Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2016, 14:39   #1
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
[Pathfinder] Świecidełko



ŚWIECIDEŁKO


Pogórze Gór Ziemnej Opoki stanowiło ze wszech miar nudny, nieciekawy i uciążliwy skrawek Faerunu. Podróżowanie w karawanie, po nierównej drodze wijącej się podnóżami otaczających ich zewsząd pagórków i skał, przedzieranie się przez błoto z roztapiającego się śniegu i pierwszych wiosennych deszczów i użeranie się z poganiającym ich ciągle Letusem Wifferem - właścicielem sześciowozowej karawany - było tak dalekie od bohaterstwa i przygody jak tylko być mogło. Trwało to już od czterech dni i miało potrwać jeszcze szesnaście.

Sformowali się jeszcze w Smoczych Wodospadach i zmierzali w stronę ziem Rodu Wulf, w kierunku niezbyt chętnie wybieranym przez większość kupców. Poza tym ruch był mały, co zaowocowało niezbyt dobrze chronioną karawaną złożoną z wyjątkowej zbieraniny. Desperaci, pragnący czynów wielkich, lecz nie mających do nich środków, zarabiali teraz po dwie złote monety za każdy dzień tych męczarni, zeskrobując wieczorami błoto ze swoich butów, spodni a w przypadku Luny, również reszty ubrania. Czwórka z nich skupiła się przy ostatnim wozie, robiąc za tylną straż - jak bardzo zabawnie by to nie brzmiało i wyglądało. Na wypakowanym dobrami na sprzedaż wozie zmieścili też swój ekwipunek, ale rzadko przychodziła im możliwość jazdy. Znacznie częściej musieli go pchać.
A grupa, jak już się rzekło, pasowała do tego jak pięść do oka.

Ubogi rycerz, który nie potrafił ukryć faktu, że zapodział gdzieś konia i porządną zbroję, choć kazał sobie mówić "sir" to generalnie niewielu na to przystawało, bo i do czego nie było za bardzo oprócz niezłej buźki oraz herbu de Blacktowerów, którego to praktycznie nikt z karawany nie kojarzył. Pechowa niziołka, której ciągle coś się przydarzało, nie wyglądała ani trochę na wojowniczkę. W zasadzie wyglądała słodko, uroczo i czasami seksownie, lecz groźnie na pewno nie. Prawdę powiedziawszy, sądząc dodatkowo z faktu, że wszystko jej gdzieś ginęło i wypadało z rąk, było wręcz odwrotnie i tylko pozytywny charakter nakłonił Letusa do zabrania jej ze sobą. Bladzioch nie był nieprzyjemnym towarzyszem, ale swój przydomek zarobił już na samym początku, kiedy to zaraz zaczęto żartować, że nażarł się niezdrowego żarcia albo za długo w jaskini siedział i tylko maczugi potrzebuje do kompletu. Jednemu z woźniców musiał wręcz bezpośrednio pokazać, że czasami warto język za zębami trzymać, aby zyskać sobie nieco spokoju na postojach i noclegach. I na końcu piękna niczym laleczka półelfia dziewczyna, która przyciągała dwa rodzaje spojrzeń wśród większej części karawaniarzy: pożądliwe lub niechętne. Czasami oba na raz. W Vast, jak i w większości Faerunu, mieszańce nie cieszyły się zaufaniem i popularnością.

Oprócz ich czwórki, karawanę tworzyło kilka innych grup. Oczywiście sam Letus i szóstka podległych mu strażników, dowodzonych przez kobietę, kapitan Hesherę. Cała szóstka wyglądała na wojowników klanowych, a nie regularnych karawanowych ochroniarzy i w pewnym sensie pasowała do miejsca, w które zmierzali. Powozili Ponurzy Woźnice, sami tak się nazywający i zwykle przykładający dużą wagę, aby na tę nazwę zasłużyć. Aparycją i postawą raczej nie zachęcali do bliższego poznawania, trzymając na uboczu. Obraz karawany domykała Drużyna Błyszczącej Włóczni. Piątka poszukiwaczy przygód - samych ludzi - trzymająca się na przodzie, przed pierwszym wozem, skupiona na osobie przywódcy Akermusa wyposażonego… właśnie tak, w błyszczącą włócznię.


Wczesnym popołudniem czwartego dnia drogi, monotonia zmieniła się w lekki chaos. Wozy zatrzymywały się, ślizgając w błocie marnej jakości drogi, członkowie Drużyny Błyszczącej Włóczni krzyczeli, że koniec drogi, a ze stromego zbocza po prawej stronie spływały w niewielkich ilościach błoto, roztapiający się śnieg i spadały małe kamyczki. Niewiele wcześniej dało się słyszeć z przodu dudnienie i po przejechaniu kolejnego zakrętu wiadomo było skąd pochodziło. Na drogę zsunęła się błotno-śnieżno-kamienna lawina, blokując całkiem przejazd. Z czystej ostrożności wszyscy zaczęli też rozglądać się za potencjalną zasadzką, ale nikt nie zaatakował. Miejsce było złe na postój, z wysokim, skalistym zboczem po prawej i łagodniejszym po lewej, pełne błota i gwarantujące ogromne problemy choćby z zawróceniem wozów. Nikt nie kwapił się też do wdrapywania się na zwały błota i kamieni blokujące drogę.

Heshera podjechała na koniec karawany na karym ogierze, rozchlapując błoto na boki i zatrzymała przy czwórce stanowiącej ariergardę, zerkając na nich z góry.
- Pan Lettus chcę byście się przydali i sprawdzili jak to wygląda z góry. Czy jest obejście, jak lawina jest szeroka i czy nie ma śladu potencjalnej zasadzki.
Wskazała łagodniejsze zbocze, na które mieliby się wdrapać. Oczy kobiety jasno dawały do zrozumienia, że owa prośba to tak naprawdę polecenie. Nie było trudne, ot, najwyżej pobrudzą się bardziej. Przy założeniu, że być może będą musieli przekopywać się przez lawinę, ta robota wydawała się wręcz przyjemna.
 
Sekal jest offline