Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-05-2016, 19:11   #9
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Jak rozumiem, panna Violet. - Violet pokiwała głową wpatrując się w oczy klienta

- Tutaj znajduje się trzydzieści pięć tysięcy euro w gotówce. - kobieta spuściła wzrok na gotówkę - Obok jest też kontrakt. - spojrzała, był - Proszę zapoznać się ze szczegółami. Są tam podane słowa bezpieczeństwa. Pierwsze w wypadku zbliżenia się do granicy. Drugie, na wypadek gdybym granicę przekroczył. - Violet przekartkowała formułkę, w zasadzie mogła pochodzić nawet ze strony internetowej albo jej profilu xxx, trochę się zdziwiła że nie pisze nic o video, zazwyczaj ludzie chcieli to sobie nagrywać no ale, klient jest panem a euro jest euro. Kobieta podliczyła pieniądze po czym podpisała papiery.

Powoli zsunęła z siebie halkę, pozwalając by syntetyczny materiał ześliznął się po jej skórze na brudną podłogę “lochu” jak Violet lubiła myśleć o takich miejscach. Podeszła do rur takim krokiem, jakby miała za chwilę przy nich tańczyć burleskę.

Kiedy została rozkrzyżowana i spięta kajdanami, oddychała ciężej, wysyłając swoim ciałem sygnał napięcia, niepewności i strachu. Zastanawiała się czy mężczyzna będzie ją najpierw mapował - czyli zaczynał uderzać słabiej, dopiero przechodząc do mocniejszych uderzeń i chwytów, pozwalając jej przyzwyczaić się do bólu, czy też zacznie obrazu z maksymalną brutalnością. Cóż,,zaraz się okaże. Violet była profesjonalistką, nic nie jadła i nic nie piła od dwunastu godzin. Nie mogła się więc zsikać ze strachu. Co nie oznaczało że jest sucha.
Violet nie miała żadnych planów na najbliższą przyszłość, oczywiście trzymała pieniądze na koncie walutowym i złoto w depozycie ale jej codzienne rozrywki były czysto hedonistyczne. Kiedy nie pracowała lubiła po prostu pławić się w luksusie, odbijała sobie za lata spędzone w nędzy i poniżeniu, żyła tu i teraz. Po tej robocie spędzi tydzień w spa, pływając w mleku i pijąc coś słodkiego.
Ale najpierw…
Przygryzła wargę i ruchem gałek ocznych śledziła pozycję mężczyzny. Przyjemność przyszła nagle. To co poczuła było niesamowite. Przeżyła wiele orgazmów w swoim życiu. Jeszcze więcej udawała. Ale takie uczucie przeżywała pierwszy raz. Wysoki blondyn stojąc za nią wpił się w jej szyję, trzymając jej głowę i zasłaniając oczy. Czuła, że przegryzł jej skórę. Przebił się i ssał jej krew. Ale nie czuła bólu.
Violet jęknęła, gdy mężczyzna przegryzł jej skórę. w pierwszym odruchu przypomniała sobie o tym jak pierwszy raz spotkała Hudiniego, jak on i zgraja jego koleżków bawiło się nią w dzikim gangbang’u i gryzło plastikowymi kłami. Straciła tamtej nocy chyba szklankę juchy. A potem kąpiel w mleku i czekoladowe szejki…
“- Jak on to zrobił, że nie boli?” - gdzieś głęboko w świadomości kobiety zastukała myśl. “- Jakieś dragi” - jedyne co przychodziło jej na myśl. “- Tylko co? antyseptyczny krem?
Nieważne, jest super!” - Violet wiła się starając potrzeć o siebie rozkrzyżowanymi udami.
Kobieta wydała z siebie w ekstazie nieartykułowany dźwięk, coś jak konanie od łaskotek. Wzdrygała się potrząsając łańcuchami jakby próbowała się dotykać po całym ciele.
On położył dłoń na jej boku i powili wodził nią w górę w stronę piersi, a później w dół opierajac na pośladku. Później wędrował w drugą stronę. bawiąc się palcami i delikatnie łaskocząc po podbrzuszu. Violet czuła się coraz bardziej śpiąca. Kolejne sceny pamiętała jak przez sen. Czuła w ustach metaliczny posmak. Czy piła krew? Na pewno całowała i lizała jego nadgarstek.
Kiedy była kilkuletnim jeszcze dzieckiem, wygadała ku górze na pokład poprzez podłogę ze stalowej kraty. Ściśnięta w ładowni wraz z innymi, cierpiała głód i pragnienie. Jedynym źródłem pokarmu i wody były resztki które spadały przez szczeliny kraty, pomyje czy szczyny marynarza, który akurat postanowił zadrwić sobie z umęczonych ludzi.
Malutka Ayo stawała na paluszkach i z otwartymi na całą szerokość spękanymi ustami spijała krople z wyżymanej na pokładzie ściery. Ciecz miała posmak oleju i smród stęchlizny, dla Ayo tak smakowało i pachniało życie. Alternatywą była śmierć. Śmierć nie miała koloru, smaku, zapachu, tylko pustka. Dlatego i teraz piła, ssała łapczywie, cokolwiek to było. Przyjemne ciepło wypełniało jej ciało. Czuła się wolna, chodź skrępowana. Zasęła
Ból trafił ją z siłą tsunami. Ayo nigdy się tak nie czuła. Wielokrotnie była bita, ale tym razem czuła jakby jej organy wewnętrzne pękały. Miała wrażenie, że jej mięśnie odrywają się od kości. Całe jej ciało składało się z bólu. Krzyk wyrwał się z gardła. Szarpała się, jednak łańcuchy skutecznie unieruchamiały jej kończyny. Zgrzyt metalu świadczył o tym, że kajdany są na skraju wytrzymałości. Przetarcia na nadgarstkach były niczym w porównaniu z tym co czuła w środku. Wierzgała się jak dzikie zwierzę, zwierzę którym jest każdy człowiek gdy zaznaje męki. Jak drapieżnik starający się odgryźć własną łapę gdy ta uwięziona w sidle. Wyła, warczała wręcz by ostatecznie popaść w katatonie jakiegoś skomlenia. Jej oczy uciekały do tyłu gdy niczym w transie rwała ręce do tyłu, starając się je chyba urwać. Próbowała coś chwycić zębami na ślepo, cokolwiek, ostatecznie natrafiła na własne ramie i zaczęła wściekle je szarpać.Blondyn spojrzał na nią i lekko przekrzywił głowę. Ogniwa łańcuchów się naciągały. Na twarzy blondyna wykwitł uśmiech.
- Mówiono mi że jesteś silna. Zdeterminowana. Teraz myślę, że popełniłem błąd.

Rzut na opanowanie szału,
samokontrola ST 10, wydany 1 ptk siły woli i 5 kosci; rzut: 10, 3, 1, 3, 2.
1 anuluje 10, jeden sukces.


Kiedy do uszu targanej nienaturalnym szaleństwem Violet dotarł męski głos, jej dłonie chwyciły za łańcuchy i uniosły ciało do góry. Zdziczała kobieta zadarła głowę do góry i zaczęła węszyć, szukać źródła głosu, potencjalnej ofiary do rozszarpania… zjedzenia… wypatroszenia… Jednak jednocześnie, gdzieś w jej umyśle zaświtała myśl, że to wszystko jest jakieś nienormalne, że jest pod wpływem jakiś prochów i dalej jest w pracy.
- ...iono mi że... ...este... ...lna. Zde… ...in… ...na. Te… ...z my… ...ę, ż... popełni... błąd. - Jakimś cudem, Violet udało się przypomnieć, choć na moment gdzie się znajduje. Jej ciało opadło i zawisło bezwolnie na na łańcuchach.
- Błąd? ta.. k Proszę Pana, byłam bardzo nieposłuszna, chyba musi mnie Pan ukarać Proszę Pana… - wymamrotała wulgarnie z opuszczoną głową starając się skupić na pracy jak tylko mogła. Liczyła, że pomoże to odegnać odurzenie “dziwnymi prochami” jakimi mężczyzna musiał ją naszpikować. Kiedy już wydawało się jej, że nad sobą panuje, ogromna, przytłaczająca żądza mordu na nowo, powoli lecz miarowo wypływała na powierzchnię. Ciało kobiety, dopiero co rozluźnione, zaczęło się znów napinać. “- Kurwa, ile ja wzięłam tego świństwa i czemu wcześniej o czymś takim nie słyszałam?” - pomyślała przerażona Violet, czując jak traci nad sobą kontrolę.
- Niesamowita siła woli. Może jednak masz tę determinację której szukałem. Do zobaczenia jutro. - blondyn wyszedł jak gdyby nigdy nic. Zostawił targaną złością kobietę. Nagą. Skutą. Targaną gniewem. Bardzo się zmęczyła w swoich atakach agresji. Opadła z sił tuż przed świtem.

Gdy otworzyła oczy czuła ogromny głód. Nie było to znane ściskanie w żołądku. Była to głęboka potrzeba zjedzenia czegoś. Posilenia się. Wtedy pojawił się ten sam blondyn co poprzednio. Dziwnie pachniał. Miał ze sobą coś co przypominało kielich. Zapach roznoszący się w powietrzu pogłębiał głód jaki czuła Violet.

Rzut na samokontrolę ST 5, 5 kości, 6,3,6,7,4
3 sukcesy, tymczasowe odparcie szału.


Violet nie miała pojęcia ile minęło czasu. Wiedziała natomiast, że coś jest bardzo, bardzo nie tak. Jakaś chemia wywróciła jej zmysły do góry nogami. Nie potrafiła skupić się nawet na biciu własnego serca “- Czyżby facet nieustanie mnie szprycował? ile już we mnie wpompował? czy przypadkiem nie stara mnie zabić? czy nie wdepnęłam tym razem na dobre? Oddychaj głęboko, skup się!” - skarciła się w myślach, dziwny wpływ prochów sprawiał ze nawet oddychanie wydawało się jakieś irracjonalne. “- Okropny głód, czy to głód narkotyczny? czy teraz będę błagać go o działkę? może to jakiś pierdolony alfons, a może wciąż jest klientem i to go po prostu kręci?” - Violet starała się jak najlepiej odczytać sytuację, od tego mogło zależeć jej życie w pierwszej kolejności, a potem warunki tego życia.Kiedy mężczyzna wrócił Violet wlepiła w niego wzrok starając się odczytać jego intencje
Zapach… sprawiał że jej nozdrza się rozszerzyły, kobieta poczuła, że coś spłynęło jej w suchym gardle “- Kurwa, zajebała bym za to coś!” - uświadomiła sobie z przerażeniem i narastającym głodem. Przygryzła nieprzyjemnie suchą wargę:
- Panie… - zaczęła poddańczym głosem - Jestem taka głodna, proszę… zajmij się mną, Daj mi spróbować, proszę, bardzo proszę. - Zaczęła się bujać na kajdanach niczym mała opuszczona dziewczynka na starej huśtawce. Coś w jej głowie podpowiadało jej że każde łańcuchy kiedyś pękają i że mogła by spróbować je zerwać… “- A potem zerwać rękę, nogę czy głowę tego pierdolonego kutasa i zaklaskać nimi, Tego zasranego kutasa który na pewno nie chcę się podzielić tym wspaniałym czymś…”- potrząsnęła głową “- Nie to nie będzie teraz dobry pomysł, to jest kretyński pomysł, ludzie nie zrywają kajdanków, przynajmniej nie stalowych” Blondyn z blizną stał przed nią i wpatrywał się. Wyciągnął kielich przed siebie i upił z niego nieco gęstej zawartości.
- Chciałabyś? - powiedział jak gdyby nigdy nic do trawionej głodem murzynki.
Podsunął pod jej nos kielich, którym zakręcił, tak jak kręcą koneserzy wina, żeby ocenić jego walory.

Rzut na samokontrolę ST 6, 5 kości, 8, 8, 4, 3, 4
2 sukcesy + wcześniejsze 3 sukcesy,
w sumie 5 sukcesów, opanowanie szału
<postać nadal czuje głód, ale nie narasta w niej już nadludzki gniew>


Violet aż przełknęła śli… to znaczy, przełknęła by ślinę, gdyby takową miała, jej ciało wypełniała po pięty tylko i wyłącznie suchość i jej towarzysz głód. Dlatego kobieta wykonała jedynie odruch przełykania. Wytężyła wzrok i węch, wygięła szyję do przodu, naprzeciw podsuniętego pod nos kielicha. “- Krew” - stwierdziła momentalnie. Violet nie była jakimś ekspertem, jednak co jak co ale krew, potrafiła rozpoznać. Co jednak było najbardziej dziwaczne to to, że całe jej ciało aż krzyczało by kobieta napiła się właśnie krwi.

Violet uważała samą siebie za osobę praktyczną. Najpierw należało załatwić problem głodu, nad detalami będzie mogła zastanowić się z “pełnym brzuchem”, skoro ma to być krew, niech będzie.
- Mmm… - zamruczała - Taaak Panie, bardzo bym chciała żebyś mnie wypełnił… - Przeniosła wzrok na mężczyznę i uśmiechnęła się lubieżnie. Jednocześnie uświadomiła sobie ze zdziwieniem, że jeszcze ani razu nie mrugnęła, zupełnie jakby jej suche oczy tego nie wymagały.
- Już wiem, że dobrze wybrałem. Pij - podsunął jej kielich do ust. Violet łapczywie wychlipała ciecz. Jako dziecko, Ayo należała do tych, które zdrapywały strupy i zjadały je przy każdej okazji, potem liżąc swoje rany jak małe zwierzątka. Jedno było jasne - nic nie jest w stanie imitować krwi, nic nie może być substytutem tego smaku. Violet zawsze go lubiła, choć nigdy nie spożywała jej w takiej ilości jak teraz.“- Boże co za rozkosz, co za słodycz, powinnam od początku pieprzyć się dla krwi a nie szmalu.” - i natychmiast zaczęła zastanawiać się ile krwi można kupić za trzydzieści pięć tysięcy euro… Kielich opróżnił się zanim nawet zdążyła zakończyć tę myśl. Zerknęła na mężczyznę, z jakiegoś powodu jej uwaga natychmiast skierowała ją na obserwację, że w środku jego ciała na pewno musi być więcej krwi... “- Co to ma w ogóle być...” - zdystansowała się jednak. Violet przejechała wargami na wpół otwartych ust po brzegu pustego kielicha i musnęła palec mężczyzny. Zahaczyła go zębami patrząc mu w oczy, miała ochotę go ugryźć ale nie odważyła by się.
- Podoba ci się to co widzisz Panie? lubisz patrzeć jak piję krew? tak? daj mi jeszcze zobaczysz jak dużo mogę połknąć. - oblizała się.
- Ty nadal myślisz, że to część zabawy? Nie. Ty nie żyjesz. Zabiłem cię zeszłej nocy - mówił tonem jakim mógłby równie dobrze prezentować pogodę.
- Jestem wampirem - kontynuował - wczoraj uczyniłem cię swoją córką. Teraz też będziesz pić krew. Krew to cała nasza egzystencja. Bez niej jesteśmy niczym. Ale dzięki niej nikt nie może się z nami równać. -
Odstawił kielich na stolik, na którym poprzedniego wieczoru znajdowała się gotówka. Teraz nie było po niej śladu. Violet nie odpowiadała jakieś dwie minuty. Tyle czasu normalnie mogła wstrzymać oddech bez odczuwania jakichkolwiek dolegliwości. Przynajmniej do teraz. Teraz po prostu nie oddychała. Przerażenie narastało w niej gdy wszystkie elementy tej makabrycznej układanki, składały się zgrabnie w krystalicznie jaskrawy obraz. Violet strasznie się bała. Prawie tak bardzo jak była głodna… krwi, takiej jak przed chwilą piła.

Violet uważała się praktyczną osobę i jak bardzo nieprawdopodobnie to wszystko wyglądało, postanowiła skupić się na działaniu i rozwiązać najpierw jeden problem, by potem dopiero zająć się drugim. Wciąż była głodna, choć przynajmniej wiedziała czego łaknie i jak ten głód zaspokoić. Mężczyzna w zasadzie podał też już banalnie oczywisty powód dlaczego akurat to chce pic… choć Violet starała się jeszcze oddalać roztrząsanie w myślach tej kwestii. Kolejna sprawa: naga rozkrzyżowana i skuta czarna dziwka, nie wdaje się w dywagacje z dużym białym chujem który karmi ją krwią z kielicha, mówi że jest wampirem i ona zresztą też…
“Zabawa” czy nie, On dalej rozdaje tu karty. Przygryzła wargę:
- Ty wyglądasz jakbyś “bawił” się świetnie… “tato”. Jestem okropnie głodna i skoro mam pić tą krew to daj mi się jej napić, chyba, że masz zamiar mnie tak dręczyć aż do śm… - urwała i po prostu wpatrywała się z niecierpliwością. Mężczyzna wyjął pistolet i bez wahania wystrzelił w nogę Violet. Kula przeszła na wylot rozszarpując prawe udo. Poczuła ból, jakby była zwykłym człowiekiem. Może minimalnie słabszy… choć rzadko przyjmowała kule, więc to subiektywne odczucie.
- Możesz leczyć się z każdej rany. Tylko skup się na tym. Pomyśl, żeby ją uleczyć.
Kiedy mężczyzna wyciągnął pistolet i wymierzył, źrenice Violet rozszerzyły się, zaczęła się nerwowo miotać, skomleć żałośnie o życie… Kiedy broń wystrzeliła, kobieta wrzasnęła, pocisk rzucił jej wiszącym na łańcuchach ciałem jak wiatr rzuca żaglem naciągniętym na maszt statku. Piszczała z bólu i przerażenia… które były prawie tak silne jak głód… krwi. Spojrzała ze strachem na mężczyznę.
Violet uważała się za praktyczną kobietę, postanowiła brać go jeszcze poważniej, co oznaczało również poważanie jego rad.
Ayo znała zasadniczo trzy emocje: gniew, strach i miłość. Z miłości ludzie potrafili poświęcać własne życie dla tych których ową miłością darzyli. Ayo widziała w miłości użyteczność gdy to ktoś kochał ją. Strach sprawiał, że człowiek był w stanie zabić kogoś, by ratować życie swoje, lub czyjeś. Ayo korzystała z siły jaką dawał jej strach w wielu momentach swojego życia. Strach miał jednak swoje ograniczenia, Strach myślał mało ambitnie, szedł na skróty. Gniew był królem emocji, potężny władczy, gniew sprawia, że samica guźca atakuje hienę i wygrywa. Dlatego wystraszona teraz Violet skupiła się na gniewie. Zła na zranioną nogę, zła na słabość, rządna siły. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowała jak jej ciało… zrasta się! “- jeeesteeemnieśśśmieeerteeelnaaaaa!!!!” - eureka, szok, euforia momentalnie ogarnęła umysł Violet, a jej usta wykrzywiły się w dzikim uśmiechu. Przeniosła podniecone oczy na mężczyznę “- Mój bóg! co ja powinnam mu powiedzieć?” - zawahała się w myślach. Violet uważała się za praktyczną osobę, spuściła pokornie głowę i powiedziała prawdę:
- Ciągle jestem głodna, Ojcze.- W odpowiedzi mężczyzna zamknął oczy i przytaknął ruchem głowy.
- Krew. Vitae jak ją zwą starożytni. Bez niej jesteśmy niczym. Jestem twym ojcem. Twym Sire! Ty zaś po wsze czasy będziesz mym childe. Dzieckiem we krwi. Oboje jesteśmy Brujah. Najwaleczniejszym spośród wampirzych klanów. Od wieków jesteśmy niezrównanymi wojownikami. - blondyn wyszedł na moment z pomieszczenia i po chwili wrócił prowadząc przed sobą czarnoskórego mężczyznę. Murzyn miał nagą klatkę piersiową i obcięte pod kolanami dżinsy. Był bosy. Jego ręce były skrępowane za plecami. Twarz miał zasłoniętą czarnym workiem.
Wampir cisnął nim pod ścianę, naprzeciw skutej Violet. Gdzieś spod worka dobiegł cichy szloch, nie pasujący do dość dobrze zbudowanego ciała.
- Brujah są najsilniejszym spośród klanów. Krew daje nam siłę. Siłę, której ty jako śmiertelnik nigdy byś nie pojęła. Teraz zaś, gdy twoja śmiertelność jest przeszłością możesz czerpać z naszej studni gniewu cały dostępny potencjał. - blondyn podszedł do zwijającego się pod ścianą człowieka. Przykucnął na moment. Wyjął nóż sprężynowy i ze świstem otworzył ostrze. Gdy sprawnym ruchem podciął gardło bezbronnej ofierze w pomieszczeniu rozniósł się rozkoszny zapach posoki. Ayo poczuła coś, co skojarzyło jej się z napływem śliny do ust. Dziwne mrowienie w dziąsłach.
- Długo cię obserwowałem. Wiem, że ciężko znaleźć na Malcie kogoś z tak wielką wolą walki. Pokaż mi childe, że masz naszą siłę! Pokaż mi jak odrzucasz łańcuchy i pijesz jego krew po to, żeby samemu nie umrzeć z głodu! Pokaż siłę Brujah!

Rzut na samokontrolę przeciwko szałowi, st5.
5xd10: 4,8,2,6,4, 2 sukcesy



Rzut na zerwanie łańcuchów, st6
siła2+atlethic1+potence1=4xd10: 9,6,6,10, 5 sukcesów


Violet uważała się za praktyczną jednostkę. Przyswajała na bieżąco nazewnictwo i informację. “Krew -Vitae”, “Bez niej - niczym”, “Ojciec - Sire”, “Dziecko krwi - Childe”, “Klan - Brujah - waleczni - wojownicy”. Było nawet więcej: “zwą starożytni” - “ciągle żyją? starsze wampiry? starsze od Ojca? Te co go zmieniły? jak długo się to ciągnie? no i klany? ile ich jest? kim oni są?”

Violet z uwagą przyglądała się poczynaniom Ojca, kiedy wrócił z więźniem jej wygłodniałe ciało wyprzedziło w reakcji umysł “Jedzenie!” - ta myśl zwizualizowała się niemal natychmiast, ignorując całkowicie nieludzkość tej perspektywy. Cóż… od tej pory nieludzkość nie jest już jakimś definitywnym określeniem, przynajmniej nie dla Violet.
Samo oglądanie człowieka, jego skóry pod którą przelewało się tyle smakowitej krwi… vitae znaczy się, sprawiało, że kobieta znów zaczęła czuć to napastliwe szaleństwo… “Nie!” - skarciła się w myślach - “Muszę się skupić, Ojciec coś do mnie mówi...”

- Fuck! - wrzasnęła z zaskoczenia gdy Ojciec chlusnął murzyna nożem. “Oż! ale...” - z przemocy jej uwaga przeskoczyła na widok i zapach krwi, a szaleństwo w skroniach napierało… “Pokaż siłę Brujah” - dobiegał głos Ojca. “Siła, Siła Brujah - krew daje nam siłę, czerpać ze studni gniewu. Gniew, tak!” - Violet znów skupiła się na królu emocji - gniewie. “Gniew” był tak władczy, że nawet “Szał” spuścił przynajmniej na chwilę przed nim głowę. Violet czuła się potężna, zakołysała się na dzwoniących łańcuchach jakby starała się wyczuć ich wytrzymałość. Jednym ruchem ścisnęła nogi i ręce do siebie. Trzask, brzęk, była wolna! szok! Violet nie patrzyła z wybałuszonymi oczami na swoje ciało, nie. Stała tylko przez moment przyswajając sytuację w myślach, napawała się swoją nadnaturalną siłą “Jestem jakimś bogiem!” - pomyślała - “Jakimś głodnym bogiem...”

Violet uważała się też za szybką i szybka była w istocie - rzuciła się przed siebie ślizgiem na nagich kolanach. Wjechała okrakiem na tors opartego o sciane więźnia. Złapała oburącz jego głowę i przekrzywiła otwierając swoim ustom drogę do sączącej się zeń krwi. Słodkiej, lepkiej krwi, gęstej i przyjemnej jak… jak krew!
Kiedy pierwsze krople dotknęły jej wysuszonych warg, momentalnie… doszła. Szybko przeszła od chlipania i lizania do drapieżnego ssania. Ssała, piła, przełykała i krzyczała w cielesnym uniesieniu jednocześnie. Gdyby wciąż była żywym człowiekiem, taka konfiguracja skończyła by się zakrztuszeniem, uduszeniem może nawet. Nie teraz, teraz nie musiała wcale oddychać i po prostu “bulgotała”. “- Och jak słodko jak dobrze, och tak! tak!” - Kiedy zaspokoiła pierwszy głód pozwoliła sobie oderwać na moment usta od ofiary, tylko po to by namiętnie jęczeć, przeżywać. Wyła jak prawdziwa kurtyzana, którą oczywiście była, spuściła jedną dłoń z nieszczęśnika i zaczęła pieścić swoją pierś. Przejechała mokrym od ciepłej posoki językiem po zębach, wyczuła coś co musiało być kłami “- Kurwa, ale czad!”

Ciach! - uderzyła kłami w w szyje ofiary, niczym kobra po czym odchyliła się do tyłu by podziwiać swoje dzieło - jak kot bawiący się myszą. Skóra murzyna była przedziurawiona i krwawiła

- Ha! - wrzasnęła w ekscytacji, zlizała nową krew po czym uderzyła kłami jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze... a potem znowu lizała.

Czuła, że ciało mężczyzny robi się coraz zimniejsze. Głód nie męczył jej już tak strasznie, zaczęła się nawet zastanawiać czy mężczyzna musi umierać… Cóż, gdyby miał żyć, Ojciec nie derżnął by mu gardła, zresztą więzień “wiedział” raczej za dużo. “- Musi zginąć tak czy siak, więc chyba lepiej żeby jedzenie się nie marnowało…” - Violet podziwiała swój pragmatyzm, duma ją niemal rozpierała.

Kobieta zaplotła nogi w okół torsu nieszczęśnika i odepchnęła się stopami od ściany, Ssała go teraz mocno zaciskając swoje nogi na jego brzuchu i dłonie zaplecione na jego plecach, coraz mocniej i mocniej, jakby chciała go wycisnąć… nie ona naprawdę go wyciskała. “Pijesz jego krew po to, żeby samemu nie umrzeć z głodu” - mówił Ojciec, cóż, w sercu Violet brzmiało to fair play, “- pająk musi jeść.”

Kiedy skończyła.... kiedy skończyła bo nic już nie było, schodziła z zimnego, pogruchotanego ciała powoli, robiąc rachunek sumienia jak się z tym czuje. Czuła się średnio, wiedziała,już dawno, że jest w stanie zabijać, choć może nie w takim “zwarciu” ale niepokoił ją “mess” przecież gliny zaraz zainteresują się takimi “wydmuszkami”. Schodząc z mężczyzny spojrzała na Ojca. On na pewno musi sobie świetnie radzić z takimi niuansami.
- Kładziesz naczynia po kolacji do jakiegoś konkretnego zlewu? Ojcze?
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 04-05-2016 o 19:18.
Amon jest offline