Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2016, 22:56   #9
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Sana siedziała sztywno na krześle, wpatrując się w kobietę. Nie znała jej, tego była pewna. Kobieta nie była stąd.
Sytuacja była trudna. Nie z powodu niespodziewanej wizyty. Dziewczyna – pierwszy raz od bardzo dawna – nie wiedziała, czego ojciec od niej oczekuje. To była nowa sytuacja. Budziła niepokój. Rzuciła szybkie spojrzenie na ojca, ale tym razem nie wyczytała niczego z jego twarzy. Chciała, żeby pytała i podjęła decyzję. Ale w jakiej sprawie?
- W jakim celu pani przyjechała? – zapytała.
Kobita stała wyprostowana. Trzymała podbródek wysoko. Widać było po całej jej postawie, że nie zwykła tłumaczyć się przed nastolatkami. Jak widać ją też burmistrz Dax chciał upokorzyć.
- Jestem dowódcą oddziału, który ma z tej kolonii zabrać wyjątkowe indywidua. Osoby reprezentujące nadludzki niemal potencjał. Osoby takie jak pani.
“Indywidua”. Brzmiało jak “odmieńcy “. W słowie było coś obraźliwego. Poniżającego. Jednak Sana nie zastanawiała się nad tym. Odetchnęła z ulgą. Na szczęście to nie o nią chodziło. Ona była zwyczajną dziewczyną. Uśmiechnęła się, rozluźniając.
-To pomyłka. Szuka pani kogoś innego. - przeniosła spojrzenie na ojca : - Mogę już wrócić na lekcje?
- Czy nie nazywa się pani Sana Dax i nie jest córką Hermana Daxa? Otrzymałam dość dokładne informacje. Mam ze sobą skan pani genotypu. O pomyłce nie może być mowy
. - Kobieta wyciągnęła przed siebie lewą rękę. Wokół nadgarstka zapaliło się pomarańczowe światło, a po chwili nad ręką zawisła trójwymiarowa podobizna twarzy nastolatki.
- To moje zdjęcie - albo kogoś bardzo podobnego - ale mówię o tym, że nie mam żadnych specjalnych zdolności - zaczęła Sana, aby przerwać po chwili. Znowu rzuciła szybkie spojrzenie na ojca. Może chodziło o legendę na temat jej zdolności “uzdrawiania” osób wyciągniętych z rzekomo skażonej strefy w okolicach jaskiń? Ale przecież to był mit przeznaczony dla mieszkańców.. Nie wiedziała, jak się ma zachować o ile może powiedzieć.. Odwróciła się do mężczyzny . Potrzebowała jego wskazówek.
- Ojcze, możemy chwilę porozmawiać tylko we dwoje? Ty i ja?
Herman wstał zza biurka.
- Zechce pani chwilę zaczekać? Ktoś z obsługi należycie panią ugości.
Kobieta skinęła głową i wyszła przez jedyne drzwi do pomieszczenia. Jakoś tak nikomu nie przyszło do głowy, że mogłaby nie “zechcieć”.

- Myślałem, że wysłuchasz jej do końca. Nie czujesz się pewna? - Stał tak nad nią, niczym posąg i wpatrywał się z ciekawością.
Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Ma moje zdjęcia.. ale to nie chodzi o mnie. Nie mam specjalnych zdolności. Chcesz, żebym udawała, że mam? Potrafię to zrobić. Przekonać ją. Ale jeśli stąd odejdę, to nie pomogę Osadzie. Sądziłam, że moim przeznaczeniem jest zostać przywódcą naszego ludu. Tutaj. Kontynuować twoje dzieło, ojcze. Tego chcę.
- Mówiła, że wrócisz. Chcą odkryć w ludziach zdolność telekinezy. Jak u Asari
.
W głowie Sany pojawiło się skojarzenie mitycznej rasy obcych. Błękitnoskóre kobiety potrafiące siłą umysłu przenosić przedmioty czy odbijać kule. Dziewczyna opowieści o telekinezie zawsze traktowała jak bajki. Jednak wiedziała, że rasa Asari istnieje.
- Podobno opracowali technologię jak wydobyć z ludzi takie zdolności. Nie ze wszystkich. Ale badania krwi powodują, że się kwalifikujesz. Myślę, że możesz bardzo umocnić pozycję naszego rodu jako pierwsza ludzka biotyczka. - W oczach ojca było pewne wyzwanie. On pragnął dla niej tych mocy. Wpisały się już w jego doskonały plan.
Sana cała zamarła w środku, choć na jej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień. Ma wyjechać? Zostać wszystko, nie wiadomo na ile?! Rodzinę, przyjaciół, jezioro? W sumie nie miało znaczenia, dokąd ma jechać – nigdy nie oddalała się na więcej niż na kilkadziesiąt kilometrów od Osady. Nie było takiej potrzeby. Sądziła – była pewna – że to się nigdy nie przydarzy, nawet nie rozważała takiej opcji.
Spróbowała myśleć w sposób pozytywny – wyjedzie, ale to dobrze, bo… bo pozna nowe miejsca, nowych ludzi, uniknie męczących treningów, ojciec będzie z niej dumny. Panika narastała, nic nie pomagała.
Zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Podniosła wzrok i spojrzała ojcu w twarz.
- Proszę.. nie każ mi tego robić. – powiedziała tylko.
Herman obszedł biurko, po czym usiadł na jego brzegu.
- Nie chcę ci niczego w tej kwestii nakazywać. Wierzę, że jesteś już dorosła i sama podejmiesz słuszna decyzję. Na wyciągnięcie ręki masz przed sobą boską moc. Będąc półbogiem nie będziesz mieć najmniejszego problemu z prowadzeniem za sobą ludzi.
Objął dziewczynę i przyciągnął do siebie. Zdziwiona, poddała się jego dotykowi. Ojciec nie był szczególnie wylewny. Właściwie - Sana nie pamiętała, kiedy ostatnio ją przytulał.
- Pamiętaj, że miarą naszej dojrzałości jest to, że potrafimy wejrzeć w przyszłość i podejmować decyzje dobre dla osady, nawet jeżeli wymagają od naszej rodziny poświeceń.
- Rozumiem
. - odpowiedziała. Decyzja mogła być tylko jedna. - Nie każmy naszemu gościowi czekać.
Herman wcisnął przycisk interkomu i rzekł:
- Wpuść ją.
Po kilku sekundach do pomieszczenia ponownie weszła kobieta w zbroi. Natomiast Dax skierował się do drzwi. Mijając Sanę powiedział:
- Ufam, że ma dalsza obecność nie jest już obligatoryjna? Sano, przyjdź proszę po wszystkim do ogrodu.
-Tak, ojcze.


Kobieta sprawiała wrażenie zdenerwowanej. Zdawała sobie sprawę, że Dax chciał ją upokorzyć stawiając przed podlotkiem i zmuszając do rozmowy jak równy z równym. Jednak grymas szybko zniknął z jej twarzy. Zastąpiła go zimna maska profesjonalizmu.
- Czy ma panienka jeszcze jakieś wątpliwości?
- Jak długo będzie trwało szkolenie? Kiedy będę mogła tu wrócić? Ojciec mówił, że po wszystkim wrócę
. - w tym momencie przyszła jej do głowy kolejna myśl, przez chwilę rozważała, jak ją sformułować o w końcu dopytała : - Czego oczekujesz ode mnie w zamian za szkolenie? Chcesz do czegoś użyć moich zdolności. Do czego? Jeśli mam się w pełni zaangażować potrzebuję znać kontrakt. A potrafię zaangażować się w 100 %.
- Ciężko mi wypowiadać się w szczegółowych kwestiach. Nie odpowiadam za program szkolenia. Poprzednia transza trwała dwa lata
- spojrzenie kobiety nagle uciekło gdzieś w bok. - Czas szkolenia jest uzależniony od ewentualnych wyników. Opanowanie mocy biotycznych może zająć kilka tygodni, a może miesięcy. Po zakończonym szkoleniu prawdopodobnie przez pewien czas będziemy wymagać służby dyplomatycznej. Myślę, że nie będzie to trwać dłużej niż rok. Będą was pokazywać w Cytadeli i na Ziemi, jako pierwsze pokolenie ludzkich biotyków. Może będziecie musieli w czasie transmisji na żywo przenosić przedmioty siłą myśli. Później wszystko zależy od was. Praca w dyplomacji będzie stać otworem. - Spojrzała na Sanę wyzywająco - Możecie się też zaciągnąć do wojska wzmacniając potencjał naszej armii. Niektórzy z was mogą chcieć trenować kolejnych. Tak naprawdę perspektyw będzie ogrom. Ale możesz też wrócić tutaj. Macie piękne jeziora. Rozumiem dlaczego nie chcesz opuszczać tego miejsca.

Bzdura, nic nie rozumiała. Miała wypełnić swoje zadanie, możliwe w najszybszym czasie i najmniejszymi kosztami, to wszystko. Do tego kłamała, nieudolnie zresztą. Czy chodziło o czas szkolenia, czy o to, co było potem? Poprzednia transza.. Co się z nimi stało? Tego też Sana nie wiedziała. Ale była pewna jednego: szybko przyswajała nowe umiejętności. Była wytrwała i zmotywowana. A jeśli rzeczywiście miała do tego talent - a pewnie miała, skoro kobieta zdecydowała się przylecieć - to szybko opanuje potrzebne zdolności. A wtedy nikt nie będzie jej w stanie do niczego przymusić… do niczego. Zrobi to, co uzna za konieczne i słuszne. W sumie oba słowa oznaczały to samo.
- Spakuję się - powiedziała tylko do kobiety.
- Proszę, żeby bagaż był możliwie mały. Czekamy przed budynkiem. Jeżeli Ci zależy na pożegnaniu się z kimś, to poczekamy. Mój człowiek powinien już przekonać rodzeństwo Korelian.

Sana ukłoniła się i wyszła. Pozornie nie zareagowała na informacje o „przekonaniu” jej przyjaciół, ale w środku myśli i emocje znów zawirowały w szalonym tańcu. Przez sekundę poczuła radość i ulgę, ze nie będzie musiała przechodzić przez to wszystko sama. Szybko jednak odepchnęła od siebie te egoistyczne myśli. Jej odczucia nie były istotne. Harriet i Hugo nie musieli jechać! Nie musieli! Była pewna, że ani jej przyjaciółka, ani narzeczony i nie planowali, nie chcieli wyjeżdżać – ich życie związane było z jeziorem i Osadą. Nie mieli też – w przeciwieństwie do niej – powinności. Mogli sami decydować i wybierać. A może jednak nie? Może też byli częścią planu jej ojca? Planu zadbania o Osadę? Nie wiedziała tego. A może jednak uwiodła ich idea posiadania nadludzkich mocy?
Wpadła do swojego pokoju, spakowała szybko kilka ubrań, bieliznę na zmianę, szkicownik i ołówki, przybory kosmetyczne.. nie wiedziała, co powinna zabrać. Zapięła na szyi łańcuszek z diamentem, prezent od rodziców na 15 urodziny.

Pożegnanie z matką było krótkie, kobieta robiła dobra minę do złej gry, Sana też udawała, że cieszy się z wyjazdu. Żadna z nich nie chciała się rozkleić.

Dziewczyna wybiegła do ogrodu, gdzie miał czekać na nią ojciec. Jeśli to on zdecydował o wyjeździe Korelian – przekona go do zmiany zdania. Nie wahała się już. Wiedziała, ze da radę przekonać i ojca, i przyjaciół. Ich miejsce było tutaj.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline