Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2016, 23:49   #6
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Mam penisa i jądra – powiedziała spokojnym głosem, zaciskając nieco mocniej dłoń na uchwycie.

Miała wrażenie, że sensory przylepione do ciała, monitorujące czynność jej serca, napięcie mięśni, oddech i fale mózgowe, rozgrzewają się, przesyłając zebrane informacje do jednostki analizującej. Oczywiście, to było tylko złudzenie. Rzuciła okiem na monitor, sprawdzając odczyty – w sumie nie potrzebowała nawet potwierdzania, sama wyczuwała po latach ćwiczeń, kiedy oddech jej przyspieszał, a mięśnie napinały się lekko. Skrzywiła się, niezadowolona z siebie a dopiero potem poczuła impuls energetyczny, który przeszył jej dłoń. Ból był mniejszy, niż się spodziewała, bardziej była to niedogodność niż ból. Nigdy nie znała siły impulsu, jako dziecko ciągle szukała zależności między jej błędem a natężeniem kary, ale w końcu zrozumiała, że jest dobierana losowo, aby uniemożliwić habituację.

- Źle – w głosie ojca było niezadowolenie i rozczarowanie. Sana przykuliła lekko ramiona, nie usłyszała, kiedy wszedł. Zdziwiła się, rzadko nadzorował ją w czasie ćwiczeń. W każdym razie ostatnio – nie była w końcu dzieckiem, którego trzeba było pilnować! Sama rozumiała, że ćwiczenia są ważne.
- Wiem ojcze – powiedziała. – Przepraszam. Nie skoncentrowałam się.
Skinął głową zadowolony, że dziewczyna rozumie. – Z rzeczami fizycznymi i innymi oczywistościami, które wszyscy widza, jest najtrudniej – wyjaśnił jej, choć nie musiał, sama wiedziała. – Zapanuj nad ciałem.

Sana posłusznie rozluźniła mięśnie i wyrównała oddech. Mózg musiał przyjmować każde jej słowa jako pewnik i nie oporować. Tylko wtedy ciało będzie w stanie oddać całkowitą pewność – i tylko wtedy uda się przekonać innych do swoich słów.
- Mam penisa i jądra – powtórzyła. Rozległ się niski, przyjemny dźwięk. Sygnał nagrody.
- Świetnie - Herman Dax, burmistrz osady Village na Eden Prime był wyraźnie zadowolony. – Dokończ trening, po śniadaniu czeka na ciebie kilka osób z osady. Do zobaczenia wieczorem.
Wyszedł.

Dziewczyna poćwiczyła jeszcze 15 minut – do 8 - a potem wyszła na balkon i ogarnęła wzrokiem otoczenie. Uwielbiała otwartą przestrzeń. Miała wrażenie, że tylko tam może oddychać pełną piersią. Ogród, jezioro, w oddali kilka domostw, gdzie mieszkali osadnicy. Na lewo – laboratoria i przyklejona do nich szkoła, gdzie kształcono dzieci osadników. Ona uczęszczała tam nieczęsto, właściwie coraz rzadziej, tylko na zajęcia z medycyny. Ojciec wolał, żeby to nauczyciele przychodzili do ich domu. Więc przychodzili. Ludzie w Village zwykle robili to, czego ojciec oczekiwał. Był w końcu Burmistrzem, ich opiekunem, gwarantem ich dobrobytu i bezpieczeństwa. A ona miała zostać jego następcą. Oczywiście, w demokratycznych wyborach. Lub w inny sposób, jeśli demokratyczne wybory zawiodą.


Spory, które przyszło jej rozsądzić, nie były specjalnie skomplikowane. Wystarczyło odsłuchać obie strony, pokazać punkty zbieżne, umniejszyć wagę różnic… Ludzie właściwie dogadywali się sami, jeśli się ich odpowiednio poprowadziło. Sana dokładnie pamiętała pierwszy spór, który przyszło jej rozsądzić. Miała wtedy sześć lat, a pokłócone dziewczynki po 8. Od tego czasu minęło 10 lat, a mieszkańcy osady przyzwyczaili się ufać jej osądowi. Cenili ją nawet bardziej niż porywczego Burmistrza. Wszystko to świetnie wpisywało się w plany sukcesji Daxa.


- Sana! – ciemnowłosa dziewczyna stuknęła w szybę, a potem przeszła przez niski parapet i wskoczyła do pokoju. Rzuciła książki na stół i nie ściągając butów usiadła po turecku na łóżku Sany.
- Szkoda, ze cię dzisiaj nie było w szkole – zaczęła Harriet Korelian . – Działo się. Chłopaki się pokłócili, chcieli iść do tej zamkniętej strefy, Adrian Zahe i jego kuzyni gadali, że promieniowanie to ściema i trzeba dokładnie przeszukać ten teren w okolicy tych proteańskich jaskiń. Hugo tłumaczył im, że żadna ściema, że widział osoby, które stamtąd wyciągano, nieprzytomne i że jakbyś im nie pomogła, to by umarli, ale Zahe i tak twierdzą, że to ściema i że nie masz żadnych zdolności. Hugo obił Adrana. Zabujany jest w tobie na maksa. – spojrzała na przyjaciółkę z zazdrością. – To takie nie fair! Znaczy, fajnie że jest z tobą - choć nie wiem, jak można być z jedną osobą tyle czasu - a nie z jedną z tych głupich lasek z osady, to w końcu mój brat, dobrze mu życzę, w sumie, ale ktoś mógłby się tak w mojej obronie bić. – Westchnęła. – Ten mój Peter jest fajny, ale nie taki romantyczny.
- Peter?
– Sanie udało się wtrącić. – Nie jesteś już z Thomasem? Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Co ty, Thomas jest nieaktualny od środy
– prychnęła Harriet. – Kiedy się ostatnio widziałyśmy, że nic nie wiesz? Kurcze, coraz trudniej się z tobą zobaczyć, w szkole nie bywasz, ledwie mnie wpuścili na wasz teren, gdyby nie to, że Korelianie ochraniają siedzibę, to bym nie weszła…
- Wiem, ale przygotowują się do mojej przyszłej.. roli, to zajmuje dużo czasu
– westchnęła Sana. – Czasem bym wolała normalnie powłóczyć się z wami, ale ojciec się wścieka, jak o tym wspominam.. no wiesz.
- Wiem.


Rozległa się gong. Sana wstała, niechętnie.
- Muszę iść, lekcje. Dziś nudy straszliwe, zarządzanie i inne bzdury – uściskała przyjaciółkę. – Zazdroszczę ci wolnego popołudnia. W sobotę spotkamy się nad jeziorem, to mi opowiesz o Peterze. Wszystko – podkreśliła ze znaczącym uśmiechem.


Zapadał wieczór, długie cienie kładły się na tarasie rozciągniętym nad jeziorem.
- Jestem z ciebie taka dumna, kochanie – Keja Dax, wysoka kobieta, ciągle bardzo piękna mimo swoich lat, odłożyła sztućce, wstała od stołu i przytuliła Sanę. – Ojciec jest z ciebie bardzo zadowolony. Robisz coraz większe postępy. Będziesz świetnym przywódcą, zaopiekujesz się naszą Village i jej mieszkańcami. Musisz tylko pamiętać o jednym – zachowaj ostrożność i nie ufaj obcym. Ludzie nie wszędzie są tak przyjaźni, jak u nas. Trzeba chronić nasza osadę przez wpływami z zewnątrz.
- Wiem, mamo, wiem. Myślałam tylko, ze może..
– nie dokończyła, na tarasie pojawiał się wysoki chłopak. Miał przystojną twarz, proporcjonalną, umięśnioną sylwetę przyszłego żołnierza i płytkie rozcięcie pod okiem. Ukłonił się z szacunkiem.

- Witaj Hugo – kobieta uśmiechnęła się. – Zjesz z nami? O, jakaś kontuzja? Coś na treningu?
- Dziękuję za zaproszenie, już jadłem. Miałem nadzieje, że będę mógł zabrać Sane na spacer, jeśli nie ma już zajęć, oczywiście. Ja skończyłem na dziś. A to
– wskazał na policzek i machnął ręką lekceważąco – Mała sprzeczka z Adrianem Zahe. Nie ma o czym mówić.
- Chyba jednak jest…
- zasmuciła się kobieta. – Ciągle są problemy z członkami tego rodu. Nie tylko ty, Herman też.. – przerwała uświadomiwszy sobie, że chyba powiedziała za dużo. Fakt, ze traktowała narzeczonego Sany prawie jako członka rodziny nie oznaczał, że już nim był. Nie należało zdradzać mu więcej, niż powinien wiedzieć.
- Oczywiście, możesz zabrać Sanę – powiedziała więc szybko.

Dziewczyna poderwała się na równe nogi, zaskoczona wspaniałomyślnością matki. Wyglądało na to, ze ominie ją wieczorny trening.
- Pa mamo – pocałowała kobietę w policzek, Hugo Korelian ukłonił się i zbiegli schodami, kierując się przez ogród ku jezioru. Wieczorem woda była najcieplejsza.

[MEDIA]http://38.media.tumblr.com/67e609accff3346605a8a9a2f4964cfd/tumblr_njxi37F8iO1skyjj2o1_400.gif[/MEDIA]

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 24-04-2016 o 01:02. Powód: literówki
kanna jest offline