Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2016, 21:51   #10
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jedyna nadzieja była… w drzwiach, jedynych drzwiach w tym korytarzu.
- Uchu… otwieraj drzwi!- krzyknął Bullit nie przerywając strzelania w “martwiaki”.
Widząc, że z “deszczowcem” daleko nie zajdzie, Xiu postanowiła wyszarpnąć trochę czasu dla reszty drużyny. Wolną ręką, wyciągając broń i strzelając pociskiem odrzucającym w kierunku umarlaków.
- Radzę się wycofać, szanowni piraci z mózgami przeżartymi rumem - Night postanowił się wtrącić. - Przy wejściu są takie miłe wieżyczki ze złamanym kodem dostępu. Więc do kurwy nędzy zróbmy z nich użytek! - ryknął w unikom, aż przyłbice zadrżały.
- To świetnie… tyle że nie trupy są problemem, a możliwość że my się zmieniamy właśnie w podobne im stworki.- burknął w odpowiedzi Bullit. Czy nikt tu nie potrafi rozumieć znaczenia słów: “skażenie chemiczne”?.

Uchu przyparł do drzwi, drżącymi rękami uderzając w klawiaturkę przy nich. Musiał je shackować, po prostu musiał! Po chwili drzwi się otworzyły - Szybko, do środka! - krzyknął szczur, samemu wpadając tam jako pierwszy.
“Doc” postrzelił kolejnego nieumarlaka, a Xiu po trafieniu karabinem “odrzucającym” posłała jednego z nich na ścianę… drań jednak po chwili zaczął się znowu ruszać i powoli podnosić z podłogi!
- Wchodzimy… szybko!- krzyknął Doc, a gdy już cała trójka była po właściwej stronie drzwi, nakazał Xiu.- Przyciśnij drzwi, zablokuj, a ja…- sięgnął po swój palnik fuzyjny.-...zaspawam.-
- A jeśli coś się stanie i będziemy potrzebowali tędy uciec? - spytał Uchu - Lepiej ich nie zaspawać, te zombie i tak są zbyt głupie by otworzyć drzwi.
- To je przetnę palnikiem… A co do potworków, tak naprawdę nie wiemy co to są i co potrafią.
- ocenił Bullit krótko.
Wojowniczka, naparła całym działem na drzwi, zapierając się nogami. - Powinniście popracować nad dogadywaniem się…
- Może później…-
mruknął Doc spawając przejście.- Gdzie teraz Uchu?
- Wiecie, że mogliśmy rozjebać panel sterujący drzwiami? Na to samo by wyszło… -
wtrąciła Xiu.
- Nie, zniszczenie panelu jest permanentne, a palnik zawsze można odwrócić. Co do tego gdzie jesteśmy…- Powiedział.
- A to łomu nigdy nie używałeś? - korzystając z chwili, różowowłosa rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Nie, nie używałem. Arset, moja rasa słynie z gibkości i intelektu, ale nie siły. Przy mojej masie mięśniowej nie mam szans posługując się tak prymitywnym i skrajnie fizycznym narzędziem.
- Możemy o tym pogadać w drodze…-
rzekł Doc zapalając od palnika swój papieros.- Dobry temat na przechadzkę do centrum sterowania. Uchu pro… - Bullit nie dokończył. Wparowali przez drzwi gonieni przez Zombie, zajęci spawaniem za sobą owych drzwi, w momencie, gdy automatyczne światło dopiero się zapalało… oni nie byli w kolejnym korytarzu. To było pomieszczenie, pomieszczenie bez drugiego wyjścia, byli w pułapce! A Zombie zaczęły walić wściekle w drzwi…


- Damn! - Chis przeklął. Nie tego się spodziewał. - Co teraz robimy?
- Niech to… będę się musiał wykosztować.-
zamarudził Doc i zaczął palnikiem wycinać małą okrągłą dziurę w drzwiach powyżej swej głowy.- Co to właściwie za pomieszczenie?-
Bullit rozejrzał się i rzekł do pozostałej dwójki.- Na co czekacie? Przeszukajcie szafki. Może jest tu coś wartościowego. Łupy dzielimy na trzy.-

Chis zaczął rozglądać się po pomieszczeniu i szukać w nim kosztowności lub innych przydatnych rzeczy...niektóre szafki były jednak zamknięte. Te zaś, które dało się zwyczajowo otworzyć, nie zawierały niczego wartego uwagi. Ot, ubrania, rzeczy osobiste jak lusterko, grzebień, zdjęcie czyjejś żony i tym podobne “duperelki”.
- Nic ciekawego - krzyknął szczur do swoich towarzyszy.
Gdy dziura była gotowa, Bullit z bólem serca sięgnął po jedną niedużych kul przypiętych do pasa i przerzucił granat grawitacyjny przez otwór. - Fire in the hole!!
Krzyknął popychając towarzyszy z dala od drzwi… za którymi po chwili solidnie pieprznęło. Cała najbliższa okolica się zatrzęsła, światła zamrugały, drzwi wykrzywiło do wewnątrz pomieszczenia, a wszystkim przez najbliższą minutę strasznie piszczało w uszach. W każdym bądź razie sprawa Zombie za drzwiami została rozwiązana definitywnie…

- Drużyna Bravo, prześlijcie nam swoją lokalizację. Przebijamy się do was. - Odezwał się przez comlink Nightfall.
- Jesteśmy już bezpieczni, Doc pierdyknął w monstra granatem - odparł Uchu - Tylko jak my się teraz wydostaniemy stąd? - spytał swoich towarzyszy.
- Xiu… potrafisz je wyważyć, czy może znów mam przecinać?- zarządził Doc rozglądając się dookoła.- Uchu… a ty może skorzystaj z tej mapy bazy i zaproponuj jakieś przejścia, choćby i kanały wentylacyjne.
- Nie wiem… -
odparła szczerze kobieta. “Jak się wkurwię to potrafię zdziałać cuda ale…” Xiu pokręciła głową odganiając myśli. - Spróbuję, ze dwa razy, a później ty się nimi zajmiesz… - chowając broń do kabur, rozciągnęła się kontrolnie przed małym wysiłkiem. - Jak się wyważa rozsuwane drzwi? - zapytała, zatrzymując się w połowie kroku.
- Nie wiem. Rozpędzasz się i walisz z byka? W tej zbroi… może się to udać.- zastanowił się Bullit zaciągając się papierosem.- Nooo… jak taran.
- Tak zazwyczaj działa na drzwi z zawiasami… -
przyciemniony hełm “popatrzył” się w kierunku Doca. - Dobra… spróbujemy z kopa. - jak powiedziała, tak zrobiła. Xiu przywaliła buciorem w drzwi, huknęło, i... nic. Cholerne drzwi ani drgnęły. A dobrze, że kobieta miała na sobie hełm, inaczej pozostali zobaczyliby jak zaciska zęby, odczuwając ból w nodze.
- E-e… nope… - Xiu oddaliła się od drzwi, nawet na nie nie patrząc, po chwili jednak do nich wróciła tym razem z zamiarem przesunięcia ich w sposób manualny.
-Przetniemy… tu i tam… i może wtedy się uda. Na razie mamy zamknięte szafki do oczyszczenia.- ocenił sytuację Bullit.- Na razie jesteśmy bezpieczni, więc mamy czas na łupienie.

Uchu westchnął z powodu determinacji Doca, odnośnie łupienia szafek, zaczął jednak je w końcu otwierać… w tym czasie Xiuxiu ponownie zmierzyła się z drzwiami, tym razem próbując je przesunąć w bok. Zaparła się, naprężyła, nawet warknęła… coś zaskrzypiało… i nic. Nic, nic, nic. Te cholerne, metalowe drzwi, wybrzuszone nieco po eksplozji w ich kierunku, za nic nie chciały drgnąć.
- Hej… - Odezwał się inżynier, otwierając właśnie czwartą szafkę - Nic w nich nie ma użytecznego, no chyba, że kogoś interesują ubrania lub buty… o, czyiś Computer Card (osobisty komputer).
- To zajrzyj do niego…- Doc zaczął przyglądać się sponiewieranym drzwiom szukając odpowiednich miejsc do przecięcia, by Xiu mogła skutecznie je wyważyć.
Przeszukiwanie prywatnych szafek z ciuchami, nie leżało w naturze Xiuxiu, gdyby to były prywatne szafki z broniami… o, to sprawy inaczej by się miały. Pozostając przy drzwiach, kobieta kombinowała na różne sposoby, jakby tu je otworzyć. Próbowała je rozbujać napierając na nie kilka razy i odsunąć, gdy metal nieprzyjemnie trzeszczał obijając się o siebie. Co nie podziałało… przez chwilę łomotała pięścią, wyładowując rosnące niezadowolenie, następnie przyjrzała się drzwiom szukając w nich najsłabszego ogniwa, które łatwo dałoby się zniszczyć.

W tym czasie Chis włączył znaleziony komputer-kartę i zaczął przeglądać jego zawartość. Plików było naprawdę sporo, i aby to wszystko przeglądnąć potrzebowałby przynajmniej kwadrans, a teraz chyba go nie miał… w każdym bądź razie, poza prywatnymi danymi w tej chwili “na szybko” nie znalazł nic interesującego.
Bullit z kolei zajął się w końcu drzwiami za pomocą palnika, nie chcąc chyba by Xiu w końcu wpadła w furię z powodu cholernej przeszkody. Nadciął tu i tam, i po minucie był gotowy. Wtedy wojowniczka miała możliwość jakoś chwycić ową blachę i… odgięła drzwi w bok, właściwie to je “wywijając” wśród zgrzytów materiału.

Korytarz był nieco zadymiony na biało. Był to zapewne efekt instalacji przeciwpożarowej, gaszącej płomienie po granacie. Pierwszym co im się rzuciło w oczy, był fakt, iż owy granat wywalił dziurę prawie 2 metrów w podłodze, najbliższa okolica zaś była czarno-czerwona po samym wybuchu i rozsmarowanych zdechlakach. Póki co było względnie cicho…

***

- Nie ma co tak stać i wlepiać gał… - mruknął Bullit i rzekł przez Unicom.- ruszamy do centrum sterowania tej stacji. - Po czym spojrzał w kierunku Uchu. - Ty prowadzisz.
- Hej, czekajcie na nas, już do was pędzimy -
Odezwała się przez komunikator Leena.
- Byle szybko.- westchnął Doc i zerknął na Xiu.- Jeśli coś dużego ukrywasz w tym pancerzu to teraz masz okazję się tym pochwalić. Dobrze by było się przygotować na wypadek, gdyby Leena była wolniejsza od potworków.

Kobieta udała, że nie słyszy mężczyzny i wycofała się do pomieszczenia. Skoro mają czekać, to poczeka. Jak zjawią się zombie… to wtedy pomyśli co dalej.
Uchu wsunął komputer-kartę do kieszeni swoich spodni - Zaczekajmy najpierw na kapitan, razem z nią udamy się do centrum - rzucił do Doca. - A tak BTW, to w tą stronę - wskazał.
- Na to wychodzi, że czekamy.- mruknął pod nosem Bullit zaciągając się papierosem i zamyślając głośno.- Ile mamy czasu…24 godziny? Może nieco dłużej? Nie… Na pewno krótko. Ta głupia SI nie ogłosiła kwarantanny, więc skażenie błyskawicznie dopadło całą załogę.
- Być może jest za wcześnie by to ogłosić, ale… obawiam się, że możemy być jedynymi żywymi na tej stacji. -
odparł Uchu.
- Hej, jesteśmy! - Odezwała się Leena, gdy reszta załogi Fenixa wyłoniła się zza zakrętu korytarza. Pierwszy szedł Night z karabinem plazmowym, za nim dwie kobiety
- Ale nie jesteśmy sami, truposze za nami lezą - Dodała pani kapitan.

Na potwierdzenie jej słów, gdzieś dalej za nimi w korytarzach, rozległy się jęki nadchodzących Zombie… i w sumie nie tylko z tamtej strony. Zdechlaki nadciągały, aż z 3 kierunków, zwabione odgłosami wybuchów i wystrzałów…

Xiu westchnęła przeciągle, odpychając się od ściany, którą od pewnego czasu podpierała. Zombie najwyraźniej nadciągało i powinna zastanowić się co z tym fantem zrobić, niestety… poziom wkurwienia powoli sięgał zenitu, a pieprzenie Doca trzy po trzy, tylko pogarszało sytuację.
Dlatego też, kobieta wypadła z pomieszczenia z bronią w gotowości. Miała zamiar strzelać… do wszystkich. Leena znała już dobrze tą minę i te spojrzenie, wskazała więc jedynie kciukiem za siebie.
- Co mówiłeś Uchu? - Spytała inżyniera.
Kobieta ruszyła niczym taran we wskazanym kierunku, łomocząc przy tym nogami.
Świadoma jej zamiarów Becka, czym prędzej ustąpiła Xiu z drogi i spoczęła łapiąc oddech po ich niedawnej ucieczce. Oczywiście odwróciła głowę za siebie przyglądając się poczynaniom koleżanki, aby w razie czego zrobić użytek ze swojego pistoletu.
- Mówiłem - zaczął Chis - że najpewniej nikt nie ocalał i jesteśmy tu sami.
- A skąd taki wniosek? -
Zastanowiła się Leena.
- Nikt nie włączył kwarantanny, nikt nie uruchomił alarmu. Nie zdążyli pewnie.- stwierdził spokojnie Doc sięgając po rewolwery.- No to może się stąd ruszymy co? Mała przebieżka dobrze zrobi nam na zdrowie.
- Tylko gdzie? -
rzuciła Becka. - Do centrum dowodzenia, czy spadamy na Feniksa? Nie chcemy zostać tu zamknięci z tymi potworami - powiedziała, posyłając ich kapitan pytające spojrzenie.
Pierwsze żywe truposze wysypały się zza rogu korytarza, prosto pod lufę broni Xiu…
- No nie ma na co czekać! - Pani kapitan prawie krzyknęła - Do centrum dowodzenia!

W tym samym momencie, gdy Leena zaordynowała, strategiczna ucieczkę Xiu zawyła niczym syrena alarmowa. - MOJE! - po czym strzeliła do pierwszego szwędacza, a na następnego się po prostu zamachnęła. Pierwszy Zombie został odstrzelony na miejscu, drugi zaś trzepnął Xiu piąchą w ramię, po czym dopiero wtedy został trzaśnięty rail gunnem, co jedynie go cofnęło w tył, nie czyniąc krzywdy.
- Xiu! Pobawisz się później… tam z przodu też będą zombie do ubicia! - upomniał ją Doc strzelając do kolejnego stwora i będąc rozdartym pomiędzy ucieczką, a dopilnowaniem by dziewczyna również dała dyla.
- NIE! - ryknęła wściekle, prawdopodobnie opluwając hełm od wewnątrz, bo machinalnie wytarła się w ramie. - Albo ty… albo oni. Wybieraj, kogo mam rozsmarować na ścianie.
- Są jeszcze z przodu… znacznie więcej. Noooo nie bądź taka. Potem sobie pomażesz po ścianach trupkami. Ci tutaj nie są jedyni w tej stacji.-
przypomniał Bullit nic sobie nie robiąc z jej pogróżek.- Poza tym i tak pobiegną za nami, więc nie zgubisz żadnego. Nooo chodź.
Dziewczyna stanęła… sapnęła… napięła się… po czym ruszyła niczym rozpędzona lokomotywa wprost na Bullita. To był koniec, odpłynęła, czas by spierdalać bo pozabija.
Cóż.. pozostało robić za przynętę dla Xiu i gonić do przodu. Co też Bullit uczynił.
Night patrzył z rozbawieniem na cała sytuację. - Zawsze mogłeś powiedzieć, że w centrum sterowania rozdają przenośne miotacze rakiet balistycznych - rzucił do próbującego uniknąć rozpędzonej dziewczyny doktora. - Chociaż można i tak... - długo się nie zastanawiał nad kolejnym punktem wycieczki. Wyrwał przed siebie.
Becka też wiedziała co robić. Jak zawsze w takich sytuacjach, najlepiej było biec na łeb na szyję, śladami Xiuxiu. Zaraz po jej przejściu, droga zawsze była ładnie utorowana, bez względu na to kto wcześniej był na tyle głupi, aby stanąć tej kobiecie na drodze.

Załoga Fenixa ruszyła biegiem, według wytycznych inżyniera, celem dostania się do centrum dowodzenia stacji kosmicznej. Zombie zaś pojawiały się z każdej niemal strony, licznie wyskakując z bocznych korytarzy, oraz dreptały za śmiałkami głównym korytarzem.


Bullit odwrócił się i ignorując na razie pędzącą Xiu, strzelił w tłumek truposzy kłębiący się za nimi, ze swego rewolweru.- Musimy dać czas reszcie, by się przebiła.
Bieg był oczyszczający, musiała to przyznać… tak samo jak dwa tuziny zombiaków posłusznie drepczących za nią. - SPIERDALAJ! - wojowniczka nie miała zamiaru się zatrzymywać, to ona miała rozsmarowywać, a nie być rozsmarowywaną.
- I kto tu psuje zabawę.- mruknął żartobliwie Doc i rezygnując ze strzelania pogonił zrównany w tempie z dziewczyną.
- To ja tu mam być z tych głupich, a bez oglądania się wiem, że goni mnie czysta śmierć - wysapała rozbawiona, starając się zachować równy rytm biegu, co by na dłużej jej sił starczyło.

Strzelec zaklął z wściekłością. Szybkim ruchem przyłożył karabin plazmowy do mocowania w pancerzu. Zamki przemieściły się z cichym stuknięciem, utrzymując broń w pogotowiu. Sięgnął po coś co dużo lepszego w obecnej sytuacji. Ocenił odległość dzielącą go od końcówki pochodu. Doc z Xiu złamali szyk, pozostali z tyłu. Masa potworów wylewająca się bocznych korytarzy mogła ich w każdej chwili odciąć. Właśnie to miał na myśli susząc wszystkim głowę o współdziałaniu, taktyce i koordynacji. Narażaniu zespołu. Zawahał się chwilę, czy będzie musiał stanąć, by kupić im więcej czasu. Jednak oddech trupów na plecach najwyraźniej dodał peletonowi skrzydeł, pozwalając pobić życiowy rekord. Nie spodziewał się, że w ciężkim pancerzu można tak ostro przebierać nogami.
Becka leciała do przodu nie szczędząc sił w nogach. Goniące ich zombie, oraz ci których słychać było w korytarzach po bokach, były znakomitym środkiem dopingującym.

Ekipa Fenixa pędziła ile sił przed siebie, wykazując się zdrowym rozsądkiem ponad brawurą. Zdecydowanie wysypało się zbyt wielu zdechlaków, by móc sobie z nimi poradzić bez strat własnych… co okazało się naprawdę dobrą decyzją, po zerknięciu w trakcie owego biegu w boczne korytarze.
Prowadzący ich inżynier wskazywał ciągle prosto, gdy nagle…
- Hej! Słyszycie mnie?! Hej wy w korytarzu!! - Rozległ się męski głos z jakiś głośników - Widzę was na kamerach!
Nightfall nie przerywając biegu, mamrocząc coś o wabieniu zombie pod sympatyczne, miłe wieżyczki przy wejściu do stacji, elokwentnie odpowiedział głosowi wyciągnięciem ręki w stronę najbliższej kamery i wyprostowaniem środkowego palca.
- Bardzo śmieszne… - Usłyszeli z głośników - Musicie skręcić w lewo! Przed wami kolejne mutasy, wpakujecie się na nich!
- Pośmiejemy się razem, gdy wbiję ci buta w tyłek.-
burknął Doc zamierzając jednak posłuchać rady pana kamerzysty. Drażnił go jednak fakt, że jakiś buc był tu żywy i nie zrobił nic by ostrzec przylatujące statki.
Xiu wiedziała, że jak czegoś nie wymyślą, to ona tu wypluje własne płuca. Bieganie na bieżni może jest i spoko, ale bieganie w full zamkniętej zbroi wykończyłoby nawet najlepszych. Skoro facet mówił, że mają skręcić, postanowiła zaryzykować i skręcić, jeśli będzie to pułapka… na pewno przeżyje by na sam koniec wpierdolić żartownisiowi, za wsze czasy.*
Becka zaś nie miała żadnych wątpliwości, że ktokolwiek siedział za monitorami, dobrze ich kierował. Dobrze dla siebie albo dla wszystkich, w każdym bądź razie na pewno potrzebował ich ekipy, aby wydostać się z tej stacji. Miała wrażenie, że już niedługo się spotkają.
- To co, w lewo? - Sapnęła do reszty Leena, a widząc przynajmniej 2 potakiwania, krzyknęła głośniej: - W lewo!

No i pobiegli w lewo… nie natrafiając na Zombie.
- Teraz prosto, i drzwiami przez labolatorium! - Typek z głośnika ich najwyraźniej gdzieś prowadził - Tylnymi drzwiami wyjdziecie!
No i faktycznie, były drzwi, tyle że… zamknięte. Czas na kolejny moment dla Uchu? Zombie zostały z tyłu, co prawda było je słychać, jednak minie gdzieś z minuta, może dwie, nim tu przydreptają…
-Xiu! Zamek… zrób z niego rzeszoto!- krzyknął Dave uznając że nie mają czasu na grzebanie się w elektronice.
Kobieta była tak skoncentrowana na swojej nowej nienawiści, że od razu posłuchała, wcelowując w zamek z rail guna.
- Fire in the hole! - rzuciła Becka, zanim pochyliła się zatykając uszy i zakrywając rękami głowę.

Pocisk nie tylko przebił drzwi wraz z zamkiem, ale i wewnątrz zostawił jeszcze sporą dziurę w metalowym biurku. Owe “wewnątrz” było zaś jakimś kolejnym, cholernym laboratorium. Tym razem jednak nie było tu gadżetów chemicznych, czy i podobnych dupereli, były… martwe egzemplarze testowe.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline