Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2016, 00:43   #15
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2

Denver; Downtown; komisariat; Dzień 1 - południe; gorąco




Tristan Nolan, Butch Carter i Scott Sheppard



Pęd motorów był przyjemną odmianą w stosunku do rozgrzanych od samego rana miasta. Rozpędzać się jednak było tylko momentami pomiędzy tym jak się wyjechało z okolic placu, ludzi i ich konnych i mechanicznych pojazdów opuszczając go po porannych wymianach. Potem nieco dalej od centrum było nieco luźniej nie oznacza, że bez tłoku. Trzeba było uważać na dziury czy wręcz wyrwy i leje jakie zdążyło skolekcjonować miasto i jego ulice od Dnia Zagłady. Nadal bywało zakorkowane wrakami z tamych dni czy późniejszych. Nadal musieli uważać na innepojazdy bo nie byli jedynymi użytkownikami ulic. Mijali pieszych nie uznających chodników lub miejsca gdzie ich po prostu nie było, mijali konnych czy wozy zaprzężone w konie, mijali wojskowe i cywilne pojazdy. Wszystko to wzbijalo kurz i hałas. Właściwie jedynymi momentami gdy bez ryzyka można było poszaleć z manetką gazu były pustawe sektory i kwartały przedwojennej metropolii. Pustawe czyli nie zamieszkałe przez ludzi uznajacych się za cywilizowanych. Więc wówczas też nie można było czuć się w pełni swobodnie nawet jak ulica zdawała się pusta. Jadąc przez jedną z takich pustych ulic zostali obrzuceni kamieniami z jakiegoś pozornie opuszczonego budynku choć niecelnie i w sumie nic się jednak nikomu nie stało.

Gdy zatrzymali się przed głównym komisariatem miasta zauważyli, że pojazdów jest dość sporo. Czyli jak zwykle. Główny komisariat był tak samo popularnym miejscem odwiedzin i pracy jak i Ratusz choć cel i charakter takich wizyt był raczej inny. Nomen omen zauważyli przynajmniej dwa pojazdy które widzieli wcześniej pod Ratuszem. Jeśli nie był to jakiś zbieg okoliczności to widać ktoś rozkminiał podobnie do nich. Najbardziej rzucał się w oczy hummer w wojskowym malowaniu. Co prawda w garnizownowym jak twierdzili żołnierze, mieście taki pjazd nie budził żadnej sensacji ale chyba właśnie podobny widzieli pod Ratuszem. Ile pojazdów nie rozpoznali, były tu wcześnie czy dopiero się zjadą dzisiaj czy na dniach nie sposób było oszacować.

Wnętrze budynku przywitało ich cieniem choć niekoniecznie chłodem. Co prawda tu czy tam były rozstawione małe wentylatory ale najczęsciej pracownicy komisariatu się nimi wahlowali a reszta otoczenia mogła co najwyżej liczyć na jakiś poboczny, chłodniejszy podmuch. Nie dało się zauważyć zwyczajowego tłumu ludzi i w mundurach, i z samymi odznakami czy opaskami bo w końcu jak każda większa organizacja, miejscowa policja też borykała się problemami z zaopatrzeniem we wszystko z mundurami i to jeszcze jednolitymi włącznie. Byli też ludzie w ogóle bez mundurów czy odznak. Jednych prowadzono w kajdankach, innych luzem, innym wskazywali drogę czy coś tłumaczyli ludzie w okienkach a inni stali, rozmawiali ze sobą, kłócili się czy po prostu czekali.

Scott znał drogę do biura “Sprawiedliwego” ale jednak wiedział, że rezyduje w głębi komisariatu. Nie dało się do niego dostać ot, tak z ulicy. Spotkanie jednak udało się zorganizować dość gładko. Jeden z młodszych funkcjonariuszy którego nie znał poprowadził ich w znanym Shepard’owi kierunku. Będąc już blisko minęli się z grupką umundurowanych i uzbrojonych ludzi, sprawiających wrażenie żołnierzy lub zmilitaryzowanych najemników. Wyglądali jakby właśnie wyszli ze spotkania z Hancock’iem. Przed biurem czekał nadal tłumek chyba z tuzina osób sprawiający różnorakie wrażenie od myśliwych, przez wojskopodobnych najemników, kowboi czy zwykłych obdartusów. W drzwiach biura stanął jednak sam właściciel i szef komisariatu i widząc nadchodzących machnął ręką zapraszając ich do środka.




Denver; Downtown; hotel Sheratown; Dzień 1 - południe; gorąco




Bianca Izquierdo



Bianca właściwie miała chyba najbliżej do swojego celu. Siedziba głowna najsławniejszego i najbogatszego pewnie biznesmena w metropolii mieściła się bowiem prawie po sąsiedzku z Ratuszem w przedwojennym hotelu Sheraton. Obecnie przynajmniej od zewnątrz nie był to już tak piękny i wypolerowany budynek jak przed wojną ale nadal zachował się w wystarczającym stopniu by większość społeczeństwa uznała go za całkiem niezły. Reszta zrobiła obsługa biznesmena zachowująca olbrzymi budynek w przyzwoitym stanie a zamieszkała czy użytkowana na co dzień część była podobno z tych wyższych standardów. Miała bowiem wewnątrz Latynoska miała być pierwszy raz.

Faktycznie jednak plotki krążące po mieście okazały się przynajmniej częśćiwo prawdziwe. Przed wejściem stał portier ubrany w przedwojenną liberię zupełnie jakby hotel wciąż działał. Szklane drzwi i okna były w większości nadal całe i prześwitujące czyli względnie czyste. Choć wzmocnienia z blach i mniej lub bardziej subtelne kraty stanowiły na pewno powojenną modyfikację. Poza tym szpecącym elementem systemu bezpieczeńśtwa dalej hol znów wyglądał jak przedwojenny hol. Nawet z recepcją i siedzącą za nią miłą dla większosci ocza czystą recepcjonistką w czystym ubraniu pasującym do przedwojennego biurowego dress code. Ale przede wszystkim był cień i cudowna w takich chwilach wentylacja.

Oznają luksusu poza przyjemnym cieniem i elektrycznie napędzanym chłodem i działajacymi światłami który to zestaw na mieście jeszcze zdarzał się tu czy tam była sławna w całej metropolii fontanna. Niegdyś zapewne ozdoba ciesząca oko gości hotelowych. Obecnie właściwie też ale najbardziej zdumiewajacą rzeczą było to, że działała i na rozkaz Sanaki nadal biło z niej czysta, chłodna woda. I za zgodą właściciela lokali ludzie mogli z tego korzystać. Oczywiście odpowiedni ludzie którzy po pierwsze przeszli wstępną selekcję u portiera więc menele, Szczury czy awanturujący się natręci nie byli wpuszczani a portier w razie czego mógł dostać wsparcie dyskretnej raczej na pierwszy rzut oka ochrony. Ale bezproblemowi i grzeczni ludzie mogli nacieszyć oko i rozpaloną Słońcem skórę i gardła chłodem czystej, zimnej wody. Teraz też widziała przy fontannie kilka osób przycupniętych z kubkami w dłoniach i rozglądających się wokół zbyt ciekawie by byli stałymi gośćmi.

Przypuszczenia Scott’a co do zajętości ważniaka okazały się jednak słuszne. Miła pani recepcjonistka była oczywiście skłonna wpisać Biancę w grafik by umówić się z panem Sanaką. Nie było z tym żadnych problemów. Pierwszy wolny termin był gdzieś za dwa miesiące. Ale jakby przychodziła częściej może jakby się coś trafiło wcześniej gdyby ktoś zrezygnował i się termin zwolnił. Dziewczyna zasugerowała jednak, że gdyby wiedziała więcej o co chodzi dużo łatwiej by było umówić się z którymś z managerów pana Sanaki.




Denver; peryferia; sklep “1101 Drobiazgów”; Dzień 1 - południe; gorąco




Młynarz



Albinos został podwieziony przez jakiegoś farmera który i tak jechał za miasto więc mógł go podrzucić. Znacznie to skróciło czas potrzebny na przedarcie się przez zalane gorącym betonem w większości wymarłe miasto. Większość enklaw skupiała się bowiem w pobliżu centrum a dalej były już porozrzucane dość chaotycznie. Zaś pomiędzy enklawami były całe domy, ulice czy kwartały w których właściwie mogło być wszystko z Nocnym Potworem włącznie poza cwyilizowanymi ludźmi. Chyba, że podobnie jak obecnie Młynarz byli właśnie w drodze przez takie rejony.

Stary posterunek który zajął na swój sklep Karawaniarz stał nadal tam gdzie zwykle. Całkiem niezły wyczyn w dzisiejszych czasach. Samego właściciela zauważył jednak na zewnątrz. Chodził z uważną miną po jakimś wozie zawalonym najprzeróżniejszymi bambetlami. Chodził uważnie stawiając swoje kroki, a w tak zawalonej przestrzeni z jego kulejącą kończyną pewnie nie było to dla niego łatwe. Chodził jednak i oglądał, podnosił, stukał, znowu ogladał i gadał z jamiś kolesiem który również łaził razem z nim po tym wozie. Coś najwyraźniej tłumaczył gestykulując całkiem sporo albo podnosił jakieś ustrojstwo z wozu i dawał staremu handlarzowi do obejrzenia. Ten brał i oglądał albo i nie. Pomocnik Karawaniarza czekał na ziemi z notatnikiem w dłoni stukając go często ołówkiem a dwóch pracowników czekało obok niego paląc papierosy. Poza tym przy wozie stało jeszcze czekając dwóch innych typów ale widać było, że się niecierpliwią albo czekają z napięciem na to co postanowi tych dwóch na wozie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline