Cisza, spokój i zatęchła woń starego papieru wniosły w życie Sophie odrobinę tak potrzebnego ładu. Ostatnimi czasy praktycznie nie opuszczała biblioteki, a od otrzymania wiadomości o ciężkim stanie Claude’a zamknęła się w sobie, ograniczając kontakty z innymi do niezbędnego minimum. Milczała jak zaklęta, wertując kolejne księgi, od czasu do czasu zmuszając zaciśnięte usta do wyduszenia z siebie paru zgłosek, ot dla zadośćuczynienia powszechnie przyjętym zasadom kultury oraz dobrego wychowania. Zresztą prócz Verniera, którego nie darzyła cieplejszymi uczuciami, nie potrafiąc wykrzesać z siebie nawet odrobiny współczucia ze względu na jego niedawną kontuzję, trzymała sie na uboczu, woląc towarzystwo przedmiotów nieżywionych.
Kolejne zakurzone strony ksiąg, pożółkłe i kruche - przewertowała ich setki, zbierając marne okruchy informacji, skryte zazdrośnie pomiędzy tysiącami rzędów zapisanych prasą drukarska znaków… a nieprzyjemne wrażenie bycia w niebezpieczeństwie nie odstępowało jej ani na krok. Czyżby popadała w paranoję? Nie potrafiłą jednoznacznie stwierdzić.
Tym bardziej odczuła konieczność obcowania z Charlotte. Irytowała ją hałaśliwość i dzika energia, buzująca w drugiej kobiecie. Przypatrując się jej miała wrażenie, że lada moment siła ta rozerwie tkanki, nie mogąc dłużej pomieścić się w pojemniku z krwi, mięsa i kości. Ludzie zaczynali L’Anglais męczyć, bardzo zły znak.
Skrzywiła się nieznacznie i odstawiwszy filiżankę kawy na spodeczek, przywołała na usta blady uśmiech. Kolejna wycieczka… tak, im więcej sposobności na opuszczenie Marsylii tym lepiej. Miasto przyprawiało ją o niekontrolowane ataki migreny. Wątpiła, by po zakończeniu sprawy - o ile uda się to uczynić i przeżyć - zakończy również narastający w trzewiach obłęd.
Niektórych rzeczy nie dało się wymazać z pamięci. Część pytań już na zawsze pozostawała w człowieku, rozdzierając go od środka ostrzami niepewności i wciąż rosnącym głodem. Tyle jeszcze zostało do odkrycia, świat wciąż skrywał przed ludzkimi oczami tak wiele tajemnic...
Zmilczała kłębiące się na końcu języka uwagi, poświęcając więcej uwagi parującym w porcelanowej skorupie resztkom kawy, mięśnie twarzy drgnęły. Powinna odwiedzić starego bibliotekarza, nim ruszy gdziekolwiek, zobaczyć jak się czuje po zawale.
- Więc… pociąg? Czy inny środek transportu? - przeniosła wzrok, wieszając go na towarzyszach. Vernier i Charlotte. Decyzji pożałowała jeszcze nim wypowiedziała pierwsze słowo - Na wszelki wypadek powinniśmy przygotować się na najgorsze, ot profilaktyka. Wypadałoby zorganizować broń. Któreś z was potrafi jej używać?