Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2016, 10:45   #2
no_to_ten
Konto usunięte
 
no_to_ten's Avatar
 
Reputacja: 1 no_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemuno_to_ten to imię znane każdemu
Gorąc przypominał jej o rodzinnym Teksasie. Ostre słońce, skwar i żar, a każdy rozżarzony kawałek metalu bezlitośnie parzy. Wszechobecna duchota, woń spoconych facetów, zapach rozgrzanego i parującego asfaltu. Przyjemna pogoda dla Bianci.


Trzeba było się przed nią jakoś chronić, nie można było założyć na siebie zbyt dużo. Jasna bluzka, która zakrywałą jedynie biust, brzuch pozostawiając na widoku. Równie jasna spódnica do kompletu - asymetryczna, odsłaniająca bardziej prawą nogę - a do tego zwykłe wiązane sandały. Płaskie, to w końcu świat po apokalipsie, a nie wybieg.

Spotkała kiedyś jedną federatkę w barze.
*****


Weszła ze swoim psem, wielkim czarnym cane corso. Bianca, dla przerwania nudnego siedzenia i gapienia się po ścianach, zagaiła o tego Paxa. June to była zadziwiająca dziewczyna, która chyba była czymś pobudzona i przez to nadmiernie wylewna. Była ubrana tak dobrze i wszystko było tak dopasowane jakby wciąż istniały magazyny o modzie, za którą trzeba podążać.

Co by nie powiedzieć - wydała jej się sympatyczna.

*****


- Bardzo miła pogoda.
Uśmiechnęła się, stojąc w środku grupy. Lubiła chłopaków - i Alejandrę - choć nie była jeszcze pewna czy to kwestia zapewnianego bezpieczeństwa, czy po prostu dobrego kontaktu. Pewnie po trochu jedno i drugie, choć zaczęło się od pierwszego. Wtedy, w tej zafajdanej dziurze i równie zafajdanej knajpie. Scott i Butch przegonili gangerów kilkoma słówkami, takimi że Bianca przez chwilę zastanawiała się czy to może nie gangerów, a ich powinna się bać. Ale pomogli, a to się liczyło. W ramach wdzięczności dała im trochę paracetamolu. Niby niewielki gambel, ale przydatny ludziom, którzy często dostają po mordzie.

A gdy okazało się, że też zmierzają na północ, to dlaczego nie pójść tam razem?

I tak oto znaleźli się wszyscy, całą grupą, w Denver. Scott, Butch, Młynarz, Alejandra, Tristan, Wichura no i sama Izquierdo. Wszystko funkcjonowało na razie dość dobrze i Bianca miała nadzieję na utrzymanie takiego stanu rzeczy.

Niziutka i szczuplutka dziewczyna z Teksasu, o bujnych czarnych włosach i równie bujnych częściach ciała była narażona na liczne niebezpieczeństwa, a stojąc pośrodku zespołu czuła się bezpieczna.

Poczucie bezpieczeństwo budowało również to, że na jej biodrach spoczywał ciasno zapięty bandolier, a przy udzie widniała kabura z rewolwerem. Oko człowieka zaznajomionego z bronią od razu rozpoznałoby Korth Combat.

Przez ramię przewiesiła jasnobrązową skórzaną torbę, w której grzechotały obijające się o siebie naboje, dziesięć sztuk .38 Special oraz szybkoładowacz. W wozie miała swoje przybory medyczne, w końcu nigdy nie wiadomo kiedy mają się przydać, a lepiej mieć pod ręką, niż w bazie. Całą resztę swojego wyposażenia zostawiła właśnie tam, w ich spokojnej przystani.

Na chwilę obecną przystanią był jednak sam samochód, z Biancą opartą o bagażnik.
 
__________________
[I]Stars shining bright above you
night breezes seem to whisper "I love you"
birds singing in the sycamore trees
dream a little dream of me[/I]

Ostatnio edytowane przez no_to_ten : 14-05-2016 o 16:27.
no_to_ten jest offline