Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2016, 21:15   #15
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Night wlepiał się w rany, cieknąc jak z durszlaka. Przeniósł wzrok na pełzacza ciesząc się, że nie potraktował go ogonem. Jeszcze brakowało, by złożył w nim larwy zżerające go teraz od środka.
- Masz coś na wstrzymanie krwawienia? - zapytał dość cicho, opierając się ręką o ścianę. Przemieszczał się w kierunku pomieszczenia z Uchu, które robiło za powoli otwieraną konserwę.

-Jak będziesz sobie urządzał biegi to raczej ci nie pomogę - burknął Dave podążając za pacjentem. -I na co ci to było. Ty się wykrwawisz, a szczurek zginie. Siadaj pod ścianą, a ja zobaczę co da się zrobić.

Night zatrzymał się i popatrzył na niego jakby nie wiedział o co chodzi. Ostatnim co kojarzył z celów misji było przebić się do Uchu.
- Aaaa… - wygłosił jakby rozumiał, choć wcale nie wyglądał. Usiadł patrząc w zawieszeniu na swoje rany opatrywane przez doktora. W międzyczasie uniósł palec do komunikatora i odezwał się grobowym głosem - Wykrwawię się, a szczurek zginie - wieńcząc wiadomość prawie agonalnym kasłaniem.

-Zamkniemy was razem w jednej trumience i wystrzelimy w próżnię kosmosu. Dla zaoszczędzenia kosztów-odparł zjadliwym tonem Bullit.

- Musiałbyś mnie przenieść na statek, wątpie w altruizm - Night wciąż siedział oparty o ścianę. - To co idziemy? - spróbował się podnieść, niezbyt zadowolony z bandaży krępujących ruchy, a może z całej tej nieprzyjemnej sytuacji. - Dzięki…- dorzucił na koniec. - Nie wiem co skłania ludzi do specjalizowania się w grzebaniu w cudzych flakach, ale bez nich byłoby kiepsko.

-Z pewnością w okolicy są zrzuty na odpady- mruknął Doc, sprawdzając ilość amunicji w rewolwerach.- Nie traćmy czasu i idźmy po szczurka, skoro i tak prawie dałeś się zabić dla niego.

- W możliwość szybkiego znalezienia zrzutów bez jego pomocy też wątpię - Night był dzisiaj wyjątkowo sceptyczny. - Z resztą, jak pozwolę mu umrzeć, całkiem nic nie robiąc, to Leena mnie zabije, nie?

-Nie wiem…- wzruszył ramionami Bullit. - To nie jest tak, że mamy go niańczyć.

- Dawno nic nie nadawał, strzałów też nie słychać, może już po nim…- strzelec ostrożnie zbliżał się do celu, chcąc lepiej zorientować się w sytuacji.

Drużyna, pomocy, spadłem na szósty poziom, nie wiem gdzie jestem i zaraz coś mnie zje. POMOOOOOCYYYYY!!! - Chis wykrzyczał w unicom.

-A my jesteśmy na poziomie dupa blada… wiesz, że to cholera nic nam nie mówi?!- warknął gniewnie Dave nie wiedząc sam na którym jest poziomie, a tym bardziej który jest szósty.

- Szósty… chyba nie ten - strzelec próbował sobie przypomnieć, czy widział jakieś oznaczenia w korytarzach, albo na obrazach z kamer, słabo mu szło. - Co prawda to prawda, jest teraz chuj wie gdzie, jeśli nie przed monitorami, zbieranie gratów będzie problematyczne. Możemy spróbować się przegrupować. Decyduj, masz dłuższy staż na łajbie, a mi od upływu krwi ciężko się myśli.

-Przec… co?- zapytał inteligentnie Bullit, po czym odezwał się przez komunikator.-Nie wiem jak u ciebie, ale my tu mamy piękną katastrofę. Z łupów nici, szczurek się zapodział, wojak przecieka… nic tylko walić łbem o ścianę. A co u ciebie?

- Spójrz, przecieka przez palce czas. Bije dzwon. Tak odmierza los - Nightfall nucił pod nosem w oczekiwaniu na odpowiedź kapitan. - Bo wszystko to nie będzie wiecznie trwaaaaaać. Wiecznie trwać, trwaaaać - liczył, że odezwie się zanim dojdzie do momentu, w którym nie pamięta tekstu i przyjdzie mu się zapętlić.

Zauważyli na podłodze czyiś bezpański karabin. Night rozpoznał od razu, iż to karabin plazmowy, choć bez wypaśnego wyrzutnika, jaki miał choćby Jacketh… a właśnie, ciekawe co u pozostałych? I czemu Leena nie odpowiadała Docowi? Ledwie zrobili 2 kroki więcej, gdy nagle otwarły się jakieś drzwi z boku, z nich zaś wypadła poszukiwana przez nich skąpo odziana blondi… szamocząca się właśnie, wśród własnych wrzasków, z jakimś Zombie, mającym zamiar jak nic skosztować jej mocno odsłoniętych kształtów. Panienka upadła w tył, na plecy, a zdechlak wraz z nią i teraz przygniatał ją sobą do podłogi, z zakrwawioną gębą, pełną zębów coraz bliżej jej szyi.

Strzelcowi wydawało się, że karabin pojawił się znikąd, przecież wcześniej już tam spoglądał. Ucieszył się, że twórcy kompleksu rozmieścili punkty, w których spawnuje się amunicja. Zakłopotanie pogłębiła wypadająca zza drzwi kobieta. Kojarzył ją skądś, chyba z telewizji, nie był pewien. Nie wiedział dlaczego znalazł się właśnie na planie filmowym, ale nie chciał żeby reżyser zjebał go za konieczność powtarzania akcji. Niestety nie pamiętał scenariusza.
- Mam wejść w trupa z buta, włożyć karabin w rozwartą szczękę i nacisnąć spust, czy tylko poczęstować odrzutem z concussion rifle i dorżnąć jak będzie oddzielony od panienki? - zapytał półgębkiem doktora. Wszystko go bolało. Concussion rifle wymagało mniej zachodu. Uniósł broń.

Strzał z karabinu zmiótł leżącego na panience Zombie… który rozdarł jej koszulkę, brutalnie strącony wyładowaniem energetycznym. Padł na pobliską ścianę, szybko jednak zaczął się zbierać, warcząc pod nosem. Doc do niego strzelił z pistoletu, jedynie raniąc…

Mężczyzna mrużąc oczy ocenił odległość. Wydała się odpowiednia na wyciągnięcie cięższej artylerii. Kobieta była odrapana. Odsłonięty biust falował ponętnie między strzępami potarganego ubrania, unoszony przy każdym oddechu, głośnym i przyspieszonym. Umazanie jej jasnej, młodej skóry krwią truposza byłoby już tylko nadmiarem perwersji.
- Nie udzielam błogosławieństwa - Nightfall wystrzelił w ex-żywego wiązkę rozgrzanej plazmy z manierą ojca chrzestnego.

Młoda kobieta spojrzała przerażonym wzrokiem na moment w stronę obu mężczyzn, po czym zwinęła się w kłębek, nie ruszając się z miejsca, w którym leżała, trzęsąc się na całym ciele. Schowała twarz w dłonie, i zaczęła szlochać...

Strzelec włączył unikom i nadał komunikat do reszty zespołu.
- Przechwyciliśmy obiekt. Powtarzam, kobieta z kamer jest z nami. Możecie zabrać dupy z poziomu 666 i zacząć ewakuację.
- Chyba nie chcesz tu leżeć i czekać aż kolejny przylezie, co? - Night powiedział dość łagodnie do poszkodowanej, obawiając się że zaraz znowu gotowa się zerwać i pobiec gdzieś w cholerę. Zbliżył się do blondynki, oglądając pobieżnie czy nie nosi śladów ugryzień. - Skąd cię tu przywiało? Pasujesz do tej stacji, jak Xiu na uniwersytet - zauważył, że ostatnio nazbyt często posługuje się wojowniczką jako środkiem stylistycznym. Odpływając stwierdził, że ma w sobie więcej symboliki niż rozdarta sosna stojąca na rozstaju, parsknął. - Chodź, trzeba nam znaleźć bezpieczną kryjówkę, poczekać na resztę - wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać, choć w obecnym stanie pociągnięcie mogło prędzej jego samego zwalić z nóg. - Tylko proszę o jedno... - chwiał się poświęcając znaczną część uwagi zachowaniu równowagi. - ...nie okaż się mutantem, który zechce urwać mi głowę. Już jeden dzisiaj próbował, niezbyt przyjemne.

- I... I… Isa… bell... - Wyjąkała w końcu młoda kobieta, nie przestając się trząść. Zamiast zaś pochwycić dłoń Nightfalla, teraz przycisnęła swoje obie do swych piersi, nadal leżąc na podłodze. Choliba, chyba była w naprawdę wielkim szoku… i nie wyglądała na pogryzioną, ot kilka zadrapań, siniaków, mocno otarte kolano…

- Ech... - Westchnął Doc, po czym uśmiechnął się do niej, wyciągając pomocnego “przydasia” z medipaka. Zrobił Isabell wzmacniający zastrzyk. Przy okazji obmacał ją tu i tam, choć głównie skupił się na szyi, ramionach, przedramionach… by upewnić się że zombik nie zostawił malinki na jej ciele. - To cię powinno postawić na nogi. To gdzie idziemy? - Zwrócił się na końcu do kumpla, a blondi powoli się uspokajała…


- Rozumiem skrępowanie - strzelec obserwował reakcję dziewczyny - Ale ten tu to lekarz, który widział w życiu więcej cycków niż prysznic w żeńskim internacie, a ja i tak nie będę się wlepiał. Odpływ krwi z mózgu jeszcze pozbawi mnie przytomności - Night, mimo słów, zdawał się sprawdzać, czy faktycznie - Więc Isabell, rusz się, a znajdziemy ci ubranie.
Zwrócił się do Dave'a.
- Rozdzielić się to samobójstwo. Panienki nie ma co zostawiać, bo będzie jak z Uchu…

-Doc jak uratować komuś życie? Jak zatamować krwotok? - Xiu odezwała się przez Unicom, do towarzyszy.

- ...iiii są poważnie ranni. Nie chciałem tego mówić, ale musimy zejść na dolny poziom, dołączyć do reszty.

- Leena... - Westchnął Doc, w trakcie burzliwej rozmowy z Xiu przez komunikator. W tym czasie Isabell uspokoiła się na tyle, iż z pozycji leżącej przeszła do siedzącej, spoglądając zapłakanymi oczętami to na Doca, to na Nighta. Chyba wróciła do rzeczywistości, teraz bowiem nieco zawstydzona, starała się jakoś zasłonić rękami swe kobiece walory, widoczne w dużym stopniu przez dosyć mocno rozdartą koszulkę.

- Kurwa - Nighfall zaklął - Jak Xiu chwyta ostre przedmioty, operacje kończą się pogrzebem. Musisz tam być Doc - powiedział z naciskiem. - Isabell, byłaś na dole. Jak się tam najszybciej dostać? - zapytał dziewczynę uniesionym głosem. - Nie mam sumienia brać cię ze sobą. Bierz ten karabin i zamknij się gdzieś - wskazał na znalezioną broń. - Chyba, że wolisz nasze towarzystwo od zimnych ścian, to zabieraj się z nami. Dave, mógłbyś tymczasowo pożyczyć jej płaszcz. Wtedy zamiast się zasłaniać, mogłaby użyć rąk do strzelania - dodał.

- Ale ja nie umiem... - Odpowiedziała zawiedziona, spoglądając na karabin - I naprawdę nie wiem, obudziłam się, coś wybuchło, paliło się, jakiś… jakiś wielki potwór zabijał… zabijał śpiących... - Załamał jej się głos, i znowu była bliska płaczu - Nie chcę zostać sama - Dodała cichutko.

- Nie będziesz sama… nie ma sensu by tu kogoś zostawiać.- stwierdził Bullit zdemując płaszczyk i otulając nim dziewczynę.- Po prostu trzymaj się za nami i krzy… daj znać jak zobaczysz coś groźnego.

- Miałem przeczucie, że ta misja się spierdoli. Śniło mi się, że gram w karty. Ty, ja, Leena, a jebany joker śmiał się z wierzchu talii. Ze mnie, pierdolony szczerzył zęby - strzelec widząc, że Doc jest zajęty udzielaniem wskazówek i nigdzie się nie rusza, usiadł naprzeciw dziewczyny. - Nightfall - przedstawił się krótko. - Wszyscy tak mówią dopóki nie otoczy ich armia zombie... spokojnie, żartuję, postaramy się uniknąć flash mobu. Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz, no, spoza... spoza tego koszmaru?

- To… to było...ten... - Isabell zastanowiła się na moment - Byłam w porcie kosmicznym, sprawdzałam mój statek, potem ciemność, no i to - Skrzywiła się.

- Wszyscy do windy, jedziemy do was na górę. - Xiu zaordynowała przez system łączności.

- Zostałaś porwana? - Night zapytał z obawą. Jeśli tak to się rozgrywało, przywożąc tutaj sarkofagi skazali kilka przypadkowych osób na śmierć. Pokręcił głową z niedowierzaniem. - Chore pojeby… - miał ochotę dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi i uderzać jego głową o ścianę tak długo, aż z twarzy zostanie ledwie galareta.
- Dobra, mamy wyznaczony punkt zborny - mężczyzna odebrał komunikat. - Za chwilę będziemy musieli wyruszyć. Dasz radę?

- Chore i nielogiczne… po co im blond-laski? Jeśli jak laski do saloonu to miałoby to sens. Ale tu raczej superżołnierzy chcieli zrobić - zawyrokował Bullit. - Dobra… ruszamy dalej. Isabel opowie o sobie przy innej okazji. Jak już odfruniemy z tego cholernego miejsca - po czym sięgnął po karabin plazmowy. - A tą spluwę wezmę ja… lepiej żeby nas dziewczyna przypadkiem nie postrzeliła.
 
Cai jest offline