Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2016, 21:27   #92
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
- Ja oczywiście ruszam. - powiedział Marc Vernier nagle przebudzony z marazmu jaki opanował go po otrzymaniu ciosu kosą od jakiegoś przpadkowego bandyty, czy tam fanatyka tajemnego kultu. Po tych wszystkich przeżyciach był gotów na śmierć niemal tak bardzo jak na ziemi niczyjej pomiędzy dwoma nieskończenie długimi rowami, w których kryły się demony plujące ołowiem. I to iście niezdrowe powietrze, które jedyne bezpieczne przystanie na morzu szaleństwa zamieniały w śmiercionośne jamy.

Ostatni miesiąc minął całkiem szybko. Oczywiście kontaktował się ze swoją rodziną, a także ze współpracownikami. Niestety, ani policji, ani jego ludziom nie udało się odnaleźć sprawcy zamachu. Z tego co wiedział to każdy powiązał atak na jego osobę z wcześniejszymi wybrykami kultystów. Co sprytniejsi zaczęli podejrzewać, że istnieje spisek, choć żaden oficjalny organ tego na pismo nie przeniósł. Jak zawsze prawne środki zawodziły, gdy napotykały się z czymś szczególnym - z czymś wymykającym się poza ustalone reguły. Czymś takim niewątpliwie był Chaugnar Faugi i jego kult.

Marc Vernier zdawał sobie sprawę, że balansuję na wyjątkowo cienkiej linie rozpiętej ponad niewysłowionymi czeluściami, z których mroczne cienie łypały na niego i wzywały go swymi plugawymi dialektami. Nie chciał spaść. Nie chciał korzystać z przeklętych wersetów i rytuałów. Cała ta sprawa wydawała mu się niezwykle parszywa i najlogiczniejszą rzeczą jaką mogli zrobić to uciec zanim kultyści przyzwą demony. Vernier myślał o ucieczce, ale jeszcze nie - jeszcze był ciekaw, jeszcze chciał zobaczyć jak inni skończą i ewentualnie pomóc im żyć dłużej. Jedną z osób, której śmierci nie życzył była niewątpliwie Charlotte De Voltau.

- Nie jestem smutasem. - powiedział Marc Vernier i uśmiechnął się tak jak nie uśmiechał się odkąd zaczęła się ta cała kabała. Prawdę mówiąc to wciąż trwała i oberwanie przez niego nożem nie było tak złe jak to co spotkało innych: więzionych, poniewieranych i z mocno nadszarpniętą reputacją. Marc Vernier nie mógł sobie na to pozwolić, choć pewnie niektórzy nie mieli o nim dobrego zdania to zdrowy ekscentryzm, a nawet i chwila ekspresji przepełnionej złością w miejscu publicznym to zupełnie coś innego niż siedzieć kilka tygodni w celu pod kryminalnymi zarzutami.

- A moglibyśmy odwiedzieć jeszcze Eugenio De Voltau? Na przykład w drodze powrotnej? Ten to dopiero smutas... ale myślę, że ma powody. - w sumie jak tak Charlotte zapytała, czy mają coś jeszcze do zrobienia w Marsylii to w sumie Marc Vernier chciał uzyskać informację na temat tego, czy jeszcze trwało śledztwo w sprawie śmierci biednej Carrolyn de Euge.
 
Anonim jest offline