Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2016, 22:35   #175
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Kondycja Mikołaja była na wysokim poziomie, więc taki bieg nie powinien być problematyczny. Jednakże dodatkowa dawka stresu przyczyniła się do zmęczenia organizmu chłopaka na tyle, że po zatrzymaniu się młody mężczyzna zgiął się w pół, ręce wsparł na kolanach i ciężko dyszał. W ustach czuł charakterystyczny smak krwi, który towarzyszy ciężkim treningom biegowym.

Dopiero po chwili podniósł wzrok i zobaczył gdzie się znajdują. Znów byli w obozowisku.
- Ja pierdole...- zdołał z siebie jedynie wykrzesać w ojczystym języku Mikołaj. Opuścił ponownie wzrok i wbił go w ziemie, chcąc uspokoić skołatane nerwy i serce, które dalej biło jak oszalałe. Przyczyną tego mógł być bieg, ale bardziej prawdopodobną przyczyną był stres, strach i niepokój.

Chłopak nagle usłyszał szept. Ten sam głos, który wcześniej mówił, że jest głodny i z pewnością wróci po resztę członków spływu.
Tym razem głos wydawał rozkazy.

"Patrz"

Chłopak podniósł wzrok ponownie na obozowisko. Zobaczył Aarona, który jak gdyby nigdy nic oddawał mocz pod drzewem. Mikołaj miał coś powiedzieć ale głos go ubiegł

"Milcz"

Głos zamarł chłopakowi w gardle. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, ba, nie był nawet w stanie przełknąć śliny. Miał wrażenie, że jego przełyk wysechł na wiór, a on sam zaraz się udusi. Chciał się ruszyć, biec, uciekać, ale głos odezwał się po raz trzeci.

"Stój"

Z ziemi wyrwały się korzenie, których powierzchnia była tak ciemna, że wydawały się nie istnieć, być tylko dziurami w rzeczywistości, prowadzącymi do innego wymiaru. Jednak mimo swojej nierealności Mikołaj poczuł ich realny uścisk na swoim ciele, gdy oplotły go szczelnie uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Chłopak zmuszony był do obejrzenia w milczeniu przedstawienia przygotowanego przez jakiś chory psychicznie umysł, w którym członkowie spływu grali główne role. Oni i jeszcze ktoś. Zamaskowany morderca, który pozbawiał ich życia. To nie mogła być prawda, gdyż Mikołaj widział tam ich przewodnika, który zginał wcześniej, zdążył zmienić się w... zombie... i zginąć po raz kolejny. To było przewidzenie, Mikołaj był prawie pewny.

Ale czy mógł być w tej chwili czegokolwiek pewnym? Wszystko zdawało się tonąć w oceanie szaleństwa, wizji, mroku i krwi. Granica między rzeczywistością, koszmarem a fantazją została dawno zatarta i nie było mowy o powrocie. Zostało jedynie płynąć z nurtem i akceptować wszystko co podaje los. Zaadaptować się do reguł gry, dostosować i zwyciężyć.

Chłopak stał obok Connora i Bruce'a. Po głosie, mackach i obecności nie było śladu. Ciało było znów pod jego kontrolą. Jedyne co zostało to scena, przedstawienie teatralne trwało w najlepsze. Główny bohater, zamaskowany zabójca, zamierzał właśnie odegrać scenę mordu na Bruce'ie, na co najwyraźniej Connor nie chciał pozwolić.

-Grać według reguł. Dostosować się. I wygrać. - szepnął do siebie Mikołaj. Śladem Mayfielda wyciągnął swój nóż i ruszył w celu przerwania spektaklu przed wielkim finałem.

-Jestem... jestem tuż za tobą... - powiedział Mikołaj, a jego głos brzmiał... dziwnie spokojnie.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline