Bezczelność kupca wręcz wprawiła ją w podziw. Nie dość, że koloryzował jak najęty, to jeszcze prawie wyciągnął łapsko po leżący na stole podarek, choć nikt mu go nie oferował. Pożądliwość wyzierała mu z oczu. Ale jeśli sądził, że pozwoli mu na pospolite skórołupstwo wobec mnichów, to srodze się pomylił.
Lewą dłoń oparła na rękojeści sztyletu, a palce prawej przesunęła powoli po futerkach, jakby umyślnie chcąc podkreślić ich miękkość i puszystość. Potem spojrzała wprost na mężczyznę.
- Widzę kupcze, że karczmarz miał rację. Najwyraźniej masz kłopoty z wyceną towaru. – rzuciła twardo. - A i z geografią u Ciebie nie najlepiej. Największe miasto, Ober, leży 5 dni drogi stąd – no chyba, że podróżuje się wyjątkowo powolnymi wołami. – ciągnęła tonem towarzyskiej pogawędki. - Zaś cztery dni drogi na wschód od Zębatych Rozstai znajdziesz miasto Colzart, pospolicie Świerzopą zwane. Zaprzeszłej wiosny założył je na swoich ziemiach graf Redvein, sprowadziwszy osadników aż z Vermeeren. Jest tam gildia handlowa, tartak, bank, a nawet schola prymarna. Winiarni i miejsc rozpusty pełnych dusz zbłąkanych, też tam nie brakuje. Tam właśnie zmierzałem, gdy los mnie tu przywiódł.- Znienacka wyjęła nóż i położyła go na blacie tuż przed sobą. Światło zalśniło na gładkim ostrzu z wypukłą pół-zwierzęcą, pół-ludzką postacią u nasady. - I wiesz co, kupcze? – mówiła dalej. – Skupuje tam futra pewien Szkot, Eachin McDuff , kutwa i chciwiec pierwszej wody. Ale nawet on nie odważyłby się zaproponować za te skóry mniej niż 100 sztuk srebra, a po potargowaniu ceny wysupłałby drugie tyle, przekonany, że zrobił dobry interes.
Jej głos znów nabrał twardych tonów. Wygląd mężczyzny wciąż przywoływał przykre wspomnienia, a zapach jedzenia, drażniący pusty żołądek, wcale nie poprawiał jej humoru.
__________________ Życie to ciągłe czekanie: na dorosłość, na miłość, na autobus, na ulubiony serial, na szczęście, na wakacje, na przyjaciela... aż w końcu na śmierć. |