Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2016, 14:33   #5
KaDwakus
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
Phoebe Duncan

Phoebe łapczywie pochłaniała swoją porcję potrawki z łososia. Bardzo lubiła kuchnię Phila, więc nie odmówiła, gdy zaproponował jej i Charlie, pozostałości obiadu, na kolację. Nawet odgrzewane, były wyborne. Phil miał prawdziwy talent! Co na swój sposób, wydawało się jej przezabawne - jako weterynarz opiekował się zwierzętami, a po pracy, wracał do domu i własnoręcznie ładował wiele z nich, do garnka. Smakowita ironia - żartowała w swojej głowie. To prawie tak, jakby lekarz był kanibalem i przyrządzał gulasz z własnych pacjentów! Chyba nawet widziała to kiedyś w jakimś filmie...

Opowieść Charlie rozbudziła jej wyobraźnię. Co prawda kawałek o urokach przywracania do życia, wydał jej się mało znaczący, ale widok kobiety w nadpalonym kombinezonie, z toporkiem w ręku, stawiającej czoła pożodze, był super! Wyobrażała sobie jak Charlie w pojedynkę przemierza piekło, mała i nic nieznacząca wobec żywiołu, a mimo to, rzucająca mu wyzwanie. Płomienie ryczały na nią wściekle i miotały obelgi i szyderstwa w językach reakcji chemicznych! BAD-ASS! Zdecydowanie lubiła słuchać opowieści o pracy swoich opiekunów.

Gdy Phil zapytał o jej dzień, Phoebe prawie zerwała się z miejsca. Rozpierana entuzjazmem chciała opowiedzieć wszystko ze szczegółami, pochwalić się, dołożyć coś od siebie, do opowieści... ale słowa utknęły jej w gardle. Myślami szybko przeczesała wszystkie dzisiejsze dokonania i zatrzymała się na samotnej, ciemnej uliczce między starymi kamienicami, przesiąkniętej zapachem strachu i krwi. Oraz na trzech nieruchomych sylwetkach, rozrzuconych chaotycznie, niczym połamane zabawki. Phoebe stała nad jedną z nich. Młodym chłopakiem. Może kilka lat starszym od niej samej. Jego twarz przypominała miazgę, a obie ręce sterczały pod nienaturalnym kątem. W oczach malowało się przerażenie i błaganie o litość. Litość, która nie nadeszła. -"Hej, mamy jednego przytomnego!" - rzuciła Phoebe rozbawionym tonem, wycierając resztki krwi z twarzy - "Coś kiepsko wyglądasz. Może potrzebujesz, by ktoś podał ci POMOCNĄ DŁOŃ?" - z całej siły uderzyła chłopaka w złamane ramię. Zawył w ten rozdzierający sposób, który tak bardzo lubiła. Rozpaczliwie próbował odczołgać się od niej, ale nie zdało się to na wiele. Phoebe zachichotała - "Hej, nie uciekaj, jeszcze nie skończyliśmy! Wiem, że to dla ciebie NIEZRĘCZNA sytuacja..." - kolejne uderzenie, kolejny krzyk. Tym razem wyższy, dłuższy i nawet pełniejszy rozpaczy - "...ale wierz mi, postaram się, by ta chwila nie przeciekła nam między PALCAMI!" - tego, co wydobyło się z gardła chłopaka po ostatnim ciosie, nie można było już nazwać krzykiem. Raczej piskiem kogoś, kogo siłą przeciągają daleko poza granicę jego własnej wytrzymałości.
Na to wspomnienie, entuzjazm Phoebe momentalnie zniknął. Czuła się, jakby coś niewidocznego, ale nieskończenie silnego zacisnęło się na jej sercu i gardle. Jej wzrok powędrował w kąt, jakby szukając kryjówki, nie mogąc znieść zaciekawionych spojrzeń jej opiekunów.
-"Był okey..." - wybąknęła tylko. W kuchni zapadła niezręczna cisza. Phil i Charlie wpatrywali się w nią, wyraźnie zaskoczeni jej początkową reakcją, tak nagle utopioną w zakłopotaniu.
-"hej, wszystko w porządku?" - zapytał Phil. - "Czy powiedziałem coś nie tak?"
-"nie, nie..." - skłamała Phoebe. - "Po prostu przypomniałam sobie, że muszę iść uczyć się do klasówki."

Czuła na sobie spojrzenia Duncanów. Zaniepokojone i troskliwe, odprowadzały ją, gdy wychodziła z kuchni. Pewną ulgę poczuła dopiero, gdy znalazła się za grubymi drzwiami swojego pokoju. Wzięła głęboki, oczyszczający oddech. Ucisk na sercu odrobinę zelżał, ale uporczywie nie ustępował. Dlaczego czuła się tak dziwnie? Przecież nie robiła niczego innego, niż zazwyczaj. Do niedawna, jej małe wypady na miasto, "polowania" jak lubiła je nazywać, dostarczały jej tyle radości. Miała tyle zabawy, wyszukując i dopadając kolejne cele, czuła tyle satysfakcji, gdy w końcu stawała zwycięska ponad pogruchotanymi ciałami swoich ofiar. Czuła się jak łowca, jak prawdziwa wojowniczka! Ale już któryś raz, to samo natrętne uczucie przychodziło do niej w najmniej oczekiwanym momencie i psuło cały dzień. Zauważyła, że prawie zawsze działo się to po opowieści któregoś z jej opiekunów. Czemu? Co się zmieniło? Czym było to, co czuła? Czy to był... wstyd? Ale dlaczego miałaby się wstydzić tego, co robi? Była niepokonana! Była nietykalna! Powoli uczyła to miasto, strachu i szacunku do swojej osoby. Nie, by zależało jej na szacunku, ale strach był dokładnie tym, czego oczekiwała. Powinni się jej bać - czuć to, co czuje wróbel, w ostatniej chwili uświadamiając sobie, jak niebezpiecznie blisko znalazł się nagle ten zaczajony kot.
Westchnęła ciężko. Zrezygnowana, walcząc z mętlikiem w głowie, opadła na fotel. Obracała się na nim przez kilka minut, bawiąc się jednym ze swoich noży. Jej wzrok omiatał malowniczy chaos plakatów pokrywających ściany. Było tam wszystko, od postaci z jej ulubionych filmów lub seriali animowanych, poprzez zespoły muzyczne, skończywszy na dziwnych, industrialno-anatomicznych szkicach, które wpadły jej w oko w internecie. W końcu jej wzrok spoczął na plakacie przedstawiającym muskularnego mężczyznę w czarnym podkoszulku opinającym jego niemożliwie wyolbrzymioną fizjonomię. Nosił szerokie bananowo żółte spodnie i zawadiacko rozpiętą kurtkę do kompletu. Wyglądał przerysowanie i kiczowato, ale jednocześnie władczo i niebezpiecznie. Za jego plecami wznosiła się potężna sylwetka spektralnego wojownika w dziwnej masce
- http://static.comicvine.com/uploads/...6923-19065.jpg
-"Czy ty też miałeś takie rozterki, Lordzie Dio?" - zapytała niepewnym, zmęczonym głosem. Nie oczekiwała odpowiedzi. Miała jednak nadzieję, że widok ukochanego bohatera, oraz dźwięk jej własnego głosu, odegnają pochmurne myśli, pozwolą odnaleźć jakieś oparcie. "Nie, na pewno nie. Szedłeś po trupach głupców, zgniatając każdego, kto stanął Ci na drodze... Poświęciłbyś mnie bez wahania, widząc mnie taką, jak teraz..." Plakat odpowiedział wymowną ciszą. Phoebe westchnęła ciężko. Miała dość. Potrzebowała się przewietrzyć. Mały spacer na pewno by jej pomógł. Ale jak na złość, nie mogła jeszcze wyjść. Phil i Charlie jeszcze nie spali. Odkryliby jej nieobecność i zadawali masę niewygodnych pytań. Musiała czekać.

Następne 2 godziny, były katorgą. Co jakiś czas sprawdzała, czy jej opiekunowie już poszli spać, ale uparcie zajmowali się wszystkim, tylko nie tym, co trzeba. Charlie przyszła nawet do jej pokoju, wybadać, czy wszystko z nią w porządku. Phoebe kłamała jak z nut, ale gdy kobieta w końcu wyszła, poczuła się tylko gorzej. Czemu? Kłamstwo było wygodną metodą otrzymywania od ludzi tego, czego chciała. Zawsze działało! Czemu miałaby się teraz nagle czuć źle, używając tak doskonałej broni? Czy Charlie robiła to specjalnie? Próbowała jej jakoś namieszać w głowie? Uprać jej mózg...? Czy... czy Charlie wiedziała? Nie, nie możliwe, nikt nie wiedział o podwójnym życiu Phoebe. A już szczególnie Duncanowie - bardzo uważała, aby pozostali nieświadomi. Tak było znacznie wygodniej. W końcu zgodziła się na całą tę głupią adopcję, dokładnie po to, by móc wykorzystać ich dom, jako bazę wypadową. Byli tacy cudownie naiwni! Zaś Phoebe doskonale grała swoją rolę uprzejmej i uroczej nowej córeczki. "Czy na pewno grasz?" - cichutka myśl mignęła gdzieś na granicy świadomości dziewczynki. Co to za pytanie? Oczywiście, że grała! Nie potrzebowała rodziny! Duncanowie byli jedynie przykrywką, usunęłaby ich bez wahania, gdyby zaczęli stanowić zagrożenie! Prawda...?

W końcu, Dio zlitował się nad swoją wierną służką. Duncanowie zasnęli, światła w domu pogasły. Phoebe wyciągnęła z szafy swoje ciuchy robocze i pośpiesznie przebrała się z piżamy. Zazwyczaj na akcje starała się zakładać ubrania z jak najmniejszą ilością znaków charakterystycznych - proste czarne bluzki bez nadruków, i bluzy z głębokim kapturem. Do tego bojówki i wygodne trampki. W kieszeni bluzy, miała też parę białych rękawiczek, pomagały nie zostawiać odcisków. Spod łóżka wygrzebała spore pudełko po butach - w nim krył się najnowszy element jej ubioru - dzieło jej własnych rąk - gogle! Przedwczoraj ukradła je z pracowni chemicznej, a dzięki poradnikom znalezionym na YouTube, przerobiła je w taki sposób, że przypominały steampunkowy gadżet. Nic szczególnie wymyślnego, miały być trwałe i funkcjonalne, by znieść aktywność fizyczną towarzyszącą polowaniom. Była jednak bardzo dumna z tego, że udało się jej nadać zwykłym plastikowym goglom ten specyficzny posmak artefaktu wykonanego z zaśniedziałego spiżu. Przejrzała się w lustrze - gogle wyglądały cudownie, niczym wielkie oczy insekta, spozierające z czeluści kaptura. Zsunęła je na szyję, tak by zwisały ukryte pod bluzą. W każdej chwili mogła w miarę szybko założyć je z powrotem. Była gotowa.

Odczekała jeszcze parę chwil, upewniając się, że wszyscy domownicy na pewno śpią, a na ulicy nie kręcą się ludzie. Później uchyliła okno i zeszła po rynnie. Niczym szczur, zniknęła w ciemnych uliczkach Glasgow. Wzięła głęboki oddech. Tak, czuła jak nocne powietrze przywraca jej spokój ducha. Przyjemne i orzeźwiające - chłodziło rozgrzany do czerwoności mózg. Spacer był świetnym pomysłem. A kto wie, może poza drobnym komfortem, przypadkiem odnajdzie też pewnego dupka, lubiącego okaleczać psy? Phoebe zdecydowanie rozumiała i szanowała potrzebę wbijania ostrych przedmiotów w ludzi, ale co za bydlak prześladowałby bezbronne zwierzaki?
 

Ostatnio edytowane przez KaDwakus : 13-05-2016 o 16:56.
KaDwakus jest offline