Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2016, 11:46   #7
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Clementine przeciągnęła się i zamrugała.
- Jaxon - uśmiechnęła się ciepło do brata lecz wyraz twarzy natychmiast się zmienił gdy jej wzrok padł na obcego chłopaka stojącego niedaleko. Potoczyła wzrokiem po pomieszczeniu i stężała.
W oczach stanęły jej łzy.
To nie był sen.
Przytuliła braciszka:
- Jaxon, co ty tu robisz? Ciebie też zabrali? - sprawdzała czy nic mu nie jest. Sprawiał wrażenie całego i zdrowego. - Skąd cię zabrali? Nie wiesz co z Victorem?
Podniosła wzrok na stojącego chłopaka. Przerażał ją. Opuściła wzrok pod jego spojrzeniem, skonfundowana. Nie wiedziała co to było, rysy, mina, wzrok, wzrost, który ją przytłaczał? Wyglądał niebezpiecznie.
- Nic mi nie jest. Spokojnie. Byli u nas w domu. Podobno chcą nas do jakiegoś programu, dzięki czemu ludzkość może dorównać innym rasom - ostatnie zdanie brzmiało jak wyklepany frazes, powtórzony beznamiętnie.
- To jest Alex. On się z nimi szarpał gdy go zatrzymali. Dalej są dziewczyny. Ciebie przynieśli ostatnią tuż przed wylotem. Po tym programie będziemy mogli wrócić do domu. To potrwa podobno tylko kilka miesięcy - uśmiechnął się i objął dziewczynę. Ciężko było określić z jego twarzy, czy ją pociesza, czy też sam wierzy w to co mówi.
- Rodzice Cię puścili, ot tak? - zdziwiona Clementina odsunęła się od brata. - Mi mówili, że dwa tygodnie na innej stacji. Jaki program? I czemu skoro to takie zero problemu, stosowali ostrą amunicję? - spojrzała na Alexa sceptycznie, nieprzekonana - Skąd to wiesz?
- Rodzice nie chcieli mnie puścić, ale podobno po tym programie będziemy nadludźmi. To jest szansa dla nas. Możemy pracować w Ambasadzie na Cytadeli. Albo brać udział w elitarnych programach. Wyrwiemy się z tej stacji. A później możemy rodziców ściągnąć do nas. Dwa tygodnie, to my chyba tam polecimy, bo to za blisko, żeby lecieć na napędzie skokowym. Nie wiem. W każdym razie ci żołnierze z nami normalnie rozmawiali, a o co chodzi z ostrą amunicją?
- I co? Nie chcieli Cię puścić i co? Żołnierze naopowiadali ci cudów i puścili Cię? Komandoska postrzeliła Victora ostrą amunicją w pierś. Umierał. Groziła Elijah i Ingrid.

Oczy blondyna rozszerzały się ze zdziwienia.
- Co?
- Victor przyszedł do labu, gdzie byłam z kolegami. Chcieli powstrzymać komandosów przed zabraniem mnie i wyjaśnić sytuację. Komandosi powiedzieli, że i tak zabierają mnie i tak.
- dziewczyna wdała się w szczegółową opowieść na temat zajść w labie i jej prób ucieczki - Jak dla mnie to to co Ty mówisz brzmi nierealnie. Nadludzie? Naopowiadali bajek, żeby nas porwać. - zmierzyła wzrokiem Alexa. - A ty w to wierzysz?
Chłopak skrzyżował ręce na piersiach.
- Od razu wiedziałem, że nie można im ufać. Przecież to jakieś farmazony. Do takich rzeczy nie wysyła się elitarnych komandosów. N7 to elita elit. Zabijają terrorystów i działają głęboko na terenie wroga. Nie robią za niańki zwożące dzieciaki z rożnych stacji. Na moje, to to wszystko jest posrane - stał bez ruchu, ale sprawiał wrażenie zadowolonego. Jakby wreszcie znalazł sojusznika w dyskusji.
- A ty znowu swoje? - dobiegł damski głos z głębi pomieszczenia.
Clementina spojrzała w tamtym kierunku by sprawdzić kto się odezwał.
Ujrzała młodą czarnoskórą dziewczynę o dużych oczach. Ubrana była w robocze spodnie. Na lewym policzku była upaćkana czymś podobnym do smaru.
- A ty myślisz, że jaki jest powód? Też się pokusiłaś na opowiastki o nadludziach? I za darmo nam takie możliwości dadzą? Nic nie chcąc w zamian? I co to znaczy nadludzie? I czemu nikt nas nie pytał o zdanie? Co jeśli ja nie chcę być nadczłowiekiem? Nie dali nam wyboru a sprzedają jakby wszystko od nas zależało. Jeśli tak to czemu porazili mnie prądem by mnie tu zaciągnąć? - Clem wtuliła się w brata.
Jaxon zacisnął zęby. Dotychczas wszystko wydawało się proste. Alexa miał za wariata, ale teraz jego siostra opowiedziała to wszystko i sytuacja zaczęła się zmieniać.
- Widzisz, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o piezo - zaczęła czarnoskóra. - Myślę, że to ma związek z zeszłorocznymi powszechnymi badaniami krwi. Oznaczali różne rzeczy u wszystkich na stacji. Widocznie my mamy największe predyspozycje. Czytałam o tym.
- Ja też
- odezwał się Jaxon - ale co to zmienia? Piezo nie ma wpływu na człowieka.
- Naprawdę? Taki jesteś pewien? Pierwiastek, którego kilka cząstek może wysłać nieograniczoną masę z nieograniczona prędkością na drugi koniec galaktyki nie ma wpływu na człowieka? Zastanów się nad sensem tego co mówisz.

- Zastanowić to my się możemy nad tym jak stąd zwiać. A ty co myślisz? - Alex przemówił głosem rozsądku do butów, które wystawały z pryczy wiszącej nad czarnoskórą.
- Ja mam to w dupie, tak jak was, ich i całą stację - przemówił damski głosik zupełnie nie pasujący do treści którą przekazał.
- Siebie też masz w dupie? - spytała Clementina - Bo skoro wszystko wokół masz to chyba ci zwisa co się z tobą stanie, tak? - ktokolwiek to był, brzmiał jak ta głupia Louise.
Z pryczy wychyliła się czarna czupryna okalająca twarz młodej dziewczyny.
- Pfff - wypuściła powietrze z tonem ignorancji i wróciła do poprzedniej pozycji.
- To wiedźma. Przywykniesz do niej - rzucił Jaxon.
- Nie muszę. Skoro ona ma wszystko w dupie, to wszystko ma w dupie ją. Zasada równowagi w przyrodzie. - wzruszyła ramionami blondynka.
- Mówili o jakichś międzylądowaniach? I wciąż nie powiedziałeś mi co rodzice w końcu powiedzieli? - zwróciła się do Jaxona.
Chłopak spuścił oczy.
- Za czas szkolenia dostaną gotówkę na każde z nas. Później wszyscy będziemy lepiej traktowani. Polecimy na Ziemię. Medale odznaczenia. Takie tam. Przydzielą nam mieszkanie na planecie. To chyba ojca przekonało, żeby mogli nas zabrać. Mama nie chciała się zgodzić. Ojciec ją uspokajał. A jeden z żołnierzy pokazał papier upoważniający ich do użycia siły w przypadku odmowy. Płakała gdy wychodziłem - ton głosu chłopaka zrobił się smutny.
Clem była wstrząśnięta.
Jej ojciec, fan etyki przekonany do sprzedaży własnych dzieci?
Przez dłuższą chwilę nie mogła znaleźć słów.
Wszystko w co do tej pory wierzyła i co dawało poczucie bezpieczeństwa pękało jak lustro.
- I… - głos uwiązł jej w gardle. Oczyściła je i spróbowała jeszcze raz - i nadal wierzysz w te bajki? - spojrzała na brata próbując dojrzeć w jego oczach prawdziwe zdanie. - Przecież to zwykłe porwanie…
- Ojciec mówił, że to zaszczyt. Że ludzkość tego potrzebuje. Że teraz dorównany tym z Cytadeli
- wtedy dotarło do niej, że ich ojciec mógł naprawdę w to wierzyć. Jakaś pokrętna logika kazała mu wysłać dzieci w nieznane, bo tak trzeba dla większego dobra. Choć z miny Jaxona było wyraźnie widać, że nie podzielał tych nadziei.
- Trzeba stąd nawiać im szybciej tym lepiej. - wyszeptała Jaxonowi na ucho. - Nie wierzę w to wszystko. Nie po tym co pokazali komandosi.
- Tu jest Elle. Ta twoja koleżanka. Poszła do nich po coś do jedzenia.
- Ona też?
- jęknęła Clementina. - Ktoś jeszcze?
Pokręcił przecząco głową.
- W sumie jest nas sześcioro.
W czasie gdy rodzeństwo ze sobą dyskutowało Alex przeszedł na drugą stronę pomieszczenia. Najwyraźniej szanował ich prywatność.
- Alex to żołnierz z drugiego poziomu stacji. Ta murzynka to Naomi. Jest inżynierem biomedycznym. Znaczy specjalizuje się. Kim jest wiedźma, to nie mam pojęcia. Jak ma na imię też nie wiem. Alex mówił to samo co ty, że trzeba uciekać. Ale widzisz… następny przystanek jest już docelowym. Nie mamy broni, a oni mają. Nie znamy się na nawigacji w kosmosie, ani na pilotowaniu promu. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Ale jak coś to cię poprę.
- Może przejąć prom teraz? Zanim doleci?
- Jak?
- Nie wiem.
- powiedziała szczerze dziewczyna - Alex nie będzie wiedział nic o tym statku? Ilu jest komandosów?
Wysoki chłopak się wyraźnie zainteresował gdy usłyszał swoje imię.
- Naliczyłem dziewięciu. Ale myślę, że jest ich więcej, bo część została na promie. Nie wchodzą tutaj. Wyjście jest tam, za łazienkami - wskazał drzwi po lewej stronie pomieszczenia. - Tamte są zamknięte - wskazał na prawą stronę pomieszczenia z identycznymi drzwiami. - Nie wiem dokąd prowadzą. Za sekcją łazienek jest korytarz, który prowadzi do drzwi wyjściowych. Stamtąd też idzie się pewnie do ich kwater i na mostek. Na korytarzu było dwóch strażników gdy mnie sprowadzili. Tyle wiem o statku. Mówiłaś, że mają ostrą amunicję. Moglibyśmy zabrać któremuś broń z zaskoczenia.
- Nie można tych drzwi otworzyć w żaden sposób?
- spytała - To dziwne, że są zamknięte. Umiesz walczyć? Bo ja nie bardzo. Zabrać broń ale jak? Zwabić tutaj jednego się chyba nie da. Pewnie będą w parze. Może kogoś do łazienek? Gdyby się dało zwabić pojedynczo wtedy w kilka osób można by spróbować?
- I co potem?
- do rozmowy włączyła się Naomi. - Ktoś z was pilotował prom? Albo co zrobimy mając jeden karabin przeciwko ośmiu komandosom z ośmioma karabinami?
- Drzwi próbowałem otworzyć i nic
- Aleks nie zważał na uwagi murzynki - Jest zamek cyfrowy, ale nie obejdę go bez omniklucza. Wasze też zabrali, prawda?
Clem spojrzała na lewy nadgarstek. Brakowało na nim czipu odpowiadającego za rozwijanie omniklucza. W tej chwili otworzyły się drzwi w których stanęła Ella
- Załatwiłam nam batoniki i wodę - rzuciła z uśmiechem i postawiła przed sobą na podłodze karton z racjami żywnościowymi.
- Clem! - dziewczyny spojrzały na siebie. Clementina była pewna, że Ella na chwile uciekła wzrokiem. Jednak zaraz się szeroko uśmiechnęła i przytuliła blondynkę.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nic ci nie jest.
- Ja pierdolę… całą kurwa rodzinę wzięłaś na wycieczkę?
- Głowa Wiedźmy znowu wychyliła się nad wiszącą pryczą.
- Ella! - Clem przytuliła przyjaciółkę szepcząc do ucha - Coś się stało? O co chodzi? - dopytywała wprost w ucho brunetki. - Ty też tutaj!
- Przypominam Ci, że nie jestem tutaj z własnej woli, chyba raczej nikt z nas nie jest. Więc nie, nie zabrałam. Zabrano nas i ja nie miałam na to żadnego wpływu. -
obruszyła się Clem.
Wiedźma nie odpowiedziała. Za to Ella zamrugała i spojrzała na blondynkę.
- Przyszli do centrum upraw hydroponicznych i powiedzieli, że muszę iść z nimi. Wiesz… oni nie wyglądają na takich, ktorym można powiedzieć “Nie” - spuściła wzrok i dodała pod nosem - Ingrid może by sobie z nimi poradziła… a ja po prostu poszłam z nimi na statek. Obiecali nas odstawić za jakiś czas - choć w jej glosie słychać było smutek to dorzuciła spoglądając już w twarz Clem - wiesz… mamy za darmo wycieczkę poza stację.
- Nie martw się…
- pocieszyła przyjaciółkę sama nie do końca beztroska. Spojrzała na brata i resztę - To co robimy?
- Czekamy dokąd nas zabiorą, wykonujemy ich polecenia, a później wracamy do domu
- powiedziała Naomi unosząc brwi, jakby nie rozumiejąc dlaczego inne dzieciaki zastanawiają się nad tym.
Clementina spojrzała na Alexa i brata czekając na ich odpowiedź.
- Jeżeli narobimy hałasu, to przyjdzie ktoś od nich. Możemy go rozbroić i zaatakować resztę - rzucił Alex gestykulując przy tym jakby opowiadał scenariusz vidu sensacyjnego.
- Ee nie wiem czy to dobry pomysł - zaoponował Jaxon.
- Jak narobimy hałasu to zleci się więcej niż jeden. Ciężko będzie rozbroić dwójkę albo i więcej - pokręciła głową Clem.
- A może zjemy te batoniki? To nie było łatwe wyprosić ich o nie - rzuciła niby beztrosko Ella, choć Aimee wiedziała, że dziewczyna boi się, co zacznie się dziać, jeżeli spróbują stawiać opór.
- Dobry pomysł. Słuchajcie - dziewczyna zwróciła się do pozostałych dzieciaków - zjedzmy batoniki i na spokojnie obgadajmy co dalej. Lot zajmie nam trochę, nie musimy się spieszyć już od razu, co nie? A jeśli mamy próbować ucieczki, to trzeba to dobrze zaplanować.
Usiadła obok brata i rozejrzała ponownie po towarzyszach. Poklepała miejsce obok siebie dla Elli.
- Może jak jemy to powiemy o sobie kilka słów? Ja zacznę… Mam na imię Clem, Jaxon to mój starszy brat, Ella to moja przyjaciółka. Mam 15 lat i szkolę się na zootechnika. Alex? - zachęciła chłopca, próbując uśmiechnąć się przyjaźnie mimo, że on wciąż budził w niej przestrach raczej niż sympatię...
 
corax jest offline