Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2016, 20:50   #14
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dwóch mężczyzn opuściło przytulne wnętrze niewielkiego punktu kontrolnego, zapuszczając się ponownie w korytarze opanowane przez Zombie. Prowadzeni byli przez Uchu, śledzącego ich marsz przez kamery, jednocześnie posługując się mapą tego poziomu stacji…

- Dobrze, teraz w lewo - Słyszeli w intercomach - Uważajcie, pierwsze Zombie za zakrętem!

I faktycznie, dwóch zdechlaków człapało korytarzem, i póki co, jeszcze nie zauważyli “posiłku”, schowanego za rogiem.

- Jakbyście dali radę, wróćcie do tych laboratoriów, które mijaliśmy na początku… albo poszukajcie innych? - Usłyszeli cichy szept Leeny w komunikatorze - Zbierajcie leki, dopalacze, medpaki, wszystko co się da… i jakbyście znaleźli antidotum na tego wirusa, to byłoby zajefajnie

Oj, pani kapitan wybrała sobie moment, na pogawędkę…
- Pozwolisz, że ja będę strzelał? - Night zwrócił się do Doca. - Mam wytłumioną broń, nie ma ryzyka, że hałas zwabi więcej brzydali - przyczaił się chcąc zdjąć cele szybko i skutecznie, zanim zdążą nawet pomyśleć “więcej muzgufff”.
- Co tam sobie chcesz.-Bullit akurat nie czuł potrzeby rozwalania zombiaków, czymkolwiek były. Równie dobrze, mógł to zrobić najemnik. Gorzej było z pomysłem Leeny. Cholera wie jak zabezpieczyli chemikalia w laboratoriach, nie wspominając o antidotum… które pewnie nie istniało.

Night strzelił do zdechlaka i… puścił wiązankę pod nosem. Zombie co prawda oberwał prosto w łepetynę, tracąc jej połowę, nadal jednak poruszał się po korytarzu. Druga wiązka definitywnie pozbawiła go już resztek głowy, a ciało zwaliło się na podłogę. Jego martwy towarzysz, spojrzał na zabitego, wydał z siebie cichy jęk, i… dreptał w kółko, nie zauważając strzelca. Kolejny strzał, i ten padł na pysk, podrygiwał jednak jeszcze i coś buczał pod nosem.
- Bardzo duża dysproporcja mocy wiązki przy kolejnych strzałach, musiał się rozkalibrować - Night spojrzał na karabin. - Dobra, droga wolna, na szczęście moja robota jest prosta jak kopanie grobów, a Medpak jestem w stanie rozpoznać tylko wtedy, gdy jest czerwony i ma krzyż na opakowaniu.
-I najmniej warty z tego co tu jest.- stwierdził Doc.-To takie uzupełnienie zapasów lazaretu. Żaden zysk.
-Pewnie, antidotum jest bardziej rentowne, zwłaszcza gdyby rozprzestrzenić wirus na kilku planetach - Night zaśmiał się pod nosem, znał korporacje które byłyby do tego zdolne. - Gdzie teraz Uchu?
- Yyyy… moment… chwila, już, już… - Inżynier nie sprawiał wrażenia bycia w tej chwili wielce wiarygodnym - Dobra, mam, 2 razy prosto i po prawej macie laboratorium.

Przechodząc przez skrzyżowanie, coś “mignęło” Docowi na skraju wzroku po prawej. Coś, co wyjątkowo szybko przeleciało innym korytarzem, skrzyżowaniem korytarzy?
-Mamy gościa.. coś groźniejszego niż truposze. Lepiej się pospieszmy.- szepnął Bullit.
- Dlaczego to nam przyszło odkrywać nowe gatunki? - strzelec był niepocieszony. Szybciej przemieścił się w stronę laboratorium, tak aby znaleźć się w korytarzu, w miejscu, gdzie mógł zostać zaatakowany z dwóch stron, a nie z czterech jak w jakimś przeklętym skrzyżowaniu. Jeśli wcześniej był podwójnie czujny, to teraz zmusił swoje zmysły do jeszcze bardziej wzmożonego wysiłku. Wypatrywał zagrożenia, podążając według koordynatów podanych przez Uchu.

Zagrożenie jednak się nie pojawiło… i albo stworek się z nimi bawił, albo zaganiał, odpowiednio sobie ustawiał do ataku. Raczej to drugie. Nightfall i Doc dopadli w końcu drzwi laboratorium. Zamknięte drzwi laboratorium. Zajebiście.
- Chłopaki, sorry… naprawdę sorry, nie wiem czy dam radę otworzyć te drzwi zdalnie - Odezwał się Uchu w komunikatorach.
-Wysadzisz?-zapytał Bullit sięgając do jednej z kieszeni by wyciągnąć z niej hackkartę, by użyć ją do otwarcia drzwi. Nie był jednak pewien, czy mu się uda mu się to zrobić.

Nie czekając na reakcję kumpla, Doc użył swojej hack-karty, otwierając drzwi. Wpadli więc obaj do środka, po czym szybko zamknęli drzwi… dosłownie w ostatniej chwili, gdy duże pazury trzasnęły po metalu zamykanej przeszkody, tuż przed gębą Nighta.

Co to kurna było??

Coś dużego, czworonożnego, morderczego… w każdym bądź razie, teraz byli chwilowo bezpieczni. Rozejrzeli się po pomieszczeniu, stwierdzając, iż laboratorium znajdowało się w stanie nietkniętym. To zaś było naprawdę dobrą nowiną, a Docowi aż na drobny moment zabłysnęły oczka.

Nightfall wtoczył się do pomieszczenia blady jak księżyc. O mało nie pożegnał się z głową. Co gorsza nie miał nawet pomysłu na złodupny tekst, który mógłby zarzucić tuż przed śmiercią, ba nawet nie dostałby szansy go użyć.
- Ja stąd kurwa nie wychodzę. Nie i chuj - przywarł plecami do mocnej blachy drzwi oddzielającej go od korytarza. Dłuższą chwilę dochodził do siebie, by w końcu się ogarnąć i zacząć chaotycznie ładować do ekwipunku wszystko co wydało się przydatne. - Im szybciej stąd spierdolimy, tym lepiej dla moich nerwów. Widzisz tu coś, nie wiem... co podnosi adrenalinę, zwiększa szybkość reakcji, pomaga się nie zesrać? To ja chętnie.



-Do licha Night, jestem doktorem nie kwatermistrzem!- rzekł z przesadnym dramatyzmem Bullit i ruszył przeszukiwać kolejne szafki dodając po chwili.- Mam trochę prochów jeśli lubisz takie rzeczy. Dopalacz ale bardziej dla Xiu niż dla ciebie, bo idealny do walenia po gębie przeciwników. Co tutaj, to zobaczymy…- zabrał się za przeglądanie katalogów w komputerach i szafek.- Jak ci się nudzi Night, to poszukaj alternatywnego wyjścia.

- Gdybym nie wyszedł stąd żywy - Night wszedł na wyżyny patosu, spoglądając na doktora z grobową powagą. - Obiecaj mi, obiecaj… - nastąpił pełen napięcia suspens - że będziesz podlewał mojego kaktusa - w końcu pękł i zaczął się głupawo śmiać. - Alternatywne wyjście? Jasne, poszukam - poszedł sprawdzić co się kryje po dalszej stronie laboratorium. - Znalazłem! Nogami do przodu - dobiegło z drugiego kąta pomieszczenia zdanie przerywane chichotem. Strzelec zdawał się wreszcie wracać do siebie. W każdym razie zapytał całkiem konkretnie - Nie wydaje ci się, że panienka z piętra niżej opuściła właśnie kapsułę kriogeniczną?
-Nie wiem i olewam.-mruknął Doc zajęty swoimi sprawami.-Nawet jeśli była z kapsuły, to przecież nie wyciągniemy ich teraz i nie zaniesiemy na plecach do naszego okrętu, gdy nie tylko truposzaki, ale diabli wiedząc co jeszcze urządza sobie polowania na tej stacji.

Przeszukujący laboratorium Bullit znalazł w pełni wyekwipowany, nieużywany “Zaawansowany Medkit”, co było dosyć dobrym znaleziskiem. Ten posiadany na Fenixie bowiem, był już na wykończeniu… wszelkie inne znaleziska nie były tak efektowne, i w sumie chyba lepiej było ich nie ruszać, choliba w końcu wie, co znajdowało się w (co prawda ponumerowanych) tajemniczych probówkach, znajdujących się w wielu gablotach. Z całą pewnością nie były to witaminki, a na dojście, czym naprawdę była ich zawartość, nie było raczej czasu… zwłaszcza, że coś huknęło w stalowe drzwi, próbując je chyba sforsować. Nightfall z kolei nie miał zbyt dobrych wieści, nie było drugiego wyjścia… poza systemami wentylacyjnymi w ścianie, przez które chyba byli w stanie się przecisnąć.

-Do wentylacji więc! Albo do drzwi. Wybieraj.- stwierdził Bullit, gdy nagle w komunikatorze rozległy się popiskiwania. Doc nie był zadowolony. Gówno znaleźli i stracili tylko czas. Jeden Medkit, nawet porządny, nie był wart ryzyka jakie podjęli.

- Jeśli jest tak jak miała w CV, największy psychol galaktyki, to raczej truposze powinny zacząć się martwić. Choć Xiu będzie ciężko opuścić podium. - Night spoglądał na wlot kanału wentylacji. - Jeśli nie jesteśmy w stanie uchylić drzwi na tych paręnaście centymetrów i rozwalić wszystkiego co zechce się przecisnąć, wybieram HVAC.

- Uchu, coś próbuje się właśnie przebić przez drzwi do labu. Co to za ścierwo? To samo co u ciebie? Widzisz go na kamerach? - strzelec przesłał pilne zapytanie.

- Przesrane, jak będziemy w żółwim tempie cisnąć się kanałami zajebią nam inżyniera - Night złapał za concussion rifle - Przyjemnie się z tobą pracowało Doc, gotowy na finałową scenę? - zbliżał się do drzwi w celu przywalenia w przycisk otwarcia.
- Mogą i bez tego… bo i sami martwi niewiele pomożemy.- mruknął Doc z niechęcią chwytając za laserowe rewolwery.-Zresztą… sami się możemy zgubić tutaj.

Raz się żyje, i raz umiera… czy jakoś tak. Night i Doc postanowili stawić czoła nieznanemu, dobijającemu się do chroniących ich drzwi. Przygotowali broń, wymienili spojrzenia, po czym pierwszy z męzczyzn przywalił w panel kontrolny obok drzwi, by je otworzyć.

Robal. Pieprzony, duży robal, z całą masą odnóży, i równie obrzydliwymi ryjem.



Właśnie sprężał się do skoku na nich, wśród własnego, głośnego syku, gdy dostał wiązką z Concussion Rifle. Odrzuciło go to w tył, prosto na ścianę korytarza, z głośnym łupnięciem, a i Doc nie próżnował, strzelając ze swych laserowych rewolwerów, w kotłującego się przy ścianie brzydala. To było jednak za mało…

Stwór błyskawicznie pozbierał się do kupy, po czym skoczył ponownie do ataku, za cel wybierając bliższego z nich. Night w ostatniej chwili osłonił się karabinem, wystawiając go oburącz przed siebie, byle uniknąć ostrych zębisk. Mężczyzna był naprawdę blisko cuchnącej gardzieli, mocując się z pyskiem bestii… i krzyknął po chwili, gdy jedno z przednich odnóży wbiło się jemu w udo.
Doc odskoczył w bok i zaczął strzelać, raz z jednego raz z drugiego laserowego rewolweru klnąc pod nosem na czym świat stoi.
Night nawet nie zauważył rany, szczękoczułki kłapiące przed jego twarzą były bardziej absorbujące, organizm działał na najwyższych obrotach w walce o przetrwanie. Mógł robić za przynętę, pozwalając Docowi strzelać, w szarpaninie spróbować ustawić się tak, by ułatwić mu zadanie, choć tak długo jak będzie w stanie utrzymać się na nogach. Mógł też spróbować się wyrwać. Odsunąć i wypalić prosto w brzydką gębę. Dał sobie szansę.

Bullit strzelił celnie w tułów robala, skurczybyk nie miał jednak zamiaru puścić Nightfalla… któremu nie udało się wyswobodzić z czułych objęć nowego kolegi, po raz kolejny spoufalającego się dosyć dobrze, dla odmiany dziabiąc go gdzieś w okolice brzucha. Wtedy też, Doc wycelował nieco staranniej i trafił skurczybyka prosto w ślipie(był krytyk!), co już poczwarę zabolało na tyle, że cisnęła Nighta w bok, skupiając swoje ślepia na kowboju…
Night zebrał się po bolesnym rozstaniu z potworem i wpatrywał się w niego uważnie, mając zamiar kontrolować jego ruchy, obijać w momencie gdy rusza do ataku.
Doc nie zamierzał dać się złapać, cofnął się nieco w tył, gotowy do oddania kolejnego strzału… i faktycznie, robal sycząc skoczył na Bullita. Wtedy też oberwał po raz kolejny z Conclussion Rifle Nightfalla, co rzuciło nim o ścianę w połowie drogi. Tym razem już zastygł, gdzie padł, a kilka jego odnóży zaczęło niekontrolowanie drgać. Sukinkot charczał, leżąc bez ruchu… żył więc, będąc ogłuszonym??
Doc nie był za ochroną zagrożonych gatunków. Uznawał prymat ewolucji i fakt, że zagrożone gatunki są takie nie bez powodu. Toteż zaliczył robala do owych zagrożonych gatunków i przyłożywszy rewolwer do łba pozbawił go życia.
-Przekaż pozdrowienia karaluchowi, którego rozdeptałem miesiąc temu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline