu. Trzeba się było ruszać!
-
Bez oczu i nosa? Ręka mi drży, gdy muszę znęcać się nad kalekami - Nightfall odpowiedział całkiem poważnie. -
Ciekawe jakim sposobem nas "dostrzegają"? - zagadka na najbliższe godziny. Ruszył szybciej, nie chcąc dać potworom szansy na zacieśnienie kręgu.
-
Szacunkowy stan osobowy stacji… pięćset, sześćset osób - zgadywał, próbując ogarnąć ile dziadostwa może się jeszcze czaić po kątach. -
Nie pozwolą nam na nudę.
Ostrożnie przestąpił nad rozchlapaną po podłodze kobietą, czarna posoka wydała mu bardziej niż prawdopodobnym nośnikiem skażenia i jeśli wcześniej lekceważył możliwość zarażenia drogą kropelkową, to teraz zaczął poważnie obawiać się o swoje zdrowie.
-
Nie martwcie się dziewczyny. Jak zobaczę, że zaczynacie przemianę, obiecuję, że będę strzelał celnie - zawiało wisielczym humorem.
-
Nie zapominajmy o naszej przesyłce. Pytanie tylko czy będzie to nasze wsparcie, czy dodatkowi przeciwnicy - rzuciła Becka strzelając raz i drugi, obstawiała tyły.