Ucieczka przed bestią z rzeźby znów zaprowadziła ich wprost do obozu. Connor miał ochotę parsknąć szaleńczym śmiechem, ale się ostatecznie powstrzymał, w końcu mógłby zaalarmować tym jakiegoś innego cudaka z lasu. Emocji mieli już wystarczająco i nie wyglądało na to, że ta szalona noc szybko się skończy. Szybki rzut oka po okolicy uświadomił strażakowi, że namiot, w którym zginął Bruce pozostał nietknięty. Jak to, kurwa, było możliwe? Przecież wszyscy widzieli, co się stało z Paquetem i co działo się później.
To nie było jedyne zaskoczenie - okazało się, że Aaron i Mount... żyli. Byli tak realni, jakby to, co wydarzyło się wcześniej, nie miało miejsca. Moment później w obozie pojawił się nieznajomy w upiornej masce i szybko zakończył życie obu mężczyzn. Connor oglądał wszystko, nie mogąc się ruszyć, ani wydobyć choćby słowa ostrzeżenia w kierunku towarzyszy spływu. Wyglądało na to, że znów trafili do innej rzeczywistości, skoro John i Aaron żyli. Przynajmniej przez chwilę. Z drugiej strony, skąd mogli być pewni, że to, jak umarli wcześniej działo się w ich "wymiarze"? Wszystko było tutaj zakręcone jak włosy na jajach.
Przez dłuższą chwilę byli jedynie widzami tego makabrycznego "przedstawienia", a gdy morderca ruszył w kierunku nietkniętego namiotu Paqueta, odzyskali możliwość działania. Czyżby musieli powstrzymać nożownika, nim ten zabije Bruce'a śpiącego w namiocie? A jeśli go zabije, to Bruce, który stał obok nich, też umrze? Connora aż głowa bolała od tych wszystkich kombinacji. Nie było jednak czasu na dalsze rozkminki - strażak spojrzał na kumpli i gestami dłoni dał im znać, że należy podejść w trójkę, najciszej, jak można do mordercy i go obezwładnić. Zdjąć maskę i przepytać, a w razie czego nawet zabić. Nie odzywał się, żeby nie robić niepotrzebnego hałasu i choć możliwe, że morderca nawet nie wiedział o ich obecności, to nie chciał ryzykować.
Na pewno nie mogli pozwolić, by nożownik dorwał Bruce'a w namiocie. O ile Paquet rzeczywiście tam był. Jeśli towarzysze zgodzili się na plan, ruszył wraz z nimi w stronę mordercy, z nożem w gotowości. Łapacz snów powędrował do kieszeni spodni - Conn musiał mieć drugą rękę wolną.