Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2016, 12:17   #95
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
MARC, SOPHIE

W drogę wyruszyli dzień później, pozostawiając na miejscu krotką informację, gdzie się udają, na wszelki wypadek, gdyby dzwonili ludzie z Nantes.
Dzień wcześniej Marc wybadał sprawę postępów w śledztwie dotyczącej zamordowanej panny de Euge. Niestety, dobił się o mur proceduralny, ale przynajmniej dowiedział się tyle, że śledztwo nie zostało zamknięte, a ich grupka nie jest traktowana już, jako podejrzani. Coś więc musiało pójść do przodu. Przynajmniej tyle.

Drogę do Gap pokonali samochodem. Jak się okazało miasteczko leżało w cieniu Alp i kierując się w jego stronę cały czas mieli widok oddalonych szczytów przed oczami. Ruch na drodze był niewielki, szczególnie gdy zjechali z najważniejszej arterii łączącej Marsylię z Grenoble i Lionem i odbili na wschód.

Do celu dojechali po niespełna pięciu godzinach,. Akurat dochodziła pora obiadowa.

Gap urzekało zwartą, nadrzeczną zabudową
i wąskimi uliczkami, którymi z trudem przeciekał się ich samochód. Wydawało się być sennym, spokojnym miejscem, w którym człowiekowi łatwo było odpocząć od zgiełku codzienności i pośpiechu.

Obiad zjedli w urokliwej knajpce, na świeżym powietrzu, rozkoszując się powietrzem, zapachem ziół chętnie hodowanych przez mieszkańców Valencii oraz smakiem potraw. To właśnie od obsługi restauracji dowiedzieli się, że zakon Kapucynów Mniejszych znajduje się na obrzeżach miasta. W części klasztornej. I że jest tylko jeden problem. Tutejsi zakonnicy przestrzegają reguły izolacji i niechętnie kontaktują się ze światem zewnętrznym, a jedynymi osobami, które mają ten przywilej jest furtian i praczki.

- No cóż.. – powiedziała Charlotte chciała zapewne coś powiedzieć, kiedy nagle pozieleniała, łapiąc się z brzuch.

- Ser pleśniowy… Nie mogę jeść… sera.

Kilka chwil później już siedziała w toalecie, hałaśliwie oddając zawartość żołądka. Wezwany pośpiesznie lekarz zajął się nią jak najlepiej potrafił ale i tak Charlotte wylądowała w łóżku, blada i słaba.

- Musicie zająć się tym sami... Proszę…

Wiedzieli już, że klasztor znajduje się niewielkiej kamienicy, zwieńczonej dzwonnicą – jedynym elementem nadającym mu sakralnego charakteru. Wiedzieli też, że jest zamknięty na solidne drzwi.


BERTRAND i LUIS


O dziwo Arturo nie próbował żadnych sztuczek. Zaparkowali samochód na ulicy, z której widać było rzekę, weszli do pobliskiej klatki schodowej nieco śmierdzącej szczurami i wilgotną piwnicą, i po krzywych schodach weszli na pierwsze piętro, gdzie za zwykłymi drzwiami opatrzonymi stosowną tabliczką znajdowało się biuro detektywów.

Biuro robiło całkiem przyzwoite wrażenie.



Utrzymane w stylu, który mógł budzić zaufanie klientów. Stylu, który świadczył o zamożności prowadzących je detektywów, a więc i o ich skuteczności w tym, co robili.

Na jednej ze ścian wisiały zdjęcie Arturo, z jego niesamowitym wąsem i Louisa, wyglądającego niemal tak samo, jak w Carcassonne. Nie było wątpliwości, że człowiek, który z nimi pogrywa, człowiek, który nosi w mankietach spinki Bractwa, to ten sam człowiek, który przyjaźnił się z zabitym śledczym.

Arturo ruszył w stronę biurka, lecz Bertrand pracował już z podobnymi do niego ludźmi. Dwulicowymi padalcami węszącymi spiski i intrygi. Wyprzedził mężczyznę i w ten sposób stał się posiadaczem krótkiej strzelby obciętą lufą, popularnego obrzyna, który Arturo trzymał pod biurkiem podczepiony na skórzanych pasach.

Widząc broń w rękach porywaczy Arturo wyraźnie oklapł. Ale były to tylko pozory. W oczach detektywa pojawiły się niebezpieczne, aczkolwiek tłumione iskierki. Jakaś budząca się, złowroga pewność siebie, zupełnie nie przystająca do sytuacji.

Luis już widział takie zachowanie u antykwariusza w Carcassonne i nie podobało mu się ono, podobnie jak teraz.

Połączenie obłędu, desperacji uśpionej furii nie mogło doprowadzić do niczego dobrego.
 
Armiel jest offline