Gdy wszyscy wbiegli Doc zabrał się za zabezpieczanie drzwi którymi weszli, tak jak uczynił w przypadku poprzednich przyspawając je za pomocą palnika do framugi.
-
Przyjemne miejsce. Nie wiem tylko czym można usprawiedliwić takie badania, skoro większość chorób z przeszłości opartych na wadliwych genach została już pokonana - Nightfall rozglądał się po pomieszczeniu, szukając czegoś interesującego, kontynuując dokumentowanie prowadzonych tu działań. -
Tak, tak, broń biologiczna na próbujących najazdu obcych. Jakby odpowiednio duże pułapki na myszy nie wystarczyły…
-
Też tego nie lubię - wzdrygnął się Uchu -
To przerażające miejsce. Myślicie, że to tu powstały te potwory?
-
Nee - odpowiedziała Becka, łapiąc oddech -
To raczej wypadek, podczas kombinowaniu z jakimś wirusem, który zaraził prawie cały personel. No, chyba że masz na myśli te pokraki w słojach - rzekła wskazując nieznacznie na dziwne mutanty w pojemnikach w głębi labolatorium.
-
W każdym bądź razie… fuuuuuj - Skomentowała zawartość pomieszczenia Leena -
Dobra, to gdzie ten podglądacz? - Zaczęła się rozglądać za kamerami. “Gospodarz” jednak milczał, a kamer w tym laboratorium chyba nie było? Zaczęło jednak migać jakieś światełko, wraz z towarzyszącym jemu cichym buczeniem, na panelu przy drugich drzwiach, którymi chyba mieli wyjść.
Gdy wojowniczka złapała kilka głębszych wdechów i ochłonęła po niewygodnym biegu, nie zważając na to czy Doc skończył swoją pracę, czy nie. Wzięła i pchnęła dziadem na ścianę, mrucząc przekleństwa pod nosem.
-
Hej... skarbie. Nie czas na figielki. Poczekaj aż będziemy sami.- odparł ze śmiechem Bullit maskując nieco ból po zderzeniu ze ścianą.
-
Ruszy ktoś dupę, czy będziemy tak kurwa stać i się gapić na siebie? Laboratorium nie widzieliście czy jak? - Xiu, najwyraźniej wyczerpała dzienny limit przebywania w towarzystwie innych ludzi.
Becka stanęła przy drzwiach którymi weszli, upewniając się, że są porządnie zamknięte. Skoro udało im się uciec zombiakom i mogli się wreszcie zatrzymać, to głupio by było dać się teraz zaskoczyć.
Chis podszedł do migającego światełka. Okazało się ono komunikatorem. Nacisnął guziczek i zbliżył twarz do mikrofonu -
Halo? Tutaj Uchu Chis z załogi Feniksa. Z kim mam przyjemność? - spytał.
-
Eee… Jacketh. Jacketh Weeks, jesteście w laboratorium? - Odezwał się męski głos -
Musicie wyjść drugimi drzwiami, potem w lewo i po kilku metrach w prawo, tam na was czekam.
Leena na takie informacje wzruszyła ramionami, nie ruszając się jeszcze z miejsca…
-
Pani Kapitan, co robimy? - spytał Uchu -
Chyba możemy ufać temu człowiekowi, prawda?
-
Pójdę przodem - Night rozciągnął mięśnie karku. -
Sprawdzę, czy nie chce nas w coś wciągnąć. Jak usłyszycie strzały, znaczy, że wszystko się spierdoliło. - Mężczyzna ruszył we wskazanym kierunku z załączonym trybem stealth, wyczulony na niebezpieczeństwo.
Becka stanęła przy tych drugich drzwiach z pistoletem w dłoni. Póki co została w laboratorium, ale odprowadziła go wzrokiem, gotowa zareagować w razie czego.
Za drzwiami było pusto. Korytarzem w lewo, i również żadnych niespodzianek, w kolejnym też spokojnie…
-
Tu jestem! - Odezwał się ubrany w cięższy pancerz osobnik -
Wchodźcie, zanim znowu nie zaczną się tu szwędać mutanty - Zniknął w drzwiach jakiegoś pomieszczenia.
Szczur podążył za mężczyzną -
Panie Weeks, powie nam pan co tu się wydarzyło? To teraz najważniejsza kwestia… choć nie, powinniśmy się zastanowić jak stąd uciec. Niemniej jednak, wiedza o przyczynach tych zdarzeń byłaby ważna.
-
Zaraz tam wielka wiedza… - strzelec przytulił się do framugi z bronią w pogotowiu i ogarnął pomieszczenie, zanim zdecydował się wejść do środka. -
Panu Weeksowi upadła probówka i tyle.
Nie minęło pięć sekund, odkąd załoga Fenixa wpakowała się do pomieszczenia, gdy Jacketh po zlustrowaniu ich, odezwał się dosyć ostrzejszym tonem:
-
Czy ktoś z was został ugryziony? - Typek w kozackim pancerzu, z kozackim karabinem(czy to był czasem karabin plazmowy z… wmontowanym wyrzutnikiem?) nie skierował broni w stronę przybyłych, jednak jego palec znajdował się blisko spustu…
-
Ostatni raz przez Xiu, gdy pożyczyłem ciężarek bez pytania - Nightfall kierowany wyuczonym nawykiem przemieszczał się na skraj pola widzenia mężczyzny, by trudniej mu było obserwować ruchy drużyny. -
Jakby jeszcze chuja dało się oderwać od podłogi. Więc w ten sposób zaraza się rozprzestrzenia?
-
Czyli nie? - Spytał ponownie już warknięciem.
-
Nie - odpowiedziała Becka -
A ciebie coś ugryzło?
-
Z tego co zauważyłem… nikt nie miał ochoty na takie czułości.- podsumował Doc.
-
Nie zostaliśmy ugryzieni. To chyba dobrze? - spytał Chis
-
Tak, to dobrze… - Weeks wyraźnie wyluzował, bardziej kierując lufę w stronę podłogi. Po chwili ściągnął jedną ręką swój hełm -
Nie wiem kim jesteście, i jak trafiliście na stację, ale dobrze widzieć kogoś żywego… nie macie czasem fajki, albo czegoś normalnego do żarcia? Jadę już 5 dni na cholernych tabletach.